wtorek, 3 lipca 2018

Instynkt łowiecki

Psi charakter jest niezwykle ważny z punktu widzenia właściciela psa. Jest to ta zmienna, na którą w procesie wychowania szczeniaka mamy najmniejszy wpływ. Na psi charakter ma wpływ pochodzenie psa, genetyka, socjalizacja oraz popędy. Te ostatnie bywają zmorą wielu właścicieli. A największym utrapieniem bywa instynkt łowiecki. Instynkt łowiecki jest cechą, która najbardziej zaskoczyła mnie w moim psie . Nie spodziewałam się po wystraszonym małym bąblu takiego silnego popędu. Wszystkie psy mają instynkt łowiecki, ale Nuk ma go jakby więcej.
 


 
Trzeba się rozejrzeć po okolicy
 

Instynkt łowiecki lub inaczej popęd łowczy to trudna sprawa i złożony temat. Napisano bardzo wiele o instynkcie łowieckim. Jeśli dominuje on nad trzema pozostałymi instynktami, jest zarówno dla psa, jak i dla właściciela prawdziwym utrapieniem. Są oczywiście psy hodowane do polowań,  u których  instynkt łowiecki jest pożądany, ale takie psiaki podlegają wczesnemu szkoleniu i pracuje się z nimi od początku w tym kierunku. Ale jak postępować z takim na przykład kundelkiem, który nie ma nic wspólnego z żadną typowo myśliwską rasą (choć jak się przyjrzeć, wygląda podobnie do teriera niemieckiego), my sami nie jesteśmy myśliwymi, a instynkt łowiecki szaleje? Po pierwsze, czym się objawia instynkt łowiecki u psa wielorasowego, w typie powiedzmy teriera, na przykładzie mojego psa.
Cecha pierwsza - węszenie. Węszenie towarzyszy temu psu zawsze i wszędzie, i choć jak wiadomo każdy pies węszy, to w tym wypadku jest to wyraźnie nasilone. Pies nie tylko chodzi z nosem przy ziemi, ale też łapie trop z powietrza, wyraźnie szuka śladów zapachu  odwracając głowę w różnych kierunkach, czasem nawet podbiegnie sobie, zawróci, zatrzyma się. Jak już coś wyczuje lub zobaczy, stoi z głową w odpowiednim kierunku i łapą w górze – pokazuje, wystawia obiekt. Tak, tak, mówimy o kundelku. Gdyby to był jedyny objaw instynktu łowieckiego, to w porządku, ale oczywiście nie jest. Ponieważ nie pada komenda, na którą pies czeka, a w sumie nie wiem, na co czeka, pies startuje sam.
Cecha druga – pogoń. W zależności, czy jest to wiewiórka, ptak czy zając albo dzik, pościg trwa krócej lub dłużej. Kończy go wskoczenie wiewiórki na drzewo, ucieczka ptaka albo moje „do mnie” w przypadku dzika. Przy czym muszę przywołać psa w odpowiednim momencie, czyli albo zawczasu, zanim w ogóle wystartuje, albo gdy jeszcze nie odbiegł za daleko i mnie słyszy. Ponieważ nie chcę, by pies ganiał zwierzęta po lesie, reaguję od razu komendą „zostaw”, gdy widzę, co się święci. Komenda „zostaw” i „do mnie” to podstawa, taki pies musi to umieć na blachę. Co innego jednak przywołanie, a co innego odwołanie już biegnącego psa. Czasem się człowiek zagapi i pies jest już nie do odwołania, przynajmniej mój. Na razie, mam nadzieję.  Ciemną stroną  pogoni jest  również gonienie za samochodami, biegaczami, rowerami, słowem, wszystkim, co się względnie szybko porusza. Nauczenie psa ignorowania tylu bodźców to ciężka robota. Nam się udało połowicznie, to znaczy czasem jeszcze chce pobiec, ale częściej ładnie zignoruje. Najłatwiej było z samochodami, najtrudniej z dziećmi na rowerkach i sankach.
Cecha trzecia – tropienie. Pies idzie za tropem, który wyczuje i zapamiętuje się w tym tak bardzo, że nie zwraca uwagi na mnie. Albo inaczej, zwraca uwagę, ale podejmuje decyzję, żeby  jednak podążać za tropem. Zazwyczaj tropi zwierza. Pozytywnym aspektem tropienia jest to, że czasem może się to przydać. Mój pies na przykład znalazł kiedyś w krzakach ledwo żywego kociaka, którego udało się uratować.
Cecha czwarta – ciągnięcie na smyczy. Wierzcie mi, wiem na ten temat wszystko, zastosowałam wszystko, a przez długi czas miałam wrażenie, że nie zadziałało nic. Nie będę opisywać wszystkich metod zastosowanych przeze mnie do nauczenia psa luźnej smyczy, bo tych opisów jest bardzo dużo, łatwo można znaleźć setki takich samych porad. W którymś momencie, gdy człowiek stosuje to wszystko prawidłowo przez miesiąc, dwa, trzy i nic, przychodzi w końcu myśl, że to nie działa na tego oto psa! Po ponad pół roku intensywnego stosowania zawracania, drzewek, skupiania na sobie, skarmiania smaczkami za dobre trzy kroki na luźnej smyczy, zauważyłam poprawę w chodzeniu, ale: trzeba było dodać komendę „wolniej”, pies nie może iść przede mną, bo od razu zaczyna węszyć i ciągnąć, smaczki nie działają, za to działa delikatne naprowadzenie smyczą (na obroży lub szelkach) lub ręką (target) na pozycję obok nogi. Nie jest to chodzenie przy nodze, ale obok mnie lub za mną. Tak, to ma znaczenie dla mojego psa z silnym instynktem łowieckim. Muszę w tym momencie dodać, że bardziej powolne, mniej węszące, nieco starsze psy znajomych nauczyłam chodzenia na luźnej smyczy w ciągu jednego dnia. Zatem moją własną suczkę uważam pod tym względem za wyzwanie i niniejszym składam to na karb instynktu łowieckiego.
Jak sobie radzić z takim psem? Spacery na smyczy. Dużo spacerów na smyczy w różnych miejscach w celu oswojenia maksymalnej ilości różnych bodźców, zwłaszcza takich, za którymi pies z instynktem łowieckim po prostu musi biec. Czyli łazimy obok ścieżki rowerowej, obok ulicy, w lesie spacerujemy na smyczy lub na lince (najlepiej). Druga rzecz – komendy. No po prostu pies musi znać i reagować na komendy. Nie wystarczy zawołać: „Pikuś do nogi”, jeśli to nic dla psa nie znaczy. My stosujemy też gwizdek na przywołanie awaryjne. Warto nauczyć psa reakcji na gwizdek, ma to wiele zalet: gwizdek ma jeden ton, nie brzmią w jego dźwięku żadne emocje, wyróżnia się od innych dźwięków. O przywołaniu awaryjnym też można sobie poszukać i wiele się dowiedzieć z innych źródeł, więc nie będę się nad tym rozwodzić. Ważna rzecz – zabawy węchowe. Zastosowanie zabaw węchowych w przypadku psów z silnym instynktem łowieckim może mieć wiele zalet, na przykład zaspokojenie naturalnych potrzeb, zmęczenie psychiczne. Poza tym psy, zwłaszcza takie, lubią to robić. Jednak uwaga, może to nasilić i tak rozbuchany instynkt, co u nas miało miejsce. Na szczęście był to objaw przejściowy, nie zrezygnowałam z poszukiwania smaczków, maty węchowej, ukrywania przedmiotów, ale przy okazji nauczyłam komendy „szukaj” i teraz pies wie, kiedy ma szukać, a kiedy „koniec”. Jeszcze jedna ważna rzecz – cierpliwość. Instynktu łowieckiego nie da się zagłuszyć ani wyciszyć, nie można psa pozbawić instynktu. Pies jest drapieżnikiem i ten instynkt po prostu jest obecny. Jedyne, co możemy zrobić, to sprawić, by pies wybierał nas, by skupiał się bardziej na nas i by nam ufał.
Są ludzie, którzy twierdzą, że to nie instynkt, tylko zwykłe nieposłuszeństwo. Zwłaszcza jeśli dotyczy kundli, a nie psów rasowych, które łatwo się usprawiedliwia (bo przecież ta rasa tak ma – indywidualiści). I że przecież psy myśliwskie można odwołać z pogoni. Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Oczywiście da się odwołać psa myśliwskiego z pogoni, ale są to psy odpowiednio selekcjonowane i przyuczane od szczeniaka do określonego zachowania. A i wśród nich zdarzają się takie, których nie da się tego nauczyć, bo są zbyt niezależne lub uparte. Takie psy się nie nadają do polowania.




 
I trzeba wszystko mieć pod kontrolą...
 
Instynkt podpowiada psu, co pies ma robić, niezależnie od stopnia jego posłuszeństwa. Są psy, które nie będą gonić dzieci, a gołębie mają pod ogonem. Nie mają potrzeby gonić. Czy na tej podstawie  powiemy o nich, że są posłuszne? Są psy, których nigdy nie uczono chodzić na luźnej smyczy, a leniwie człapią przy człowieku? Czy są posłuszne? A może są leniwe, mają niski poziom energii i nie chce im się nigdzie łazić. Są też psy bardzo dobrze wyszkolone, które biorą udział w zawodach agility czy obedience, a które pobiegną za zającem i zostawią właściciela daleko w tyle.
Mając psa konkretnej rasy jest o tyle łatwiej, że wiadomo mniej więcej, czego się spodziewać. Teoretycznie nikt nie kupuje posokowca, żeby z nim poleżeć na kanapie. Wiadomo, że husky wymaga dużo ruchu i jest bardziej uparty niż inne psy, a owczarek musi dużo biegać, ale za to łatwiej go ułożyć. Z opinii różnych osób wynika, że nie jest to również takie oczywiste, ale przynajmniej wiemy mniej więcej, czego się spodziewać. W przypadku kundelków, określanych pogardliwe „po prostu nieposłuszny kundel”, instynkt łowiecki może być silniejszy niż w przypadku konkretnych ras. Poza tym, o takim psie nie wiemy nic. Być może jego rodzice byli zdziczali, a może pochodzili od psów myśliwskich, które się „nie nadawały” i zostały odrzucone lub uciekły. Taki pies to zagadka, może się okazać leniuchem uwielbiającym spać na kanapie, a może mieć silny instynkt łowiecki, z którym nie tak łatwo sobie poradzić. Oczywiście z każdym psem powinno się pracować, lecz gdy się ma psa inteligentnego, ale z silnym instynktem łowieckim, to, jakby to rzec, trzeba pracować bardziej.
Gdyby ktoś znał przypadek podobny do mojego, to dajcie znać, niech mi ulży na sercu J

19 komentarzy:

  1. Oj tak, psie szkoły i pozytywne szkolenie - ksiązki można pisać. Nauczą sztuczek, ślepego wykonywania poleceń, ale zero sposobów na radzenie sobie w życiu, w prawdziwym świecie. Zero korekt, a bywa, że przy pracy z niektórymi psami są wręcz niezbędne. Wszystko za smaki, a potem awaryjnie jak smaki się skończą to pies ma własciciela w d... Ja tylko poważne problemy konsultowałam na indywidualnych spotkaniach z behawiorystą

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc wpadłam w szkolenie jak śliwka w kompot. Za dużo, za szybko, za bardzo. Mój pies wszystko łapał w mig, więc nie zauważyłam początkowo problemu. A problem siedział głęboko w emocjach i instynktach. Trzeba było to bardziej wyciszać niż pobudzać szczebiocząc i chwaląc radośnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, bardzo fajnie piszesz - z pewnością będę zaglądać na Twój blog częściej.

    Druga rzecz, o której chciałam wspomnieć, to seminarium Michele Minunno, które kilka miesięcy temu odbyło się w Warszawie. Ja nie byłam, ale ogólną relację, o czym mówił, mam od mojej kumpeli, która zawodowo pracuje z psami. Na tym seminarium Michele Minunno mówił, że bardzo intensywne zachowania łowieckie mogą czasem być dla psa strategią radzenia sobie ze stresem - coś trochę podobnego do tego jak np. obsesyjne robienie zakupów może być strategią radzenia sobie ze stresem u ludzi.

    I trzecia rzecz: kwestia tego ciągnięcia na smyczy. Nie wiem, jak konkretnie to wygląda w przypadku Twojego psa. Ale moje doświadczenie jest takie, że ciągnięcie na smyczy bywa problemowym zachowaniem, które wyraźnie pokazuje ograniczenia takiej pracy z psem, która bazuje wyłącznie na kwestii posłuszeństwa. Samo uczenie komendy i ćwiczenie posłuszeństwa, te wszystkie metody drzewek itp., mogą wystarczyć w przypadku psa, u którego ciągnięcie na smyczy jest spowodowane po prostu tym, że pies nie został nauczony chodzenia na luźnej smyczy. Ale nie zawsze to jest przyczyna - czasem, a może nawet często, przyczyna tkwi w tym, że pies nie radzi sobie z nadmiarem emocji. Np. mój pies generalnie świetnie umie chodzić na luźnej smyczy od dawna. Ale są sytuacje, gdy jednak ciągnie: ciągnie np. wtedy, kiedy mijamy szczekającego psa za płotem. A ciągnie dlatego, że jest psem niepewnym siebie i czuje się w takiej sytuacji bardzo niekomfortowo. Więc chce z niej jak najszybciej wyjść. I ja mu nie tylko pozwalam w takich sytuacjach ciągnąć - ja go wręcz za to chwalę. Bo chwalę jego wybór strategii jak najszybszego odejścia z niekomfortowej sytuacji zamiast strategii wypyszczenia do psa za płotem.

    Przeczytałam też Twój tekst "Pies - wyzwania i przygody", m. in. o Twoich doświadczeniach w pracy z pozytywnymi szkoleniowcami. Myślę, że tu problem tkwił nie tyle w wyborze pozytywnych metod pracy z psem, co raczej w pewnych niedostatkach wiedzy, wykształcenia. Moim zdaniem, zwłaszcza z psem lękowym pozytywne metody pracy to jedyny sensowny i bezpieczny wybór. Przy czym warto pamiętać, że pozytywna praca z psem to nie tylko nagradzanie i zwłaszcza nie tylko nagradzanie jedzeniem. To przede wszystkim rezygnacja ze stosowania technik szkoleniowych bazujących na straszeniu psa, powodowaniu u niego dyskomfortu czy zadawaniu mu bólu. I praca z psem bazująca na budowaniu zaufania psa do człowieka. Z tego, co piszesz, wnioskuję, że trenerzy w szkółce, w której szkoliłaś psa, mieli dobrą znajomość pozytywnych metod szkolenia psa w zakresie posłuszeństwa itp. Natomiast trochę brakowało im wiedzy do bardziej całościowej pracy z psem, w której szkolenie z posłuszeństwa jest tylko jednym z elementów wychowywania psa. Bo w wychowywaniu psa, zwłaszcza problemowego, kluczowym elementem jest chyba praca z jego emocjami - a do tego potrzebna jest wiedza o psiej psychice właściwie na poziomie akademickim. Niestety, szkoleniowców, którzy mają taką wiedzę, nie ma zbyt wielu. Tak sobie myślę, że może takiego całościowego podejścia zabrakło w tym, co szkoleniowcy Ci zalecali w kwestii pracy nad luźną smyczą. Bo może być tak, że pies wie, o co z tą luźną smyczą chodzi, a i tak nie jest w stanie tego wykonać, że względu na kłębiące się w nim emocje. I wtedy nijak z tą luźną smyczą nie ruszysz do przodu, dopóki nie pomożesz psu z tymi emocjami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam :)
      Tak, masz rację, zabrakło w podejściu trenerów całościowego podejścia do psa. To znaczy odnoszę wrażenie, że nastąpiło skupienie się na tłumaczeniu mi metod uczenia komend, które notabene mój pies już znał i ja również umiałam wcześniej pracować z psem. Problem polegał na tym, że ja od początku mówiłam, że nie chodzi mi o to, by szkoleniowiec pokazał mi ogólnie, jak się pracuje z psem, ale żeby mi coś podpowiedział, jak postępować odnośnie tego akurat lękliwego, reaktywnego psa. Niestety to nie jest takie proste.
      Oczywiście, masz rację, chodzi o uspokojenie emocji, tymczasem szczebiotanie, skarmianie i entuzjastyczne zabawy, które polecano mi wykonywać z psem podczas mijania innych psów wcale w tym nie pomagają. W tym zakresie te akurat techniki szkolenia pozytywnego, jak najbardziej skuteczne w przypadku innych psów, mojego tylko jeszcze bardziej nakręcały.
      Podobnie z luźną smyczą - gdy buzują emocje, pies nie myśli o zachowaniu luzu. U nas bardzo pomogło nie pozwalanie na chodzenie psa z przodu. Wszyscy krzykną, nieprawda, bo to Cesar Millan, a on nie ma racji. Po pierwsze, nie tylko Millan to poleca, a po drugie, tu akurat ma rację. Mój pies został odciążony od podejmowania decyzji, mógł się bardziej wyluzować podążając za mną.
      Nigdy nie stosowałam technik awersyjnych i nigdy ich nie polecę dla żadnego psa, nie tylko lękliwego. Uważam jednak, że pies lękliwy wymaga innego podejścia niż powszechnie stosowane metody pozytywne, w których człowiek ma być tą rozszczebiotaną, najwspanialszą na świecie osobą wydającą parówki i zabawę. W pracy z takim psem należy stosować wyłącznie techniki pozytywne, ale oparte na niezmąconym spokoju i kontroli emocji.
      Instynkt łowiecki jako strategia radzenia sobie ze stresem do mnie nie przemawia. Raczej jedno na drugie się nakłada. Zachowania odstraszające być może, ale sam instynkt siedzi w psie bardzo głęboko i przejawia się w wielu aspektach życia, nie tylko w gonieniu wiewiórek. Mój pies ma zawsze około 70% łowczego we wszystkich testach, a pozostałych instynktów 30% łącznie. Podążanie za śladem, nosework, szukanie zabawek to dla niej mega frajda. Powiedziałabym nawet, że najlepiej tropi, gdy nie jest zestresowana. Ale może coś w tym jest.

      Usuń
    2. "Instynkt łowiecki jako strategia radzenia sobie ze stresem do mnie nie przemawia."

      Nie instynkt, a zachowania łowieckie, szczególnie przy pewnym stopniu ich natężenia. Dam jeszcze inny przykład dotyczący ludzi, który może lepiej zilustruje, o co w tym twierdzeniu chodzi. Zaspokajanie głodu jest oczywiście zachowaniem instynktownym u wszystkich zwierząt, także u człowieka. Ale są przecież całkiem liczne przypadki ludzi, którzy "zajadają" stres - czyli jedzą nie po to, żeby zaspokoić głód, tylko po to, żeby rozładować w ten sposób ten stres. Jeśli pies stale poluje na wszystko, co się rusza (nie tylko na wiewiórki czy koty, ale także na torebki foliowe czy troczki u kurtek), jeśli np. przejawia zachowania łowieckie w stosunku do osobników tego samego gatunku (co nie jest normalną, niezaburzoną realizacją instynktu łowieckiego), jeśli jego zachowania łowieckie sprawiają wrażenie kompulsywnych, to - moim zdaniem - są dobre powody, by przypuszczać, że takie zachowania łowieckie nie są samą czystą realizacją instynktu polowania, ale kryje się za nimi coś jeszcze. I pewnie to dość naturalne, że pies lepiej tropi, kiedy nie jest zestresowany. Ale to nie wyklucza faktu, że zawąchiwanie się w jakichś zapachach i podążanie za nimi może być strategią radzenia sobie ze stresem - to akurat u wielu psów można zaobserwować.

      Usuń
    3. "Nigdy nie stosowałam technik awersyjnych i nigdy ich nie polecę dla żadnego psa, nie tylko lękliwego. Uważam jednak, że pies lękliwy wymaga innego podejścia niż powszechnie stosowane metody pozytywne, w których człowiek ma być tą rozszczebiotaną, najwspanialszą na świecie osobą wydającą parówki i zabawę. W pracy z takim psem należy stosować wyłącznie techniki pozytywne, ale oparte na niezmąconym spokoju i kontroli emocji."

      W pracy pozytywnej z psem wcale nie należy wyłącznie szczebiotać i wydawać parówki. To jest taki stereotypowy obraz, który po części tworzą niedouczeni szkoleniowcy pozytywni, a po części ci, co z jakichś względów próbują przyprawiać szkoleniu pozytywnemu taką gębę: że to pasienie psa parówkami, ignorowanie zachowań niepożądanych, wychowanie bezstresowe, że bez awersji nie da się psu wytyczyć granic i tym podobne dyrdymały.

      W pełni podpisuję się pod tym pierwszym zdaniem z cytatu: choć - zasadnie - narzekasz na szkółkę, do której trafiłaś, i tak miałaś więcej szczęścia i przede wszystkim rozumu niż ja. Bo ja ze swoim psem, który też jest lękowy i ma przy tym skłonność do wybierania strategii agresywnej, trafiłam na początku do analogicznej szkółki, tyle że awersyjnej. Na szczęście udało mi się aż tak dużo nie zepsuć, bo coś mnie tknęło, że to ślepa uliczka - może także to, że mój pies bardzo silnym stresem reagował na samo założenie kolczatki. Ale to jest ogromne ryzyko. Jeśli trafisz na niedouczonych szkoleniowców pozytywnych, to oni może Ci nie pomogą, ale też nie napsują aż tak dużo. Natomiast jeśli trafisz na niedouczonych szkoleniowców awersyjnych (moim zdaniem, na tych douczonych także), to jest duże ryzyko, że w wyniku zaproponowanych przez nich metod pracy, problem szybko, radykalnie i w sposób trudny do odpracowania się pogłębi.

      Usuń
  4. Czy warsztaty z Panem Michele Minunno są tłumaczone na język polski czy trzeba znać biegle angielski, żeby wziąć udział w warsztatach?

    OdpowiedzUsuń
  5. Post napisany jakiś czas temu, ale pocieszę Cię mamy to samo z naszym psem. Ogólnie to kundelek z genami i wyglądem teriera. Na początku wystraszona kupka nieszczęścia, bojąca się wszystkiego, potem lęki przepracowaliśmy (albo nam się wydawało), było ok, aż tu nagle bach ataki na ludzi. Czerwona lampka - nasz pies jest agresywny. Pierwsze próby pozytywne, smaczki na widok człowieka itp., pomyśleliśmy że to chyba agresja lękowa... Pracowaliśmy pod tym kątem. A obecnie im bardziej zgłębiam temat, to stwierdzam, że może być to jednak silny instynkt łowiecki bo: a) gonienie za ptakami było zawsze i to tak silny impuls że nic się w tym momencie nie liczy, b) pies podobnie jak Twój nad wyraz węszący, po prostu chodzi z nosem w ziemi, c) żadna aktywność go tak nie męczy jak nowe zapachy, d) łapie trop nawet w powietrzu, tzn. stoi i widzę wyraźnie że węszy w powietrzu, e) przy tej niby agresji na ludzi zaobserwowałam, że nie rzuca się na każdą osobę, może obok niego przejść 10 osób i ok, każda zignoruje, ale jakaś jedna 11-sta osoba się trafi do której pobiegnie, f) najpierw czai się na ofiarę charakterystyczne zamarcie w bezruchu, podniesiona przednia łapa do góry, obniżenie pozycji, zbliżenie się do ofiary i dopiero pogoń i wtedy chwytanie za nogawki, g) ofiara nie musi być wcale przy nim, a przy agresji lekowej raczej te ataki występowałyby gdyby dana osoba naruszyła strefę komfortu psa (tak mi się wydaje), h) ogólnie bardzo pracuje też wzrokiem i wszystko wyłapuje w mig, przykład z dzisiaj znaleźliśmy taką drozke przy torach, zaczęliśmy iść, po chwili pies mi się zatrzymał i zaczął wpatrywać się w jedno miejsce, już wiedziałam że coś się dzieje i rzeczywiście kawałek od nas za wysoką trawą szedł mężczyzna wyglądający jak bezdomny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wszystko się zgadza. To ten typ :). U Nuk też występuje podwyższona czujność i reaktywność. To pies, który zauważy wszystko. Wszędzie. Zawsze. I też początkowo biegała za podejrzanymi ludźmi. Dzisiaj jest bardziej wyciszona na podejrzanych ludzi, ale nie jestem pewna jej reakcji w stosunku do dzieci. Wiadomo, dziecko może zacząć nagle piszczeć i uciekać, a wtedy Nuk pobiegnie, żeby je zatrzymać, więc jestem ostrożna. Z tym, że wiem, że by nie ugryzła, ale dziecko się wystraszy.
      U nas jest to jednak powiązane z lękiem, to nadal bardzo strachliwy pies. Wiem, że to brzmi irracjonalnie - pies lękliwy, który gania dziki - ale tak właśnie jest. Największą naszą bolączką są jednak małe, strachliwe (jeszcze bardziej niż Nuk) pieski. Niestety, chce im pokazać wyższość i traktuje je ostro.
      A jak u Was, udało się jakoś z którąś z tych cech poradzić? I jak to zrobiłaś?

      Usuń
  6. Czesc !
    Wypisz wymaluj moja schorniskowa Suszka:-)
    Pies również w typie teriera, adoptowana rok temu. Liczyłam się z różnymi możliwości, bo nie braliśmy szczeniaka, ale tak silnego instynktu nie spodziewaliśmy. U nas spokojnie reaguje na rowery, ludzi, nawet z psami nie ma większego problemu. Sarna i dzik to temat nie do pokonania- pies wpada w amok, nie słyszy a jedynie o czym pewnie myśli ro ruszyć w pogoń.
    Duzo pomaga praca z linka i stopniowa kontrola "wolności ". Z krótkiej smyczy na dłuższą, pozniej linka i nawet mamy taka o 15 m długości:-) gwizdek w użyciu, ale pod pogoni zero szans na odwolnie. Niechlubny wynik 2x odebrana ze schorniska , bo ruszyła ze smyczą za skaczaca sarenką .!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sarny, wiewiórki, łasice, myszy, wszystko, co ucieka. Dobrze, że Twoja suczka nie gania rowerzystów i biegaczy. Sarny spotyka się na szczęście rzadziej :) U nas na dziki pomogło... częste ich spotykanie, pies się w końcu odwołuje, a ja nie mam już ataku serca, że odbiegnie za daleko. Wiewióra raczej na drzewo ucieknie (chociaż moja kiedyś jedną złapała, na szczęście puściła). Natomiast sarna - to mógłby być pościg wielokilometrowy. I mógłby źle się skończyć zarówno dla sarny, jak i psa.

      Usuń
    2. Czyli co radzicie?
      Przywolanie , przywolanie i jeszcze raz przywolanie? :-) razem z oswajaniem w środowisku?
      Zastanawiałam się też nad noseworkiem, ale nie wiem wlasnie , w którą to stronę pójdzie;-) korzystamy z mat wechowych, poszukiwania smaczków i jak biegliśmy agility to trochę powietrze schodziło i byla mniej podniecona, bo upust energii byl.
      Szyszka ma ok 3 lat , wiec wszystko przed nami!.
      Pozdrawiam
      Marta :-)

      Usuń
    3. Co do porad, to łatwo powiedzieć, trudno wykonać. Przywołanie to początek drogi, my trenowaliśmy głównie odwołanie od obiektu. Najpierw na piłce, potem na ptakach, rowerzystach, w końcu na dzikach. I nawet poszło jakoś. Odwołanie ćwiczyłam na lince. Wypracowałam odruch na komendę "wróć", a potem praca w terenie. Najpierw z piłką - utrwalenie komendy "wróć" podczas gonienia piłki. Ze zwierzętami zaczęłam od momentu, gdy pies spojrzał na obiekt i był blisko mnie, a po "wróć" odwracał się do mnie. Potem pozwalałam stopniowo na coraz dalsze odejście. U nas jest pełno dzików, co pomogło, bo mogłam ćwiczyć po prostu z dzikami, a poza tym dziki psu jakby spowszedniały. Ale jak mówiłam, od np. sarny nie odwołam. Od wiewióry też nie zawsze.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas jest podobnie... Z tym, że mamy psa rasowego (West Highland White Terrier). Młoda ma dopiero albo już... 7 miesięcy i bardzo silny instynkt łowczy... W większości przypadków skupia się na mnie, gorzej z miejscami w których jest pierwszy raz albo kiedy dzieci na które już sama z siebie reaguje zaczynają na nią cmokać, gwizdać, wołać... Próżne moje zwracanie uwagi... Przez co zmniejszyliśmy jej spotkania rodzinne, na których też były dzieci. Z nimi już tylko się witała i poszła sobie leżeć, niestety nie chcemy żeby te spotkania jakoś nasilały jej instynkt. Uważam, że dużo łatwiej byłoby ogarnąć psa z takim instynktem gdyby nie rzesza wszystkowiedzących właścicieli psów puszczanych luzem... Oraz nieodpowiedzialnych rodziców czy dziadków, kiedy dzieci wprost biegną na mojego psa, a nie jesteśmy w stanie zmienić kierunku, czy ominąć ich szerszym łukiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Westy to zazwyczaj bardzo pewne siebie, stabilne emocjonalnie psy, co powinno pomóc w ogarnięciu instynktu łowczego. Niestety środowisko nie przychodzi nam z pomocą - środowisko stanowi wyzwanie :) Spotkania rodzinne same z siebie mogą być dla suczki pożyteczne, ale muszą przebiegać spokojnie, tzn dzieci muszą być spokojne. Jeżeli nie da się im tego wytłumaczyć, to tym bardziej psu. Jeśli mogę coś poradzić, to nie dopuszczajcie do pogoni za niczym, co szybko się rusza, ani za ludźmi (nawet za właścicielami, niech nie bawi się w gonienie dzieci itp) ani za zwierzętami. No chyba, że za piłką lub frisbee. Jeśli piesek posmakuje pogoni, to bardzo trudno tego odzwyczaić, bo to zachowanie samonagradzające.
      Na podbiegające psy dobrego sposobu nie ma. Ja nauczyłam się im zabraniać, to znaczy nie gadam do właścicieli, tylko blokuję psy. Od razu powiem, że nie zawsze to działa, ale warto spróbować: stanąć obok swojego psa, bokiem do podbiegającego i stanowczo powiedzieć "stop lub nie" i wspomóc się gestem. Większość psów na to reaguje lepiej niż właściciele.

      Usuń
  9. To o moim psie… 9 miesięcznym kundelku ze schroniska.Właśnie wróciłam z koszmarnego spaceru nad starorzeczem Wisły zwanym kanałkiem. Pies w amoku, zanim zdążyłam go odwołać wskoczył do wody w pogoni za kaczkami. Przez 30 minut gonił kaczki, nie reagował ani na wołanie ani na gwizdek. Nie złapał oczywiście żadnej kaczki, bo wszystkie były zdrowe, silne i skoncentrowane na tym, żeby odwrócić uwagę psa od młodych. Robiły to bardzo skutecznie.
    Mimo to zostałam zlinczowana przez spacerowiczów. Najłagodniejszym określeniem było „odwołaj psa głupia babo”. Jestem po szkoleniu psa. Pies świetnie reaguje na komendę „do mnie” do momentu, gdy nie zacznie gonić innego psa, ptaka lub właśnie kaczki. Te ostatnie to jakiś fetysz, zwłaszcza ze pies świetnie pływa. Poza tym tropi, węszy i wystawia zawsze. Czeka mnie ciężka praca, Stresująca, ech

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas mojej wieloletniej przygody z psami nauczyłam się wiele o ludziach, np. ludzie zawsze winią za wszystko właściciela psa. Masz trudnego/agresywnego/pobudliwego psa - twoja wina, drogi właścicielu. To pokłosie programów Cezara Millana i podobnych, które pokazują jak jednym cmoknięciem "naprawiać" pieski i wszystkiemu jest winny właściciel. Niestety w realnym życiu tak to nie działa.
      Po takim spacerze weź głęboki oddech, zaopatrz się w linkę treningową, nie puszczaj więcej psa luzem bez tej linki, dopóki się nie nauczy ignorowania ptaków i innych obiektów. Zacznijcie ćwiczyć ignorowanie od czegoś innego niż kaczki.Trenuj z psem, ale nie szkol go ze wszystkiego naraz. Ignorowanie, komenda "nie" lub "zostaw", jeśli spalona to inne słowo. To wystarczy.
      I przede wszystkim, nie przejmuj się opiniami innych. Oni też by sobie nie dali rady w opisanej sytuacji.
      Mój blog jest m.in. po to, by ludziom tłumaczyć,że psy mają swój charakter i nie wszystkie "złe" zachowania są wynikiem błędów lub głupoty właścicieli. Jeśli masz jakieś bardziej konkretne pytania odnośnie moich technik pracy z psem, napisz.

      Usuń

Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane