Socjalizacja psa to proces, w
którym pies stopniowo poznaje przedmioty, osoby, zwierzęta, otoczenie, oraz
bodźce. W mózgu szczeniaka dominuje chęć eksplorowania terenu, poznawania
nowych bodźców oraz ciekawość świata. Okno socjalizacyjne, czyli okres, w
którym pies powinien podlegać prawidłowej socjalizacji, to czas do około 50
dnia życia psa.
U niektórych ras może być to okres dłuższy lub krótszy, niemniej po tym czasie w mózgu psa zaczyna dominować lęk i staje się on głównym uczuciem kierującym zachowaniem psa. Przyjmuje się, że proces socjalizacji szczeniaka może wykraczać poza okno socjalizacyjne i trwać kilkanaście tygodni od urodzenia, przy czym zasada "im później, tym trudniej" stanowi kluczowy aspekt prawidłowej socjalizacji szczeniaka. Przez prawidłową socjalizację rozumiemy pokazywanie szczeniakowi otoczenia oraz doświadczanie przez niego różnych bodźców w spokojny, kontrolowany sposób. Pokazujemy psu świat tak, żeby go poznał, ale się nie przestraszył. Ułatwieniem prowadzenia prawidłowej socjalizacji dla właściciela psa jest zasada złotej dwunastki autorstwa Margaret Hughes. Idea zakłada przeprowadzenie socjalizacji poprzez realizację 12 punktów, wg których pies powinien [1]:
U niektórych ras może być to okres dłuższy lub krótszy, niemniej po tym czasie w mózgu psa zaczyna dominować lęk i staje się on głównym uczuciem kierującym zachowaniem psa. Przyjmuje się, że proces socjalizacji szczeniaka może wykraczać poza okno socjalizacyjne i trwać kilkanaście tygodni od urodzenia, przy czym zasada "im później, tym trudniej" stanowi kluczowy aspekt prawidłowej socjalizacji szczeniaka. Przez prawidłową socjalizację rozumiemy pokazywanie szczeniakowi otoczenia oraz doświadczanie przez niego różnych bodźców w spokojny, kontrolowany sposób. Pokazujemy psu świat tak, żeby go poznał, ale się nie przestraszył. Ułatwieniem prowadzenia prawidłowej socjalizacji dla właściciela psa jest zasada złotej dwunastki autorstwa Margaret Hughes. Idea zakłada przeprowadzenie socjalizacji poprzez realizację 12 punktów, wg których pies powinien [1]:
1.
Chodzić po co najmniej 12 różnych powierzchniach
2.
Bawić się co najmniej 12 różnymi przedmiotami
3.
Poznać co najmniej 12 różnych miejsc
4.
Zapoznać się i bawić z co najmniej 12 różnymi osobami
5.
Poznać co najmniej 12 różnych odgłosów
6.
Poznać co najmniej 12 szybko poruszających się obiektów
7.
Podołać co najmniej 12 różnym wyzwaniom
8.
Być dotykanym przez opiekuna i rodzinę na co najmniej 12
sposobów
9.
Jeść z co najmniej 12 różnych pojemników
10.
Jeść w co najmniej 12 różnych miejscach
11.
Bawić się z co najmniej 12 różnymi szczeniętami i
zrównoważonymi psami
dorosłymi
12.
Zostać co najmniej 12 razy samemu z dala od rodziny i innych
zwierząt na ok.
5-45 minut
Sam proces socjalizacji
zaczyna się od urodzenia szczeniaka i jest prowadzony przez psią matkę, później przez hodowcę,
a następnie kontynuowany przez właściciela psa.
Muszę uczciwie przyznać, że
jeszcze kilka miesięcy temu uważałam, że mogę wypracować z psem wszystko. Że
pies może nauczyć się wszystkiego. Że to kwestia moich możliwości/zdolności/chęci/kompetencji
(niewłaściwe skreślić). Uważałam, że socjalizacja jest oczywiście ważna, ale
jak by ująć… nieco przereklamowana. Czasem zdarza się, że nawet psie szkoły
zapraszają na socjalizację szczeniaki starsze niż kilkanaście tygodni, albo
ktoś pisze, że jak najbardziej możliwa jest socjalizacja starszych psów. Otóż
nie. Socjalizacja kończy się w momencie pojawienia się uczucia lęku w mózgu
psa, i od tej pory możemy psa przyzwyczajać do nowych rzeczy, pomagać mu je
zrozumieć i uporać się z nimi, ale nie jest to proces socjalizacji.
Co jednak zrobić, gdy nasz pies nie został prawidłowo zsocjalizowany? Czy mamy jakiś oręż do walki z psim strachem i czy
w ogóle możliwe jest wyplenienie leków?
Na przykładzie własnego psa mogę
powiedzieć bardzo wiele o skutkach braku prawidłowej socjalizacji w okresie
szczenięcym. Suczka znalazła się u mnie, gdy miała około 4.5 miesiąca, czyli
jakieś 18 tygodni. Jej okno socjalizacyjne było już dawno zamknięte, a widać to
było po tym, że drżała ze strachu. Gdybym miała opisać suczkę jednym słowem,
powiedziałabym: przerażona. Jej socjalizacja przebiegała na podwórku z matką i
innymi szczeniakami, w tym starszymi z poprzedniego miotu, oraz z psami, które
włóczyły się po okolicy. Jeśli chodzi o kontakt z człowiekiem, to dostawała
jeść (to znaczy, jeśli się dopchnęła). To tyle. Uciekała od ludzi. Chodziła z
brzuchem przy samej ziemi. Drżała na całym ciele. Zabrałam ją do domu widząc oczami
wyobraźni masę problemów.
Sytuacja w domu wymagała zapoznania
suczki ze wszystkim (bo chyba nigdy wcześniej nie przebywała w domu). I mam tu
na myśli naprawdę ze wszystkim.
Począwszy od ludzi, poprzez dywan, kanapę, fotele,
kuchnię, miskę!, zabawki, pluszaki, schody. Przerażał ją widok worka na
śmieci czy jakiegokolwiek innego przedmiotu, którego wcześniej nie widziała. A
nie widziała prawie niczego. Zaczęliśmy od zostawienia psa w spokoju. Od
spokojnego przebywania z suczką w jednym pomieszczeniu. Oczywiście po pierwsze
- urlop. Początkowo siedziałam na sofie, a ona leżała w rogu pokoju po
przekątnej. Następnego dnia psina kładła się już na dywanie i zaczęła wskakiwać
na fotel. Jednocześnie staraliśmy się od czasu do czasu delikatnie głaskać
pieska, pokazywaliśmy zabawki, dawaliśmy przysmaki. Po dwóch dniach głaskanie
nie sprawiało jej już takiego dyskomfortu, ale widać było, że ledwo wytrzymuje
dotyk człowieka. Zaczęliśmy naukę czystości, i tu przyszły pierwsze sukcesy.
Suczka właściwie kilka razy załatwiła się w domu i to raczej w wyniku stresu
niż z potrzeby. W każdym razie, nie zużyła zbyt wielu podkładów, szybko
załapała, o co chodzi z tymi spacerami. Już w pierwszym tygodniu rozpoczęłam
naukę komend. Dla części psów byłoby to zdecydowanie za wcześnie, ale Nuk
wyraźnie to polubiła. I od początku łapała wszystko szybciutko. Te ćwiczenia
zaczęły suczkę ośmielać. To ja ją szkoliłam i w związku z tym od początku za
mną dreptała, do mnie najczęściej przychodziła. Właściwie po tygodniu mieliśmy
psa, który poczuł się w domu dobrze. Ale na spacerze… to co innego. Na spacerze
wszystko było straszne. Jedynie psy były znane, więc strasznie do psów
ciągnęła. Do każdego psa chciała podejść, każdego sobie zjednać. Potrafiła
dostrzec (wyczuć) psa ze stu metrów i już zacząć do niego szarpać. Moim
zdaniem, to jest zachowanie wynikające z braku socjalizacji z ludźmi, ale
wytworzenie reakcji tzw. frustracji smyczowej, mechanizmy i rehabilitacja tego
zachowania nadaje się na odrębny temat.
Już po kilku pierwszych wspólnych
dniach zaczęliśmy przyzwyczajać psiaka, że nie zawsze będziemy w domu. Na
początek zostawialiśmy ją na pięć minut, potem piętnaście, trzydzieści.
Codziennie trochę dłużej. W ciągu trzech tygodni doszliśmy do pięciu godzin,
czyli była możliwość wyjścia do pracy, potem przyjścia do psa, spaceru i
powrotu do pracy.
Resocjalizacja psa na wybiegu dla
psów była moją pomyłką. Chcieliśmy zapewnić suczce kontakt z psami, ale choć
wszystko odbywało się w dobrych warunkach, nie powtórzyłabym tego kroku. Mając
obecną wiedzę odseparowałabym psa od innych psów na jakiś czas, żeby wzmocnić
kontakt z człowiekiem, a osłabić z psami. Ale wszyscy mówili, że piesek musi
poznawać inne psy, żeby się nie bał. Efekt był taki, że przez długi czas
liczyły się dla niej tylko psy.
Mniej więcej po miesiącu pobytu u
nas odbyła się pierwsza kąpiel (!!!), czesanie, wycieranie psa. Oczywiście na
tym polu mieliśmy dramatyczne braki, bo tego pieska praktycznie nikt wcześniej nawet
nie dotykał, nie mówiąc o myciu. Dlatego zaczęłam wprowadzać mycie łapek,
czesanie futra, moczenie wodą, jako stały element życia psa. Czyszczenie uszu
stanowiło ogromny problem, a uszy miała tak brudne, że aż dziwne, że coś
słyszała. Muszę powiedzieć, że nie starałam się przyzwyczajać psa do mycia uszu,
po prostu uznałam, że najpierw musi mi bardziej zaufać. Po pierwszym koniecznym
wymyciu uszu, daliśmy psu spokój na prawie pół roku. Potem poszło o wiele
lepiej.
W tej chwili, po dwóch latach u
nas, pies z pozoru zachowuje się normalnie. Mam tu na myśli, że nie kuli się na
widok ludzi, nie szczeka na nich, nie boi się ustawionych na chodnikach koszy
na śmieci, a nawet powoli przestaje ciągnąć do psów. Zna wiele komend, ma dobre
przywołanie, umie bawić się z psami i z ludźmi, których zna. Co do rodziny, to
przytula się do nas, domaga głaskania, szuka kontaktu. Wypracowaliśmy niezłą więź.
Ale… wystarczy, że obcy człowiek dziwnie się zachowuje, np. mówi do niej
podchodząc powoli, od razu panika. Wystarczy, że musimy iść w miejsce, którego
nie zna za dobrze, np. sklep ZOO – panika. Coś upadnie, pies aż podskoczy.
Wiele osób twierdzi, że psa da
się zmienić odpowiednim podejściem, szkoleniem, etc. Oczywiście, ale istnieją
pewne granice zmian, po przekroczeniu których walimy głową w mur. Nuk nie
będzie psem pewnym siebie ani odważnym. Przez to nie będzie całkowicie ignorować
hałasów, ludzi ani psów. To, co mogłam wypracować, to aby zachowywała się w
stresujących ją sytuacjach w odpowiedni sposób. Żeby zamiast obszczekać
staruszka, obeszła go po łuku. Zamiast szczekać na hałas na klatce schodowej,
warknąć, szczeknąć oznajmująco i się uciszyć. Żeby nie dreptać nerwowo w każdej
nieznanej sytuacji. Pomogłam jej wyciszyć lęki, ale niestety nie da się ich
usunąć.
Z drugiej strony, może jednak przypisujemy
socjalizacji zbyt wielką rolę? Może psy rodzą się odważne lub tchórzliwe, pewne
siebie lub lękliwe, agresywne lub spokojne. Może na to wszystko większy wpływ
ma pula genów niż nasze „wychowywanie” psa? Mój pies został ostatni z miotu, bo
nikt nie chciał takiego strachliwego szczeniaka. Widać pozostałe szczeniaki nie
były aż tak strachliwe. Jednak po roku pracy z psiakiem mogłam powiedzieć, że
większość niepożądanych zachowań została wyeliminowana. A może dorósł, dojrzał,
i gdybym nic nie robiła, efekt byłby taki sam? A te wszystkie spektakularne
zmiany obserwowane w psich programach behawiorystycznych? Na ile są efektem
reakcji psa na nową sytuację, a na ile zmiany charakteru/nastawienia psa?
Resume: szkolenie psa rozumiane
jako uczenie go określonych zachowań przynosi pożądany efekt. Odpowiednia
socjalizacja pomaga nam wychować pewnego siebie, łagodnego psa i zbudować z nim
właściwą więź. Uczymy psa konkretnych reakcji na konkretne słowa czy sytuacje.
Każdy pies może się zmienić w wyniku zastosowania odpowiednich technik
szkoleniowych, ale nie zawsze będą to tak spektakularne zmiany, jakich oczekujemy. Jednym z elementów,
jakie musimy wziąć pod uwagę podczas resocjalizacji czy szkolenia, jest psia
osobowość, która na wpływ na rezultat końcowy.
Bardzo ciekawy wpis! Myślę, że każdy pies ma inny charakter i predyspozycje. Na pewno duże znaczenie mają warunki w jakich przebywa czworonóg od pierwszych chwil życia. Jeśli będąc szczeniakiem nabawi się pewnych psychicznych „urazów”, takich jak np. strach przed pewnymi rzeczami, czy zachowaniami, bardzo trudno będzie usunąć te fakty z pamięci psiaka i sprawić, że stanie się on zupełnie beztroski. Ciągła praca właściciela, jego zaangażowanie i wsparcie z pewnością przyniosą jednak przynajmniej częściowy efekt.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pierwsze tygodnie życia psa mają ogromne znaczenie dla kształtowania się cech psiego charakteru, ale każdy pies jest inny. Często zbyt wielkie znaczenie przypisujemy socjalizacji jako takiej,a mniejszą wagę przykładamy do wrodzonych cech psa. Ludzie wokół są natomiast przekonani, że końcowy psi charakter to wynik jego wychowania przez właściciela. Tymczasem na psi charakter składa się wszystko po trochu: osobowość, socjalizacja, wychowanie. W tej właśnie kolejności.
Usuń