a komunikacja
ludzka, czyli o podbiegaczach z innego punktu widzenia
W tym temacie nie mam zamiaru
oceniać czyjegoś postępowania, tekst nie ma na celu nikogo obrazić ani
ośmieszyć. Suche fakty przedstawię i zaręczam, że nie jestem do opisanych osób
ustosunkowana emocjonalnie. Chcę
po prostu ostrzec i być może pomóc zrozumieć zachowanie niektórych osób oraz
ich psów.
Temat psiej komunikacji nie jest
obcy psiarzom, a tym bardziej zaangażowanym przewodnikom psów, którzy starają
się posiąść wiedzę w tym zakresie. Psia komunikacja jest skomplikowana i nie
zawsze potrafimy właściwie odczytywać psie sygnały, komunikaty, mowę ciała i
wydawane dźwięki. Niemniej, jak każdy chyba właściciel psa, dobrze komunikuję się z własnym psem i
zazwyczaj wiem, co sądzić o zbliżających się do nas obcych psach.
Komunikacja psów jest dla nas niełatwa do interpretacji i wielu rzeczy z pewnością nie rozumiemy, ale mam wrażenie, że jesteśmy w stanie, dzięki odpowiedniej wiedzy (np. o sygnałach uspokajających Turid Rugaas) lub intuicji, wstępnie przewidzieć zachowanie psów oraz ich wzajemne interakcje. Niestety z ludźmi jest trudniej, mimo że umieją gadać. A możliwe, że właśnie dlatego.
Ponieważ mam
psa, jak to się mówi, reaktywnego, z gasnącą bardzo powoli agresją smyczową,
nauczyłam się obserwować wszystkie psy naokoło, łącznie z moim. Weszło mi to w
nawyk. Gdy idę sobie z psem na smyczy i widzę, że w oddali idzie pies,
obserwuję reakcje mojego, zachowanie tamtego, oceniam ich pewność siebie,
stosunek do siebie, i omijam z mniejszej lub większej odległości. Na wybiegu
dla psów, na które, o zgrozo, czasem chodzimy, też obserwuję najpierw psy. Czy
nie zbyt agresywne, czy nie zbyt lękliwe, czy zainteresowane, czy nie. I
obserwuję zachowanie Nuk – czy zainteresowana, ale czy nie za bardzo
podekscytowana, czy uszy po sobie, czy ogon w górze, czy sierść zjeżona. Czasem, gdy nie jestem pewna, pytam obecnych na wybiegu ludzi, czy mogę wejść. Jeśli
psy zrównoważone i Nuk zrównoważona, wchodzimy i spuszczam ją ze smyczy.
Nie wszyscy tak robią.
Niech poniższe przykłady staną
się przestrogą dla tych, co skupiają się na psach i nie zwracają aż takiej uwagi
na ludzi na drugim końcu smyczy. Oraz dla tych, którzy swoim zachowaniem, często niechcący i zupełnie nieświadomie, prowokują spięcia między psami.
W takiej sytuacji na smyczy, ale na wybiegu luzem |
Na wybiegu na smyczy – analiza i wnioski
Często zdarza się, że ludzie
przychodzą na wybieg dla psów z psem na smyczy. Przeciągają psa przez wybieg i
wychodzą. Reszta obecnych psów leci do psa na smyczy, a tamten wysyła gamę CSów
lub szczeka. Boi się, bo on jest na smyczy, a reszta nie i czuje się osaczony.
Problem jest taki, że może z tego wyniknąć nieszczęście, bo któryś z psów luzem
może zaatakować „intruza”. Zwykle w takich sytuacjach odwołuję swojego psa, nie
pozwalam latać za psem na smyczy i czekamy, aż szczęśliwie opuści on wybieg, bo
nie raz zdarzało mi się widzieć, jak psy (w ogóle nieagresywne w innych
okolicznościach) przydusiły małego, wystraszonego pieska na smyczy do ziemi.
Niestety, za taki atak obwiniany jest „agresywny” pies atakujący, który biega
luzem na wybiegu. Nie ma znaczenia, że ten sam pies bawił się ze wszystkimi
innymi psami i nie wykazywał żadnej agresji do innych psów luzem. Co się więc
stało, że zaatakował psa na smyczy?
Wina leży po stronie nieświadomej
tego osoby, która weszła z psem na smyczy na wybieg, gdzie reszta psów swobodnie
się komunikuje. Osoba ta pozbawiła swojego psa możliwości komunikacji/ucieczki/odejścia
i stworzyła z niego, w zależności od temperamentu i charakteru, albo wystraszoną
ofiarę, albo zbyt pewnego siebie intruza. Osoba ta uniemożliwiła innym psom
potraktowanie jej psa „jak swego”, to znaczy powąchania, wymiany uprzejmości,
komunikacji i przyjęcia na swoje terytorium. Obce psy widzą, że tylko ten jest
na smyczy i że jest niespokojny. To wzbudza ich niepokój albo zwiększa pewność
siebie, a przede wszystkim - stwarza
napięcie. Poza tym, osoba wprowadzająca psa na smyczy zazwyczaj się boi (innych
psów/ o swego psa/ że pies ucieknie), co psy oczywiście czują, oraz ma zwyczaj
odciągania własnego psa, gdy inny podbiegnie, co już całkowicie zaburza możliwość
komunikacji jej psa i powoduje nerwowe reakcje innych (w tym pogoń, chwycenie w
zęby jak zdobycz, dominację, przyciśnięcie do ziemi). A potem są pretensje do właściciela psa, który podbiegł.
Czym kierują się ludzie
spacerujący z psami na smyczy po ogrodzonym wybiegu? Kiedyś zapytałam.
Odpowiedź: „A bo on mi ucieknie!”. No, ale przecież wybieg jest ogrodzony… „No
tak, ale ja go przecież i tak nie dogonię”. No dobra, to już wiem. Jest to
powód, jak się patrzy. Wcześniej się nie domyśliłam, bo sama nigdy nie
próbowałam doganiać i łapać psa. Rzeczywiście, to musi być trudna sprawa, psy są
szybkie. Powiedzmy, ze rozumiem. Niemniej nie róbcie tego. Jeśli macie
lękliwego lub agresywnego psa, który ucieknie i nie da się złapać, lepiej wcale
nie wejść z nim na wybieg pełen psów niż wejść na smyczy. Nie można mieć potem
pretensji do innych psów, bo one też zostały postawione w trudnej dla siebie
sytuacji, podobnie jak ich właściciele, którym trudniej odwołać własnego psa, podekscytowanego tym, że wy uciekacie ze swoim.
Kto to tam wchodzi na wybieg? |
Komunikacja z właścicielem. Wąski chodnik i zmiana decyzji.
Czasem zdarza się, że widzi się z daleka i
wie, że ten pies na wąskiej drodze tak bardzo chce podejść do naszego, a
właściciel tak daje się ciągnąć, że pies i tak podejdzie. Powinnam niby w
takiej sytuacji zrobić w tył zwrot, co zazwyczaj robię, ale któregoś razu
opuściła mnie jasność myślenia i dałam się nabrać na tzw. witanie. Idzie piesek
z właścicielką, ciągnie do mojego, merda ogonem i ogólnie radość na pysku.
Właścicielka też uśmiechnięta daje się ciągnąć, ale p y t a m na wszelki wypadek:
- Przepraszam, chce pani podejść
do mojego psa?
- Oczywiście, proszę się nie bać, mój jest łagodny i lubi pieski.
Więc moja podchodzi z ogonem merdającym, ale nagle (psie o energii wulkanu w erupcji) przyspiesza i jednym skokiem znajduje się obok drugiego psa z ukłonem do zabawy.
No to ja do Nuk: Ok. Delikatnie.
Więc moja podchodzi z ogonem merdającym, ale nagle (psie o energii wulkanu w erupcji) przyspiesza i jednym skokiem znajduje się obok drugiego psa z ukłonem do zabawy.
Tamten psiak też zadowolony i
merdający, ale jego pani fruu go do góry na smyczy za obroże, i za siebie
chowa, i jakiś breakdance odstawia.
Zabrałam Nukę i odeszłam bez
słowa, usłyszałam tylko komentarz, że nie chciała, żeby sobie pieski krzywdę
zrobiły. Tak, tak, a ja nie chciałam, żeby ona swojemu łebek urwała. Ani żeby
mój nie pomyślał, że to włochate wiszące na lince to szarpak, bo w sumie w
podobny sposób bawimy się szarpakiem…
Powiem tak, w tej sytuacji zaistniało
niebezpieczeństwo, że mój reaktywny pies złapie tamtego za djupę, żeby go zatrzymać na miejscu, ponieważ poziom ekscytacji wzrósł, oba psy chciały się bawić, a jeden z właścicieli zmienił zdanie.
Pamiętajmy, by reagować spokojnie przy psach własnych i cudzych oraz unikać gwałtownych reakcji, gdyż nasza ekscytacja i nerwowość udziela się psom. A stąd już krok do zachowań niepożądanych.
Komunikacja z właścicielem. W parku, z zaskoczenia.
Sytuacja o tyle podobna do
pierwszej, że pies naokoło pani fruwał na smyczy, a o tyle niesamowita, że
nigdy nie widziałam, żeby właściciel psa tak bardzo bał się psów.
Spacer jak
spacer, szliśmy sobie z Nuk i ze znajomą też z psem w parku. Oba psy spuszczone i
biegające obok. W pobliżu nie ma żywego ducha. Moja się na coś tam zapatrzyła i została z tyłu. Nagle z
naprzeciwka wychyla się zza drzewa pani. Rzuca nerwowe spojrzenie, chowa się z
powrotem z drzewo. Po czym wychodzi ciągnąc za sobą równie przestraszonego
sznaucerka. Znajoma zapięła psa, bo zdarzają mu się nieporozumienia z samcami,
ale Nuk była z tyłu, więc nie miałam jak jej zapiąć w sekundę. I się stało -
mijając nas nerwowo, tamta pani ściągnęła smycz, a piesek znajomej z a w a r c z a ł! Pełna panika
w oczach, pani pognała naprzód, czyli w stronę mojego psa, którego jeszcze nie
widziała, ojezusując pod nosem (zjawisko ojezusowania opiszę odrębnie, bo jest
to jedna z tych drobnych rzeczy, która mnie wyprowadza z tak zwanych nerw).
Zawołałam suczkę, bo nie pozwalam
jej na podchodzenie do psów na smyczy i witanie.
Nuk spojrzała w naszym kierunku i wystartowała jak petarda, nawet nie
zauważając pani z pieskiem. Już, już, prawie ich minęła, gdy nagle pani
podciągnęła swojego psa w górę i zaczęła nim wywijać jak za przeproszeniem
yoyem dookoła siebie. No i stała się kolejna straszna rzecz. Mój pies do nich
podbiegł, a raczej się przy nich zatrzymał. I patrzy. A tamten psiak wisi za
szyję na smyczy, a raczej lata dookoła, no nie wiem, jak to opisać obrazowo. W
każdym razie akcja trwa kilka sekund, obroża się na szczęście urywa, a pani ryczy
do mnie: „proszę zabrać tego psa!”. Nuk usiadła i patrzy nadal, trochę się
oblizuje, ale generalnie chillaucik. Podeszłam i zapięłam ją na smycz.
Po raz pierwszy w życiu nie
wytrzymałam i powiedziałam tej pani najdelikatniej jak się da, bez cienia
pouczania w głosie, tonem prostego komunikatu, że taka reakcja może wyzwalać w innym psie chęć polowania, i że osłabia pewność
siebie własnego psa, no i może go po prostu udusić. Pani po szamotaninie w
końcu złapała swojego sznaucerka, odburknęła mi tylko kulturalnie: „a co, na
tamtego też niby źle zareagowałam?”
Tak, proszę pani, na tamtego też
źle. Każde spięcie smyczy ma wpływ na psa, każda nerwowa reakcja, każdy
gwałtowny ruch. Psy w nas czytają jak w
otwartych księgach, dzięki nam czują się silniejsze lub słabsze. Także obce psy
widzą nasze zachowanie, umieją odczytać niepewność, lęk czy nerwy. Rozedrgany,
nerwowy, wystraszony człowiek, który boi się wszystkich psów, nie powinien mieć
własnego. I kropka. Może w zamian rybki?
Tak więc, drodzy psiarze, chcąc
ocenić zachowanie psów, obserwujmy ich właścicieli.
Czekam na wiecznie żywy argument: ale to twój pies był bez smyczy!!!!
I od razu odpowiem: Tak, ale tylko obserwował sytuację, która wszystkich nas zaskoczyła. Poza tym, mój pies biegł po przywołaniu w moją
stronę, dopiero dziwne szamotanie tamtej
pani zwróciło uwagę Nuk. Nie podbiegła jednak do psa, nie zaczepiła go, a tylko
zatrzymała się, by poobserwować, co powiem krótko, szczerze mnie zdziwiło, bo ogólnie
było tak nerwowo, że sama oczekiwałam Armagedonu. Mam kontrolę nad psem, ale też świadomość, że to pies o niskim progu pobudzenia do pogoni, a w tak dziwnej sytuacji wszystko może się zdarzyć.
Nie jestem też w stanie przewidzieć wszystkiego, podobnie jak reszta właścicieli psów. Tamten piesek też nic złego nie zrobił,
gdy już się urwał ze smyczy. Ale mogło być różnie.
Wiem, że wiele osób nie chce, by
do ich psa podchodziły inne psy, a już zwłaszcza takie kundliszony jak mój. I
mają do tego prawo oraz swoje powody. Sama też nie chcę, by do mojego psa na
smyczy podbiegały inne, zwłaszcza, że walczymy w agresją smyczową, ekscytacją
psami, popędem łowczym, skradaniem do psów itd… Poza tym, żyjemy w wolnym kraju,
każdy może sobie spacerować, gdzie chce.
Ale…
Idąc w miejsce, gdzie można
spotkać wiele psów puszczanych luzem, można się spodziewać, że z którymś się
miniemy. Nie ma u nas zbyt wielu miejsc, gdzie można puścić psy luzem, więc
ludzie korzystają z tych nielicznych. Jeśli jednak boisz się bardzo o swojego
psa lub bardzo boisz się psów, tak bardzo, bardzo, że dostajesz ataku paniki na
widok każdego Burka luzem, to nie chodź, proszę, w takie miejsca. Masz prawo chodzić, gdzie chcesz, ale więcej jest miejsc, gdzie nie można psa spuszczać ze smyczy, niż gdzie można, więc masz większy wybór miejsc spacerowania niż ci, co spuszczają czasem psy. Nie przechadzaj się prowokacyjnie z wystraszonym lub agresywnym psem na smyczy w miejscach, gdzie wiele psów biega luzem, a gdy któryś w końcu podbiegnie do twojego, to nie opowiadaj potem światu o tych złych, niewychowanych podbiegaczach spuszczonych ze smyczy. Zaoszczędzisz nerwów sobie i
innym. Bo trzeba pamiętać, że nerwowe reakcje udzielają się zwierzętom, a to
może oznaczać, że za którymś razem jakiś pies też nie utrzyma nerwów na wodzy i
sprowokowany twoim strachem… zawarczy.
No ćwiczymy ten chillout i ćwiczymy... I jak widać na załączonym obrazku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz