Denerwujące teksty psiarzy to
flagowy temat psich blogów, wypowiem się w tej kwestii i ja. Teksty te zostały
zebrane głównie z własnych doświadczeń podwórkowo-spacerowych, ale większość z
nich (a może nawet wszystkie) świetnie koreluje z opisywanymi przez wielu
blogerów, więc coś musi być na rzeczy. Moim zdaniem nie wszystkie te
sformułowania są jakoś szczególnie denerwujące, ale trochę irytują ze względu
na częstotliwość padania. Ale ja mam psa dopiero od dwóch lat. Zobaczymy jak to
się z czasem rozwinie…
1. Piesek czy suczka?
- Suczka, suczka.
- A to OK.
Choć nie ma to zazwyczaj znaczenia, a w każdym razie nie ma to
znaczenia dla Nuk, to zdarza się, że któraś płeć nie toleruje którejś. I
chociaż trafniej może byłoby zapytać, czy można podejść do psa, (albo wcale nie
próbować podchodzić, jeśli piesek reaguje niewłaściwie na którąś płeć) mnie to
pytanie nie denerwuje. Irytuje mnie tylko wtedy, gdy po raz piąty z rzędu zada
je w przeciągu tygodnia ta sama osoba w stosunku do tego samego psa. Z taką
percepcją strach z domu wychodzić. Pytanie o pieska czy suczkę bywa jednak irytujące
w sytuacjach, gdy z jakichś powodów w ogóle nie chcemy, aby obcy pies
podchodził do naszego. Nie zawsze i nie wszystkie psy muszą się witać. I nie
zawsze powinny. Oczywiście takie pytanie traci również sens, gdy piesek zasuwa
już w naszą stronę z prędkością małego bolidu. Ale, ale, niby mnie to nie
irytuje, jednakże nieco wbrew moim gustom kupiłam swojej suczce obrożę w
kolorze różowym, do której przyczepiłam zawieszkę w kształcie serduszka. Czy to
zmniejszyło ilość piesek_czy_suczków? N i e.
2. On tak ma
To bliźniacze sformułowanie do
kultowych „on zawsze” „on tylko”. Ale jeśli on tak ma, że na przykład straszy i
burczy na inne psy, obszczekuje albo boi się i ucieka lub atakuje, to nie
podchodźcie do psów. Mój też tak miał, ale już nie ma, i nie chcę, żeby znowu
miał. Nie wszystkie spokojnie wyglądające, ładnie idące przy nodze psy mają
anielską cierpliwość. Mój na przykład, cholera, nie ma.
Są moim zdaniem psy, których się
nie da czegoś oduczyć i po prostu tyle w temacie. Mojego psa na przykład nie da
się trwale oduczyć skradania. Mogłabym śmiało powiedzieć, że tak ma – skrada
się, z tym że nie obwieszczam tego każdej spotkanej osobie. Walczę z tym od
dawna i jak na razie skutek jest taki sobie. Jak ktoś nie wierzy, niech
podejmie rękawicę i oduczy mi psa skradania.
3. On nic nie zrobi
A to czasami jest bardzo przydatna
informacja, zwłaszcza dla osób, co znają
się na komunikacji psiej w równym stopniu, co ja na szyciu, czyli wcale. Zazwyczaj
widać po psie pędzącym w nasza stronę, co zamierza zrobić, ale gdyby ktoś się
np. wystraszył, to uważam, że lepiej go uspokoić. Można oczywiście zarzucić
takiemu stwierdzeniu, że „mój drogi właścicielu pieska, wcale nie wiesz, czy
coś zrobi, czy nie zrobi”, ale czy zna ktoś przypadek psa, którego właściciel
tak zawołał, po czym pies się rzucił do gryzienia? Wyjątki potwierdzają regułę,
ale ja o takim przypadku nie słyszałam. Co innego, gdy pies biegnie do człowieka,
a co innego, gdy do drugiego psa, zwłaszcza na smyczy. Gdy taki tekst pada do
mnie, gdy idę z Nuk na smyczy, a obcy piesek gna w naszą stronę, zwykle
odpowiadam ze spokojem: ale mój niestety zrobi. Ponieważ mój pies na
podbiegającego może zareagować różnie. Zazwyczaj jest dobrze, ale znam psy
mocno submisywne, które Nuk potrafi przydusić do gleby.
Suma summarum, nie wiem, czemu
wszystkich tak wkurza to zdanie. Może myślą, że człowieka, w stronę którego
biegnie rozpędzony pies, bardziej by uspokoiło: „Panie, wiej pan, bo nie umiem
go odwołać!”
4. On chce się
tylko przywitać
Zazwyczaj tak jest, choć nie
powinni mówić tego zdania ludzie, których psy chcą inne zagryźć. No, nie
powinni. I kropka. Mój pies na przykład ma nawracający zwyczaj skradania się do
innych psów, więc ma zakaz witania obcych psów na smyczy. Rozumiem irytację tym
sformułowaniem. To do właścicieli jednego i drugiego psa powinna należeć
decyzja, czy będą się „witać” czy nie. Gdy ktoś tak mówi, od razu mam wrażenie,
że albo nie panuje nad swoim psem albo zupełnie bagatelizuje niewłaściwe
zachowanie swojego psa. Jeśli na przykład piesek, który przybiegnie „się tylko
przywitać”, wskoczy Nuce na kark, to musi się liczyć z jej (i moim)
opierdzielem, co mam nadzieję wyjdzie mu na dobre, ponieważ takie zachowanie
może doprowadzić do jego pogryzienia przez nieco mniej tolerancyjnego psa.
Niestety tego zazwyczaj nie rozumie właściciel, który od razu wyjeżdża z tym,
że ten mój, to „taki agresywny”. Nie, nie mój jest agresywny, tylko po prostu
przestańcie się ze wszystkimi „witać”.
5. Proszę zabrać
psa
Jak zabrać, to zabrać, tu nie
dyskutujemy, tylko zabieramy. Nie wkraczamy w strefy agresywnych psów,
reaktywnych psów oraz właścicieli, którzy sobie z jakichś powodów nie życzą towarzystwa
naszego psa. Mają do tego prawo, mają często powody i to prawo szanujemy. Zawsze
ustępuję z drogi ludziom, którzy mają psy problemowe, zwłaszcza, gdy widzę, że
chcą uniknąć kontaktu psów. Nie pcham się na siłę „do piesków”. I nie chcę, by
ktoś się pchał do mojego. Nigdy na przykład nie podchodzimy do yorków, bo moja
ma niestety fix łowczy na te psiaki. Omijajmy się kulturalnie, proszę. Ustępuję
z drogi problemowym ludziom, którzy wszystkiego potrafią się wystraszyć i o
wszystko mieć pretensje. Nie pytajcie, jak ich poznaję. Mam instynkt.
To zdanie nie jest irytujące w
swoim zwykłym kontekście, ale zaczyna człowieka wkurzać, gdy na przykład
przychodzi się na psi wybieg, psy podbiegają do siebie i nagle właściciel
drugiego krzyczy: „proszę zabrać tego psa!” I tu pada najczęściej ciąg dalszy:
bo mój nie chce się bawić, nie lubi psów, nie może się pobrudzić. A psy dopiero
do siebie podeszły i nic złego się nie stało ani nic nie wskazuje na jakiś
dramat. Jeśli ktoś akurat sam bawi się z psem lub coś ćwiczy, jest to jeszcze
zrozumiałe, ale gdy wypowiada takie zdanie znad smartfona, to już
niekoniecznie. Cóż, moim zdaniem, jeśli ktoś przychodzi na plac dla psów, do
psiego parku czy też na wybieg, a w dodatku puszcza własnego psa luzem, to musi
się liczyć z jakąś interakcją z innymi psami. Jeśli psy nie chcą się pozagryzać
ani nie wykazują innej formy agresji, to nie widzą powodu, by nakazywać innym ludziom
zabranie psa tonem wyższości i oburzenia. Jeśli się boimy o własnego psa, to po
prostu lepiej nie przychodzić z nim w takie miejsca.
Resume:
6. On się chce
tylko pobawić…
Mówi właściciel wesołego seterka,
owczarka, rotwailerka, który podbiega do nas i naszego psa na smyczy i
obskakuje nas wokoło radośnie. A my nijak nie możemy się od niego uwolnić, bo
ciągle zaczepia nam psa, więc kręcimy się z tą smyczą wkoło i w końcu łapiemy
tamtego psa za obrożę, żeby stanął w miejscu. Szanowni państwo, nie zawsze jest
czas i miejsce na zabawę, na przykład chodnik obok ulicy wieczorową porą, i to
raczej do właścicieli (obu psów) powinna należeć decyzja o zabawie, a nie do
psa.
7. Proszę się
nie bać, on nie gryzie…
Z jakichś powodów ludzie, którzy
widzą, że gdy ich pies biegnie do mojego, a ja mojego usadzam lub wydaję
komendę „równaj”, to się boję ich psa. Nic bardziej mylnego, moi drodzy.
Zazwyczaj boję się o ich psa, a konkretnie boję się sytuacji, w której rozpęta
się armageddon agresji smyczowej, co może się skończyć nie najlepiej dla obu
psów. Osobom posiadającym psa, który nie gryzie (ale na przykład podbiega z
impetem, skacze drugiemu na głowę, kopuluje), przypominam, że jednak inni mogą
mieć gryzące psy, które nie będą tego znosić w spokoju. Dlatego lepiej niech
psy witają się bez smyczy, na bezpiecznym terenie, w kontrolowanych warunkach.
Nie chcę nikogo krytykować, sama mam psa, który najchętniej pognałby za
wszystkim, co się rusza i podczołgał się do każdego psa, by na niego skoczyć
znienacka. I choć ostatnio Nuk nabrała trochę ogłady, to wierzcie mi, wiem, jak
trudno kontrolować/wyeliminować takie zachowanie. Mimo trudności naprawdę
musimy to robić, by nie wydarzyło się nieszczęście.
8. Dobrze mu
tak, może się nauczy nie podchodzić
Powiedział mi kilka razy
właściciel namolnego psa, zazwyczaj pan w średnim wieku, gdy moja przydusiła do
ziemi wpadającego na nią zwierzaka. Oczywiście, na pewno się nauczy, jak w
końcu któryś pies go pogryzie. Nie wiem skąd pomysł, że moja suczka ma sama
siebie uczyć takiego zachowania oraz uczyć cudze psy. Może ja, cholera, nie
chcę, żeby ona uczyła inne psy nie skakania na nią poprzez przyduszanie ich do
ziemi. Wojowaliśmy z wieloma problemami „łowczymi” i takie coś nie jest mi do
niczego potrzebne. A zatem, drogi właścicielu , naucz sam swojego psa, czego
tam chcesz, nie zostawiaj nauki innym psom, bo możesz się przeliczyć.
9. Jaki
agresywny…
Usłyszałam parę razy od ludzi,
których psy podbiegły szczekając do mojego, zaczepiły i uciekły lub właściciel
je odciągnął w ostatniej chwili. A mój zaczął oczywiście odstawiać cyrk na
smyczy, bo chciał za nimi pognać. Nie wiem, czy kiedykolwiek widzieli atak
naprawdę agresywnego psa i czy odróżniają frustrację od agresji i mnie to nie
interesuje. Po prostu trzymajcie psa po swojej prawej stronie, blisko przy
nodze, a zaręczam, że spokojnie się miniemy bez kontaktu. Taki tekst puszczony
przez psiarza nawet nie do mnie, tylko gdzieś w przestrzeń, naprawdę mnie
denerwuje, ponieważ krzywdząco ocenia mojego psa, a to jego pies go zaczepił.
10. „Jaki grzeczny” albo „nic się nie słucha”
„Jaka ona posłuszna, nie to co
mój, mój to ma charakter”, słyszę czasami, gdy Nuk zawróci w miejscu jak rażona
prądem na moje zawołanie. Jest to tekst, który totalnie nie bierze pod uwagę
wpływu człowieka na zachowanie psa. Ludzie ogłaszają, że pies po prostu jest
mądry i grzeczny (a to się właścicielowi trafiło!), z góry zakładając, że
szkolenie nie ma tu nic do rzeczy i umniejszając tym samym rolę szkolenia jako
takiego. Jednakże z drugiej strony, gdy
coś nam nie wyjdzie, na przykład przywołanie zaszwankuje, pies ogłuchnie, albo spojrzy
na mnie z wyrazem pyska: „no this time”, to słyszę „tyle szkolenia, a i tak nie
słucha”. Idąc tym tokiem rozumowania, szkolenie nie działa, bo pies, gdy jest
posłuszny, to przecież jest taki
grzeczny sam z siebie, ale za to gdy się nie słucha, to znaczy, że szkolenie nie pomogło… Przy czym mówimy o
tym samym psie. Krótko mówiąc, lepiej iść na ryby.
Tego typu teksty psiarzy
powtarzane jak mantra przy każdym spotkaniu są denerwujące zwłaszcza wtedy, gdy
po prostu nie mamy ochoty wchodzić w interakcje z właścicielem ani jego
psem. A nie musimy mieć ochoty i nie
musimy poddawać się presji „witania się piesków”. W takiej sytuacji nie ma dla
nas znaczenia, czy to pies czy suczka i czy chce się przywitać, i że nie
gryzie. Jeśli ktoś ma ochotę podejść, to niech spyta, czy może podejść. Jeśli
ktoś szuka sposobności do rozmowy, to może iść na psią łączkę, gdzie na pewno
znajdzie ludzi (i psy) chętnych do wymiany poglądów. Jeżeli chodzi o psio-psie
kontakty, to wolę, żeby się ludzie w to nie wtrącali. Nie zdarzyło mi się na
przykład mieć problemu z psami, które podbiegają samopas. Najczęściej problem
tworzy się na drugim końcu smyczy, a przybiera postać szarpnięcia lub
odciągania, a wtedy ani dla mnie, ani dla mojego psa nie ma znaczenia czy
piesek, czy suczka, że nie gryzie, że się chce pobawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz