piątek, 22 marca 2019

Flexi czy nie flexi - oto jest pytanie




Smycz automatyczna jest kupowana bardzo często z uwagi na kilka cech, które początkującemu właścicielowi psa wydają się bardzo ważne - nie plącze się, ma duży zasięg, pies może iść przed nami nie ciągnąc i nie musimy za nim włazić na trawę, ewentualnie w błoto czy krzaki. Jest to też smycz, którą cenią sobie właściciele, którzy nigdy nie spuszczają psów ze smyczy, gdyż daje psom niejako namiastkę wolności.
Jednak wielu właścicieli psów uważa tego typu smycze za ZŁO i nie dają się przekonać żadnej argumentacji jej zwolenników. Prawda, jak to zwykle bywa, leży po środku. Smycz sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła; zależy jak jej używamy.

Wokół smyczy typu flexi narosło wiele historii: że psy na niej nauczyły się ciągnąć, że oderwały sobie łapę, że właścicielowi nie udało się zatrzymać psa przed ulicą, że nikt nie umie jej poprawnie używać. Smycz ma zarówno zagorzałych przeciwników, jak i widzianych podczas każdego spaceru zwolenników. Z mojej perspektywy, jako właściciela psa reaktywnego, smycz typu flexi jest trochę dobra, a trochę zła. Zależy kto, jak i gdzie jej używa. 

 
Sama mam taką smycz, kupiłam na początku psiej przygody i od razu zrezygnowałam z jej stosowania. Pies wyrywał do przodu, zatrzymanie było bardzo gwałtowne, mechanizm niby działał, ale czasem nie zdążyłam odpowiednio szybko zareagować.  Chodzenie po lesie z tą smyczą przyprawiało mnie o tiki nerwowe;  ciągłe plątanie się za krzaczki,  ciągłe wyrywanie ręki, gdy pies pobiegnie za ptaszkiem. Raz odruchowo złapałam za linkę, gdy pies wyrwał na ulicę. Nie polecam. Nie zawsze też udawało mi się tę smycz utrzymać przy nagłym szarpnięciu. Nie wiem, jak to się udaje właścicielom owczarków. Krótko mówiąc, ani ja nie bardzo umiałam używać flexi, ani mój pies.

Wróciłam do flexi całkiem niedawno, obecnie używam sporadycznie i tylko w bardzo konkretnych sytuacjach. W zasadzie używam smyczy flexi tylko w celach szkoleniowych. Moim zdaniem w przypadku psa typu Nuk, tylko tak się sprawdza. A to dlatego, że smycz ta oprócz zalet  ma także:
WADY:
Po pierwsze, smycz automatyczna niewłaściwie używana naprawdę może mocno poranić, nie tylko właściciela i jego psa, ale też wszystkich naokoło. Niewidoczna w półmroku linka lub czarna taśma, może być przyczyną kolizji z rowerzystą czy rolkarzem, zwłaszcza, jeśli rozpościera się w poprzek drogi rowerowej. Zabawy dwóch psów na smyczach automatycznych mogą się źle skończyć.

W takiej odległości powinien iść pies na
chodniku wśród ludzi
Po drugie, w terenie miejskim pies wcale nie powinien iść 5 metrów przed właścicielem ani 5 metrów za nim, tylko obok, gdyż inaczej naraża siebie i innych na niebezpieczeństwo. Przy tak rozciągniętej flexi nie mamy nad psem żadnej kontroli, może nagle przepakować na drugą stronę jezdni lub wpaść pod koła samochodu i nie zdążymy zareagować. Smycz automatyczna wprawdzie automatycznie się rozwija, ale żeby się zwinęła musimy podejść do psa lub pies do nas. Nie ma jak na razie przycisku ściągającego psa w naszą stronę.
 
Po trzecie, pies na źle używanej smyczy automatycznej uczy się, że może łazić, gdzie mu się podoba, czyli de facto nie nauczy się ładnego spacerowania przy właścicielu, który nieumiejętnie używa tej smyczy. Moim zdaniem nie ma to za wiele wspólnego z powszechnym przekonaniem, że pies na flexi uczy się ciągnąć. Sama smycz się do tego nie przyczynia, gdyż jej opór jest niewielki. Chodzi tu raczej o to, że pies nie wie, gdzie ta smycz się właściwie kończy ani jak bardzo tym razem właściciel pozwoli mu się oddalić.
A poza tym może się poplątać w krzakach.
Sytuacja spreparowana, czyli co się stanie,
gdy pozwolimy psu wleźć w krzaki
Po czwarte, czas reakcji na sytuację zagrożenia, przynajmniej mój, czasami jest za długi w stosunku do czasu reakcji psa. Zwykła smycz po prostu zatrzyma psa, automatyczna rozwinie się co najmniej metr dalej niż byśmy chcieli.

Po piąte, zgrzyt mechanizmu przy niektórych modelach sprawia, że ścina mi się białko w oczach. Ale to ma dwie strony - dla psa może to być sygnał uwarunkowania komendy „stop”.

Po szóste, z uwagi na prawa fizyki, łatwiej zapanować nad obiektem, którego środek ciężkości jest bliżej nas. Im dalej od nas znajduje się masa, tym więcej siły musimy włożyć w jej opanowanie. Gdy mówimy o maltańczyku, nie ma to dużego znaczenia, ale taki owczarek niemiecki na flexi to już bardzo konkretna masa. Spróbujcie przenieść pięciokilowy kamień w rękach, a spróbujcie na szpadlu. Poza tym, w temacie fizyki pozostając, pies biegnący na flexi to nie tylko masa, ale masa razy prędkość, czyli pęd. Moment zatrzymania psa o dużym pędzie wynikającym z dużej prędkości spowoduje wyrwanie ręki ze stawu z większym prawdopodobieństwem niż gdyby pies nie zdążył się rozpędzić. O ile utrzymamy w ręce smycz.
Po siódme, gwałtowne zatrzymanie rozpędzonego psa na takiej smyczy może się skończyć dla niego ciężkim urazem, nawet jeśli stosujemy szelki, nie mówiąc już o obroży czy kolczatce.

Żeby nie było, moim zdaniem smycz automatyczna ma też zalety, a oto i one:

ZALETY:

Po pierwsze, jeśli idziemy po łące, pies może sobie swobodnie eksplorować teren, a my nie musimy za nim włazić w kretowisko. Odpowiednio używana pozwala też na przejście po mieście na luźnej smyczy (w tym wypadku na blokadzie - naprawdę jest tam taki przycisk, co blokuje to ustrojstwo na stałe, żeby się nie rozwijało)

Po drugie, ta smycz nie plącze się psu pod nogami, o ile jest naprężona i pies po prostu spaceruje. Wszelkie zabawy i gonitwy na flexi niosą duże zagrożenie.

Po trzecie, mogę jej użyć do celów szkoleniowych, a konkretnie do nauczenia psa chodzenia bez smyczy w pobliżu mnie, oraz do ignorowania rowerzystów, wiewiórek i innych obiektów, które pies mój ganiał.

Po czwarte, ma przycisk blokujący jej rozciąganie, czyli w mieście można jej używać jak zwykłej, krótkiej smyczy (tylko czemu nikt tak nie robi!)

Zatem używać czy nie?

Łatwo można zauważyć, że wady i zalety tej smyczy zależą w dużej mierze od jej umiejętnego stosowania przez właściciela oraz od charakterku psa, którego zamierzamy do niej przyczepić. Innymi słowy, smycz sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła, choć moim zdaniem daje za dużo możliwości niewłaściwego użytkowania ludziom, którzy mają w głębokim poważaniu innych oraz ich psy.

Z moich osobistych doświadczeń z używaniem flexi, muszę powiedzieć, że nie lubię stosować tej smyczy głównie dlatego, że mój pies nie za bardzo się do tego nadaje. Ba, mój mocno reaktywny, lękliwy pies z agresją smyczową, jest wręcz książkowym przykładem psa, który nie powinien chodzić na flexi. Nie jest to oczywiście wina samej smyczy jako takiej. Niemniej dopóki psiak nie nauczył się prawidłowo chodzić na luźnej smyczy, dopóki nie przestał ujadać za każdym samochodem, wyrywać mi ręki na widok każdego psa, dopóty nie chodził na flexi. Kropka. Obecnie korzystając z tego wynalazku przestrzegam kilku ważnych zasad. Otóż nie pozwalam na rozciąganie całej smyczy w tzw. mieście. Po chodniku pies idzie obok i zazwyczaj z prawej strony, a smycz jest zablokowana na długości około metra. W sytuacjach lekkiego pobudzenia trzymam palec na przycisku stop, w sytuacjach dużego pobudzenia, przycisk stop jest zablokowany na stałe. W miejscach, gdzie jest spokojnie, w lesie, parku, na łące, pozwalam psu na łażenie dalej ode mnie nie kontrolując za pomocą flexi, tylko wydając polecenia. Wygląda to tak, jak spacer bez smyczy, tylko w trudnym środowisku, czyli tam, gdzie nie mogę jej puścić całkowicie luzem. Od czasu do czasu przywołuję psa, zatrzymuję, każę iść wolniej lub z prawej czy lewej strony. Niektórzy uważają, że nadmiernie kontroluję psa, zamiast po prostu dać mu wąchać krzaczki, ale dzięki tym działaniom uczę Nuk, że ma się trzymać blisko mnie, nawet jak czuje swobodę i gdy się dzieje pierdylion rzeczy obok nas. Uczy się reagować na komendy w dużych rozproszeniach, w obecności szczekających psów, wrzeszczących dzieci, trąbiących samochodów i rolkarzy przejeżdżających tuż obok. Nie zaryzykowałabym jeszcze puszczenia jej luzem w takich warunkach. Jednak rozumiem ludzi, którzy lubią tego typu smycze. Gdybym miała spokojnego psa bez fiksacji na innych psach, być może też miło by mi się korzystało z flexi.

A może linka?

Ktoś powie, że lepsza jest linka. I tak, i nie. Linka jest lepsza do uczenia psa samokontroli i przywołania, gdy jest puszczony luzem w terenie, gdzie jest mało ludzi, czyli łąki, lasy, jeziora. Natomiast w miejscach o dużym nasyceniu ruchu, typu parki, deptaki itd., lepiej sprawdzi się smycz automatyczna. Nie muszę jej zbierać z ziemi, chować do plecaka, zamieniać na drugą smycz, nikt nie przejedzie po niej rowerem ani nie nadepnie, nie upaprze mi się w błocie i nie rozprowadzi kupy na całej długości. I nie zwraca takiej uwagi jak moja oczojebna, pomarańczowa linka długości 15 m.

Po drugiej stronie barykady – czyli flexi źle stosowana

To co najbardziej mnie denerwuje we flexi, to sposób jej użytkowania przez ogromną większość właścicieli piesków (zwłaszcza malutkich). Chodzi o te wszystko sytuacje, gdy chcemy się minąć z psem, ale nie ma jak, bo on biega po całej szerokości chodnika. Jednakże, zauważcie, nie ma całkowitej swobody, tylko gdy już podbiegnie do mojego psa, właściciel szarpie go znienacka do tyłu. U mojego psa wyzwala to chęć gonitwy i kończy się atakiem agresji smyczowej. Nienawidzę tego.

Gdy pies na flexi idzie za nami, a właściciel zapomniał nacisnąć przycisk stop. Na przykład mijamy ładnie pieska, idziemy szybkim krokiem, Nuk w miarę ignoruje, nie rzuca się, ale nagle zerka w tył, przystaje i zaczyna skradanie. Bo za plecami piesek startuje jej do ogona. Naprawdę na flexi da się kontrolować psa. Jeśli ktoś wkłada wysiłek, by minąć waszego psa, jeśli widzicie, że pies z trudem was ignoruje, jeśli właściciel ciągnie swojego psa prawie na siłę, by się od was oddalić, a jeśli nawet nic takiego nie ma miejsca, to nie puszczajcie swojego psa za tym drugim. To bardzo niekomfortowa sytuacja dla obu zwierząt.

Używanie flexi i kolczatki. Jest to coś, co przyprawia mnie od dreszcze. Staram się zawsze jakoś pomóc takim psom i powiedzieć właścicielom, że mogą zrobić krzywdę swojemu zwierzęciu. Strasznie trudno rozmawia się z kimś, kto używa kolczatki, a już w zestawie z flexi, to prawdziwy koszmar. Zwykle ci właściciele mówią, że inaczej nie utrzymają swojego psa. Nie utrzymają i już. Ani na zwykłej obroży, ani na szelkach, ani w ogóle bez kolczatki się nie da. Nawet, jeśli Burek waży 15 kg.  A może chociaż bez flexi? Nie, nie będą przecież wchodzić za psem na wszystkie trawniki.

Nie ma za dużego sensu używanie flexi, jeśli mamy ciężkiego psa, który lubi sobie pogonić kota, a jednocześnie sami mamy mało siły. Takie akcje kończą się albo wyrwaniem smyczy z ręki, albo ręki z barku, albo lecimy na łeb na szyję w klasycznym padzie siatkarskim kurczowo trzymając się smyczy.

 

Resume:

Jaka jest flexi, każdy widzi. Ma kilka wad i kilka zalet. Umiejętnie stosowana jest naprawdę fajnym narzędziem. Lecz stosowana bez wyobraźni jest przyczyną wnerwu wielu właścicieli tzw. reaktywnych psów. Nie każdy pies powinien chodzić na flexi. Jest to smycz dla spokojnych, nieszczekliwych i niewyrywających się psów. Przy psie o masie powyżej 40 - 50 kg (zależy jaką masą my sami dysponujemy) musimy pamiętać, że nie mamy nad nim kontroli na flexi. Taki pies musi reagować na polecenia i być bardzo spokojny, bo ta smycz jest w tym wypadku tylko atrapą.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane