środa, 4 grudnia 2019

Czy szkolenie psa jest łatwe?

 
 
 
Za każdym razem, gdy wracam do książek o wychowaniu psów albo do moich notatek ze szkolenia, albo do porad behawiorystów z Internetu, odnoszę wrażenie, że szkolenie psa jest strasznie łatwe. Wprawdzie niektóre pozycje uczciwie przestrzegają przed masą obowiązków i odpowiedzialnością, ale gdy już się zdecydujemy na upiorne wstawanie na poranne siusiu, to reszta wydaje się łatwa. Wystarczy szkolić psa oraz przestrzegać wszystkich reguł, co też jest łatwe, a świat stanie się piękniejszy z naszym wspaniale wyszkolonym psem.  Można wprawdzie pomarudzić, że jednak dobrze byłoby, aby człowiek miał w tym kierunku predyspozycje, ale wiemy, że każdy sądzi, że takie predyspozycje ma. Przeciętny początkujący właściciel psa znajduje więc w tym wszystkim prawie idylliczny obraz życia z psem, który nawet jeśli ma problemy, to wynikają one z głównie ludzkiego zachowania, więc można je szybciej lub wolniej pokonać.

Powiem coś ważnego: mam wyszkolonego psa. Zna wszystkie potrzebne komendy. Mamy świetną relację oraz komunikację. Lecz ten pies nadal ma swoje problemy.
Gdy sobie o tym przypominam oglądając zdjęcia słodkich szczeniaczków na szkoleniu albo strony nakłaniające do adopcji, to przychodzi mi do głowy chęć uczciwego napisania o tym, co się dzieje, jeśli jednak trafisz na psa z problemami, którym nie da się tak do końca "naprawić".
W naszym przypadku w całą teorię pozytywnego szkolenia wkradła się bowiem niczym nieznośny chochlik pierwsza ważna przeszkoda i druga ważna przeszkoda. Pierwszą przeszkodą jest to, że mam lękliwego psa nakręconego na inne psy. No wiecie, fiksacja - są psy, co kochają piłeczki albo patyki, inne zrobią wszystko za żarcie albo dla ludzi. Mój widzi tylko psy. Wychowały go psy i tylko psy go kręcą. I druga przeszkoda: mój pies nie przepada za żarciem. Żadnym. Jest to pies filozof, który każdy kąsek musi obwąchać, przyjrzeć mu się, wypluć parę razy. Nigdy też nie bywa głodny. Potrafi przez trzy dni nic nie jeść i nie rzuca się potem na jedzenie. Ba, nigdy nie jada z jakimś specjalnym zaangażowaniem. Nie jada też dużo. Nic tu nie pomogło i żadne spalenie miski nic nie dało.
Jakże proste byłoby moje życie, gdybym mogła pomachać patykiem i mój piesek merdałby radośnie ogonkiem, gotów pognać za badylem na koniec świata! Albo gdyby patrzył proszącym wzrokiem, żeby dać mu smakołyk!  Ech… No, tak się nie da w tym konkretnym przypadku. Nic tu nie ugram. Próbowałam nakręcić na szarpaki (z naturalnym futrem, a jakże), ale trochę się pobawi i odpuszcza. Próbowałam spalenia miski, smaczków z gotowanej wołowiny, parówek. Ale jak nagrodzić psa, który malutki kąsek potrafi podziamdziać i wypluć?
Co z tą motywacją (modne słowo)? Jak zbudować motywację na jedzenie czy na zabawę u psa, którego najbardziej kręcą inne psy oraz ewentualnie węszenie za zdobyczą. Uciekająca piłka imitująca zdobycz, naturalny szarpak imitujący wiewiórkę? Kluczowe znaczenie ma tu słowo „imitujący”. Otóż mój pies nie ma wysokiej motywacji na nic poza psami i węszeniem za zwierzyną, a nagradzać węszeniem i psami się nie da. Przynajmniej nie podczas treningu.
Jak tak na to trzeźwo spojrzeć, jestem w szoku, że w ogóle czegokolwiek nauczyłam tego psa. Na szczęście jest naprawdę bardzo bystrym zwierzęciem. Lecz co innego nauczyć komend, a co innego walczyć z instynktami, naturalnymi predyspozycjami łowczymi i zachowaniem wynikającym z fiksacji na psach, nie mając w ręku żadnego skutecznego oręża oprócz własnej osobowości i dobrej relacji z psem.
Przez półtora roku poznawałam metody szkoleniowe oparte na pozytywnym wzmocnieniu i negatywnym wygaszeniu. I doszłam do wniosku, że są to wspaniałe metody, pozwalające wyszkolić większość psów w prawidłowy, przyjemny dla psa sposób. Za pomocą nagród wzmacniamy pożądane zachowanie, a za pomocą ignorowania i braku nagród wygaszamy niechciane zachowanie psa. Jakie to proste i jakie przejrzyste. Dopóki nie zadam sobie pytania: za pomocą braku jakiej nagrody mogę wyciszyć pogoń za dzikiem? Co w oczach mojego psa jest ciekawsze od innego psa? Od wiewiórki? Od ptaka? Że niby ja mam być ciekawsza? Ciągle go szkolę, bawię się z nim i jestem przy nim już trzy i pół roku! Co jeszcze może go zaskoczyć w moim towarzystwie? Pomacham znaną mu zabawką? Zacznę uciekać, przewracać się, wygłupiać? Pies już to zna. CO takiego mogę zrobić, by być bardziej atrakcyjna dla drapieżnika niż zdobycz?
Strzeżcie się inteligentnych psów z silnym popędem łowieckim. Nie będziecie dla nich pępkiem świata. To znaczy będziecie, ale nie wtedy, gdy polują.
W 2011 roku przeprowadzano ogólnopolskie badania nad problemami Polaków z psami, w których pytano właścicieli m.in. o najbardziej problematyczne zachowanie ich psów na spacerze[1]. Wynika z nich, że prawie 70% właścicieli ma problemy z ciągnięciem na smyczy, tylko nieznacznie mniej z wyrywaniem do innych psów, około 56% z nieprzychodzeniem na zawołanie, nieco mniej ze zjadaniem śmieci, ponad 30% z agresją wobec innych psów, podbieganiem do dzieci, zaczepianiem, trochę mniej z gonieniem rowerzystów itp., niecałe 20% z gryzieniem smyczy, i ponad 15 % problemy z agresją wobec ludzi. Przytaczam te badania, ponieważ miałam wszystkie te wymienione problemy z psem na spacerze (z wyjątkiem gryzienia smyczy, czego akurat nie uważam za mega problem w zestawieniu z innymi z tej listy). Jestem też człowiekiem, który wykorzystał wszystkie możliwości szkolenia, tj. szkolenie z posłuszeństwa podstawowego PT w szkole dla psów, porady behawiorysty, książki i Internet. I nigdy nie używałam żadnych metod awersyjnych.
Ze wszystkich tych źródeł dowiedziałam się ni mniej ni więcej, ale tyle, że to ode mnie wszystko zależy i że to ja (i moje emocje) jestem źródłem zachowania mojego psa. Gdybym postępowała inaczej (inaczej, czyli jak?), to byłoby lepiej. Nie znalazłam jednak żadnego konkretnego remedium, nikt niczego nie podpowiedział i nikt nie powiedział „mój pies też tak miał, ale udało się to przezwyciężyć w taki i taki sposób i teraz jest idealny”. Przeciwnie, pies jednej z behawiorystek borykał się z podobnymi problemami do mojego psa, tylko nieco dłużej. 
Po wszystkich doświadczeniach ze szkoleniem i z obserwowaniem psa/psów doszłam też do wniosku, że:
Źródłem zachowania psa są przede wszystkim jego geny, później doświadczenia z wczesnej młodości, a w końcu to, w jaki sposób go prowadzimy i czego go nauczyliśmy. W tej właśnie kolejności. Nie w innej.
 
Spotkanie z panią Kasią B., u której w końcu konsultowałam zachowanie psa podbudowało moje nadzieje na dalszą pracę. Ugruntowałam się w przekonaniu, że intuicyjnie pewne rzeczy zrobiłabym być może lepiej niż zrobiłam w oparciu o szkolenie PT. Głównie chodziło mi o zachowanie na smyczy wobec psów z naprzeciwka, czyli tzw. agresję smyczową, ale konsultacja w sumie objęła nieco większy zakres. Pani Kasia nie powiedziała, że to zachowanie da się w 100 procentach odkręcić ani nie złożyła tego na karb moich emocji i „błędów”. Potwierdziła moje przypuszczenia, że bardzo dużo zależy od charakteru psa. Temu konkretnemu psu nie powinnam pozwalać na zbyt wiele, np. iść przodem (choć tak uczono na szkoleniu z luźnej smyczy) i że powinien zawsze chodzić obok mnie lub za mną. Że barowanie nie rozwiąże problemu tego konkretnego psa, bo mamy problem trochę bardziej złożony niż klasyka gatunku. Mój pies nie chce po prostu podejść do innego psa, ale też jednocześnie się boi, chce go odstraszyć, albo zapolować. Ogólnie mówiąc, różne emocje nim targają. Trzeba je spróbować wyciszyć.
Po tej rozmowie nastąpiła zmiana. We mnie. Przestałam usilnie trzymać się szkolenia, a postawiłam na budowanie autorytetu (mojego w oczach psa) oraz listę zakazów. Postanowiłam też skupić się bardziej nie tyle na metodach pracy i szkoleniu, co na moim psie i jego emocjach. Nauczyć psa kontrolować emocje - oto cała tajemnica. Bardzo chciałam, żeby zmiany nastąpiły szybko, ale nie nastąpiły. Minęło sporo czasu, a w tym czasie Nuk dojrzała, ja zaczęłam stawiać więcej granic, Nuk musiała je respektować, ja wyznaczałam kierunek, Nuk podążała za mną. Być może niektórych rzeczy w ogóle nie uda się nam zmienić, na przykład jej lęku przed psami i ludźmi czy instynktu pogoni. Ale wprowadzenie nauki opanowania emocji w miejsce rozszczebiotanego szkolenia spowodowało większą samokontrolę u mojego psa.
Nuk jest reaktywna, szybka, bystra, lękliwa. Czy była bita jako szczeniak zanim do nas trafiła? Może - nie wykluczam, bo boi się starszych ludzi, zwłaszcza z kijem. Czy po pięciu pierwszych miesiącach życia prawie bez kontaktu z ludźmi była dzikim psem - prawdopodobnie. Czy to wpłynęło na jej zachowanie, charakter? Na pewno. Czy nauczyła się komend i to jej pomogło? Oczywiście. Czy kiedyś będzie wesołkowatym, przyjaznym, odważnym psem? Wątpię.
Ale jest jaka jest.  Ma taki charakter i osobowość. Muszę to zaakceptować. Nie zmienię tego, ale pomagam jej normalnie funkcjonować w tym z jej perspektywy nieprzyjaznym dla psów świecie. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by jej to ułatwić. Dzięki temu jej życie i moje życie stało się łatwiejsze.  Jestem dla niej wsparciem, a nie tylko źródłem komend i smaczków.
 
Resume: 
 
Czy szkolenie psa jest łatwe? Niby tak. Potrafiłam nauczyć psa tak trudnego jak Nuk potrzebnych komend, przydatnych zachowań, wpłynąć na jej zachowanie. Lecz mówimy tu wyłącznie o szkoleniu.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że szkolenie psa to coś zupełnie innego niż jego resocjalizacja.
Czy pozbycie się psich problemów behawioralnych jest łatwe? Nie jest łatwe. Jest bardzo trudne. A czasami nie jest możliwe.
W przypadku psów reaktywnych, agresywnych,  lękliwych, z silnym instynktem łowczym skonsultujcie się z doświadczonym behawiorystą. Nie skupiajcie się na samym szkoleniu myśląc, jak ja kiedyś, że nauczenie przywołania rozwiąże wszystkie problemy psa i wasze. Nie rozwiąże. Psia psychika jest skomplikowana, nie wszystkie psy są takie same, niektóre mają problemy. I podobnie jak nieśmiałemu człowiekowi niewiele pomoże hasło "bądź śmiały", tak reaktywnemu psu nie pomoże wyłącznie nauczenie go komend. Behawioryzm psów to naprawdę nie jest taka łatwa sprawa.


[1] Pełny obraz badań można zobaczyć tu:  http://www.wychowujenietresuje.pl/2013/08/13/podsumowanie-ogolnopolskich-badan-nad-problemami-polakow-z-psami/


2 komentarze:

  1. Szkolenie psów może być łatwe ale kiedy są to psy nastawione na pracę z człowiekiem, weźmy border collie one mają to w genach, wystarczy aby czynnik ludzki chciał :). A jak czytam o twojej suczce to jakbym czytała obraz mojego psa. Uczęszcza na szkolenie, zna komendy, potrafi je wykonywać, ALE w momencie kiedy jest skupiony, a o to ciężko... W zasadzie mimo że mamy mocna więź, to póki co ja nie wygram z zapachem, z węszeniem, pogonią... No nie tędy droga, pracujemy, widzimy już duży postęp, bo to pies inteligentny, lękliwy, uparty, niesamowicie charakterny, ale tu nie jest prosto i pewnie nigdy nie będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wygram z zapachem ani z pogonią. Kiedyś spotkaliśmy w lesie łanię, jedyny raz fuksem, ja zauważyłam ją pierwsza i zdążyłam złapać Nuk. Pies aż drżał z chęci pogoni. Cała napięta, węsząca, zero kontaktu z mózgiem.
      Co do szkolenia, to słyszałam kiedyś od zawodnika startującego z psem w OBI, że wbrew pozorom zbytnia inteligencja psa może przeszkadzać w szkoleniu. Lepiej gdy pies jest umiarkowanie inteligentny, ale też nastawiony na pracę z człowiekiem i smaczki, niż gdy za dużo myśli. My ćwiczymy sobie trochę (zupełnie amatorsko) agility i wiem, że Nuk robi to, bo lubi. Wykonuje komendy wszystkie, nawet w rozproszeniach, ale gdy chce. Gdy nagle postawowi tropić - koniec zawodów. Tak że na OBI to się nie nadaje :)
      Na plus psa inteligentnego jest to, że świetnie się komunikuje. Naprawdę czasem jestem w szoku, co ten pies rozumie i jak mi pokazuje, o co mu chodzi.

      Usuń

Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane