poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Życie w czasach zarazy



 
 
Paradoksalnie Wielkanoc w czasie zarazy nie była najgorszym przeżyciem, jakie nas spotkało. Spacery z psem, choć krótsze, także nie są jakimś dramatem. Może jestem odludkiem, może nie  mam zbyt dużych potrzeb socjalnych, ale mnie tam w sumie nie przeszkadza brak kontaktu z ludźmi. Znacznie bardziej przeszkadza mi brak kontaktu z przyrodą.
 
Jak siedzieć w domu, a jednocześnie wychodzić z psem w czasie kwarantanny? Porady, newsy, obostrzenia, wszystko, czym jesteśmy zalewani od jakiegoś czasu od rana do wieczora ma nienajlepszy wpływ na nasze samopoczucie. Zewsząd słychać rady, co i jak robić, jak żyć? Jak wychodzić z psem, na jak długo, czego unikać. Kolejne obostrzenia, kary, mandaty, a także strach przed koronawirusem - wszystko to dotyka nas czasem bardziej niż się do tego przyznajemy.
Dla równowagi i zmiany kierunku myślenia opowiem, co dla nie i mojego psa jest najfajniejsze w czasach epidemii.
 
Po pierwsze - moje miejsca na spacerach. Przed kwarantanną chodziłam na długie spacery w miejsca nieznane zwykłym śmiertelnikom. Wcześniejsze odkrycie tych miejsc okazało się ważne, gdy wprowadzono zakaz wstępu do lasu. Do lasu nie wolno, do parku nie wolno, łolaboga, gdzie pójść z psem? Ja nie miałam tego problemu. Mamy pierdylion miejsc alternatywnych, w których tylko wiatr i kurz, ja i mój pies. Oczywiście te miejsca są znane także kilku innym psiarzom, ale przez pierwszy miesiąc kwarantanny mieliśmy spokój. W drugim miesiącu  kwarantanny ludziska odkryli nasze nieużytki, widać naprawdę nie mogli już usiedzieć w domach. Okazało się, że bardzo dużo ludzi ma psy i chodzi z nimi na spacery, zwłaszcza, gdy nie można iść na spacer bez psa. Przysięgam, nie widziałam ich nigdy wcześniej. Tak więc pojawili się w końcu nowi ludzie i nowe psy w moich miejscach. Gdzie te plusy, pytacie? Otóż trzeba zachować dystans, więc nikt nas nie zaczepia i nie usiłuje z nami rozmawiać. Ludzie ci trzymają pieski na smyczy, bo nie są to psy zaprawione w spacerach po chaszczach i każdy się boi, że pieska zgubi.
 
Po drugie, ponieważ niektóre stare miejsca zostały spalone, zmusiło mnie to do poznania nowych nikomu nieznanych miejsc. Jestem w tym mistrzem świata, jak się okazało.
 
Po trzecie, nikt nie zaczepia psa, bo ludzie mijają się z daleka. Mogę więc trenować w spokoju właściwie wszędzie, gdzie tylko zechcę.
 
Po czwarte, Nuk jest spokojniejsza. Na ulicach mniejszy ruch, mniejszy zgiełk, więc i mój pies się jakby wyciszył. Ja też doceniam wartość ciszy i spokoju.
 
Po piąte, doceniłam wartość spaceru. Gdybym nie miała psa i nie mogła wyjść, przysięgam nie byłoby łatwo. Jestem wiecie fanką przyrody i hasania po bezdrożach, a nie szpilek i zakupów, więc najbardziej brakowałoby mi przestrzeni. Tego, żeby poczuć wiatr na twarzy, zapach kwiatów, zobaczyć horyzont. Dzięki Nuk mogę tego doświadczać nie tylko na balkonie.
 
Po szóste, spotykamy lisy. Wiem, dla wielu ludzi to raczej minus, ale mnie jakoś milej na sercu, gdy wiem, że nie wszystko wytrzebiliśmy do cna. Nuk ma lisy za przyjaciół, okazało się. Pewnie myśli, że to pewne siebie, charakterne psy. Więc ich nie goni!
 
Resume
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przyroda odżywa w czasach epidemii. I że świat się oczyszcza z tego hałasu i pośpiechu, i brudu, który zgotowaliśmy mu na co dzień. Może czas się zatrzymać i wsłuchując się w ciszę pustych ulic, zauważyć, że przyroda poradzi sobie bez nas. Ale my bez niej nie.
 
 

 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane