środa, 5 sierpnia 2020

The best of: przywitanie na smyczy

 

Z witaniem się psów na smyczy jest tak, że unikam tego jak diabeł święconej wody, chyba że znam psa oraz właściciela i co nieco o nich wiem. Bywają jednak takie zaułki, jak uliczka między domami, w której zza rogu ktoś na mnie wyskoczy z psem i nie mam się gdzie schować ani uciec, ponieważ długość flexi przekracza szerokość ulicy. Ostatnio doszło do sytuacji, która zmieniła mój i tak mało wyważony pogląd o ludziach - na jeszcze mniej wyważony. Krótko mówiąc słowa, które przyszły mi wtedy na myśl, nie nadają się do publikacji, ale łatwo można sobie je wyobrazić.

Otóż na wspomnianej uliczce, pustej, cichej i wąskiej, ogrodzonej płotami po obu stronach, szłam sobie spokojnie z Nuk. Na smyczy. W szelkach. Nagle zmaterializowała się przede mną w odległości jakichś 3 metrów starsza pani z małym pieseczkiem (tzn. wyszła zza wysokiego muru). A nas wmurowało. To znaczy mnie i Nuk wmurowało, aż zatrzymałyśmy się w tej nieszczęsnej odległości 3 metrów, po czym podjęłam dramatyczną i desperacką próbę manewru w tył zwrot, zakończonego niepowodzeniem, gdyż… flexi jak wiadomo ma zazwyczaj pięć metrów. I mały piesek wykorzystał swoją przewagę. Ponieważ jednak zdążyłyśmy się nieco wycofać, mówię do babki, żeby zabrała swojego psa. Pani jednak odpowiada mi z rozbrajającym uśmiechem, że „on się chce tylko przywitać” i rusza w naszą stronę. No i… Nuk się szarpnęła, mnie przez myśl przeleciały wszystkie możliwe KA, ChA, itp, a tamten pies w tym czasie podbiegł. Widząc, że przegrałam to starcie, mówię do Nuki, OK, czyli znaczy, możesz podejść na „witanie”. Nuk podchodzi, tamten pies podchodzi, wąchają się tam, gdzie powinny i nagle tamten dziab Nukę znienacka w tyłek i szarpie. Był trzy razy mniejszy od Nuki, więc kurczę, koniec byłby raczej oczywisty. Przez następne kilka sekund trwa prawdziwy armagedon. W akompaniamencie warczenie, ujadania i plątania się smyczy, nie udaje mi się skutecznie odciągnąć psa, ponieważ jak tylko się oddalę, tamten się przybliża (no nie wiem, może przycisk od flexi się zaciął). Akcję kończy spektakularny obrót Nuki wokół moich nóg i dziabnięcie mnie z nerwów i nieuwagi w nogę. Mój pies się jakby uspokaja, otrząsa i odchodzimy w końcu dalej. Nie wiem, czy poskutkowało to, że wyładowała nerwy na mnie, czy po prostu jej przeszło, ale się na chwilę uspokoiła. W tym czasie drugi psiak ciągle ujada i łeb sobie chce urwać, a w między czasie łapczywie i trochę w amoku łyka jakieś żarcie, które mu pani ładuje do pyska, szczebiocząc, jak to się jej pieseczek zdenerwował i ojojoj. Odchodzimy na pięć metrów, biorę głęboki wdech i pytam (tak, tak, uszczypliwie, jak cholera) co ową szanowną panią kierowało, że podeszła do nas  z  t a k i m   psem. I oczywiście standardzik: on pierwszy raz się tak bardzo zdenerwował. O żesz, mać. Moje psie znowu zaczyna się nakręcać, a tamto psie nakręcone cały czas. Szczeka jak oszalały. O, nie, myślę, trudno. Muszę nauczyć Nukiszona, że to było niewłaściwe zachowanie i że musi przejść obok ujadającego psa w skupieniu na mnie. Ruszamy w ich kierunku. Tamten ujada, pani cały czas nagradza jego zachowanie smaczkami, które piesek od czasu do czasu w przerwie między szczekaniem łapie w pysk. A my sobie przechodzimy podchodząc coraz bliżej. Nuki już w skupieniu, na szczęście, tak jak ma być. W końcu tamta pani krzyczy do mnie z oburzeniem: „Pani to specjalnie robi!!”. Tak, tak. Oczywiście, że specjalnie. Szkolę swojego psa. I panią. Oraz w ten sposób powstrzymuję swoje znacznie mniej cywilizowane zachowania, które mam ochotę uskutecznić.

Bilans zysków i strat:

+        Okazuje się, że mój pies umie się ogarnąć  i wydaje się, że umie powstrzymać swoją agresję, nawet po ugryzieniu.

+        Mój pies umie się na mnie skupić w sytuacji, w której bym go o to nie podejrzewała.

+        Mój pies nie rzuca się na następnego psa w kolejce do przywitania. Nie widzę zmian w komunikacji, nad którą tyle pracowałam. Nie wróciło skradanie, uff.

+        Ja sama za to przekonuję się po raz kolejny i już ostatni, że ludziom się nie ufa. Wyciągam też naukę, że następnym razem w podobnej sytuacji po prostu muszę rzucić bez ceregieli jakimś siarczystym bluzgiem i zatrzymać taką pańcię z otwartymi z oburzenia ustami daleko za nami. Nie będę już taką miłą fujarą.

        Mogło się to jednak odbić na psyche mojego psa i skutki tego odbicia jeszcze przyszłość pokaże. Moja Nuk nigdy wcześniej nie spotkała się z aż taką nieprzyjemną sytuacją, nie została tak ugryziona i sama pierwszy raz zaatakowała psa w taki zajadły sposób.

        Moje nerwy wypaliły całą aktualną zawartość magnezu w organizmie w przeciągu minuty. To dla mnie żadna przygoda. Po prostu spaprany spacer i wieczór.

        Mam naprawdę porządną ranę na nodze w bardzo niefajnym miejscu - mój własny pies mnie użarł.

        Nie wiem jak pies, ale ja raczej już nie odzyskam zaufania do małych psów i ich właścicieli.

        Zachowałam się jak świnia, a nie jak na mnie przystało (ach, te wyrzuty sumienia), ale w zasadzie mogłam się zachować jeszcze gorzej. Nerwy. Nerwy.

Minusów wyszło więcej, ale szczerze powiem, jestem w szoku, że znalazłam jakieś plusy. Może to dlatego, że piszę to wszystko tydzień po całej akcji. Na chłodno.

Na dodatek podczas dalszego spaceru podszedł do nas starszy pan z psem. Kategoria „Miłośnik psów”, gonił mnie ze swoim psem, gdy zeszłam im w bok z drogi, bo jego pies lubi się witać. No lubi się witać! Co zrobić? Powiedziałam krótko, że to fajnie, ale ja nie lubię. No żesz, nie sklęłam go jednak, jak sobie solennie obiecałam kilka minut wcześniej. Ale nie byłam już miła. Brak uśmiechu w takich sytuacjach wprowadza ludzi w konfuzję. Dzięki temu zyskałam czas na odejście z psem w stronę zachodzącego słońca.

Zdanie przypisywane Lemowi, że mianowicie „nie wiedziałem, że jest tylu idiotów, dopóki nie użyłem Internetu” znalazło swoją ponurą analogię. Nie wiedziałam, że jest tylu idiotów, dopóki nie przygarnęłam sobie psa. Może dlatego, że jestem osobą dość zamkniętą na kontakty z ludźmi i do tej pory nie rozmawiałam z przygodnie spotkanymi ludźmi. A pies takie kontakty prowokuje. No to teraz mam za swoje.

Jak już mówiłam, moja komunikacja z psami w porównaniu do komunikacji z ludźmi jest o wiele lepsza. I powiedzcie, czego ja się tych ludzi tak czepiam? Sama nie wiem. No nie wiem czemu po prostu. Czym ja się przejmuję?

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane