Psy to zwierzęta społeczne, które potrzebują zarówno kontaktu z człowiekiem, jak i z przedstawicielami swego gatunku. Zapewnienie im tego kontaktu leży w gestii psiego przewodnika. Jednak nie każdy kontakt jest pożądany i nie zawsze psy muszą się "witać". Człowiek również jest zwierzęciem społecznym, a nie każdemu przechodniowi mówi "dzień dobry", nie wspominając o podawaniu dłoni. Niektóre psy nie potrzebują do szczęścia innych psów, ale czasem potrzeba kontaktu psa z psem jest bardzo silna. Z tego powodu starają się one podejść do każdego psa na swej drodze, a właściciele im tego nie zabraniają. Czy faktycznie psy muszą się witać?
Od czego tu zacząć tak
drażliwy temat? Może od nadmienienia, że zanim zaczęłam pisać, przetrawiłam sobie
to wszystko w trzewiach i teraz mogę już spokojnie i bez nerwów oraz epitetów
napisać, o co mi chodzi. Otóż nienawidzę, naprawdę nienawidzę sytuacji,
gdy idąc z psem, chcę ominąć innego człowieka z psem, a tenże człowiek mi to
uniemożliwia. No po prostu mnie krew zalewa, ale przyznam, nie bardzo umiem
wybrnąć z głupiej sytuacji. Mieliśmy żółtą wstążkę. Ech. Po którymś tam
stwierdzeniu, że piesek ładną ma kokardkę, dałam sobie spokój.
Nie chcę być niemiła dla ludzi, którzy
robią takie rzeczy z niewiedzy. Nie chcę zwymyślać kogoś, kto może być miłym
człowiekiem. Nie da się też powiedzieć niczego konstruktywnego, bo wszyscy to
odbierają jako pouczanie. Na zwykłe „nie” potrafią się obrazić albo… nie
zareagować. Oczywiście, nie wszyscy muszą mnie lubić i czasem trzeba coś
ostrzej powiedzieć, ale naprawdę nie czuję się wtedy komfortowo.
No i co zrobić??
Nie chodzi mi w tym przypadku o
sytuacje, gdy podbiega do nas pies luzem w parku. Wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi, i opiniom większości psich blogerów, w takich sytuacjach ja akurat radzę
sobie lepiej, no i psy radzą sobie lepiej, chillaucik. Nie denerwują mnie
podbiegające psy, jeśli nie mają złych zamiarów, nie obszczekują, a tylko się
powąchają i odchodzą. Gorzej, gdy dwa
psy są na smyczy, a właściciel tego drugiego zaczyna go szarpać w tył. Mój pies ma teoretycznie zakaz witania się z psami na smyczy, mimo że agresja smyczowa nie jest tak nasilona, jak kiedyś.
Niemniej jednak wiele psów przejawia w takich warunkach agresję smyczową, nadmierną lękliwość,
zbytnią pewność siebie itp. A i mój może odwalić jakiś numer, którego wolałabym
uniknąć, zwłaszcza, że mogę to łatwo osiągnąć, bo trzymam smycz.
Niestety zdanie „mogę to łatwo
osiągnąć, bo trzymam smycz” nabiera innego znaczenia, gdy ten drugi właściciel
psa wcale nie chce uniknąć spotkania, a nawet do niego dąży.
Przypadek 1. Obca mi osoba, która
ma w poważaniu psa. I swojego, i mojego.
Pies idzie z właścicielem zwykle na
5 metrowej flexi rozciągniętej do końca i porusza się z lewa na prawo i z
powrotem po całej szerokości chodnika. Idziemy z naprzeciwka i nie mamy gdzie
odbić ani jak ich ominąć. Musiałabym wejść na jezdnię albo w krzaki. Opcja nr
1: Usadzam więc psa i daję komendę „zostań”, a gdy zbliża się drugi pies, mówię
na wszelki wypadek „nie wolno”. Opcja nr 2: Idziemy dalej, w komendzie „prawa”,
„nie wolno” (czyli „noga” z prawej strony i ignorujemy pieska) i mijamy psa. Moje
psie umie już zignorować psa w taki sposób, o ile tamten nie prowokuje i nie podejdzie
mu pod pysk. Problem polega na tym, że drugi pies podchodzi. Podchodzi i
zaczyna szczekać, a właściciel go opieprza za szczekanie. Lub: podchodzi i
właściciel go odciąga. Albo: podchodzi i od razu rzuca się do ucieczki, na co
mój niestety startuje za nim (ojeeeezuus, jaki agresywny!). Ewentualnie: podchodzi
i właściciel nie reaguje - najlepsza opcja dla mnie. Jeśli pies podchodzi bez
szczekania, a właściciel nie reaguje, zwykle zwalniam swojego psa na „ok” i
pozwalam się „przywitać”. I tu niespodzianka. Większość podchodzących w ten
sposób psów nie umie się „przywitać”. Zaczynają szczekać albo uciekać, albo
skakać na Nuk. Prowokują do zabawy, a potem nagle podkulają ogonki i w nogi. A właściciela ogarnia s t r a c h, patrzy na mnie z oburzeniem, że mam psa, który chciał pobiec za jego psem. Gwoli wyjaśnienia, Nuk waży 12 kg i nie rzuca się na psy, tylko chce się bawić. Nie mówimy o ogromnym
rottweilerze atakującym z odsłoniętymi kłami.
Najgorsze dla mnie jest to, że przecież wcale nie
chciałam, żeby psy się witały. Zrobiłam, co mogłam, by tego uniknąć. Wzięłam psa na
prawą stronę, przy nodze, głośno powiedziałam „nie wolno”, odbiłam w prawo.
Słowem wykorzystałam możliwe w tej sytuacji chwyty, by nie doszło do „witania”.
Dziwnym zbiegiem okoliczności ludzie zupełnie to ignorują. A gdy zwrócić się
bezpośrednio do człowieka, żeby nie podchodził, pada natychmiastowe „Mój chce
się tylko przywitać” albo ”Proszę się nie bać, mój nie gryzie” albo ”A co?
Agresywny?”. Albo mój ostatni hit – reakcja na przyczajenie Nuki: „Chce zagryźć
czy się bawić?” Powiem tak, jestem nerwową introwertyczką i w takich chwilach
naprawdę nie mam ochoty tłumaczyć obcemu człowiekowi, z czego wynika moje
skomplikowane i niezrozumiałe dla niego zachowanie.
Przypadek 2. Miłośnik psów.
Tutaj jest o tyle trudniej, że do spotkania dąży człowiek. Widzimy właściciela z psem idących prawidłowo (tzn. pies blisko człowieka) z przeciwnej strony, schodzimy więc z drogi, żeby się w spokoju minąć. Zazwyczaj schodzimy na prawą stronę chodnika albo nawet na drugą stronę ulicy, czasem gdzieś w bok, żeby minąć się po większym łuku. I nagle właściciel zmienia kierunek swojego marszu i rusza wprost na nas. Po co? Dlaczego? Czy nie widzi, że zeszliśmy z drogi? Nie wiem. W każdym razie zmierza w naszym kierunku, czasem nawet z wesołym pytaniem „czy pieski mogą się przywitać”, „czy mogę podejść”? A czy ja zeszłam wam z drogi dlatego, że mam ochotę podejść do twojego psa, można by zapytać? Ale nie wdaję się w dyskusję, tylko mówię, że nie. Na to są dwie reakcje: uśmiech gaśnie, buzia w ciup i komentarz: „chodź, Fafik, piesek jest agresywny”. I druga reakcja: uśmiech nie gaśnie, ale pan (zwykle to panowie), zaczyna dopytywać: „a czemu nie? A czy pies agresywny? A suczka czy piesek? A mój chce się tylko przywitać!” I najbardziej mnie osobiście denerwujące: „niech się pani nie boi, mój nie gryzie!” Nie wiem, czy widać po mnie ów rzekomy strach? A może ludzie sądzą, że tylko lęk przed ich psem powoduje tę niezrozumiałą dla nich przypadłość braku chęci witania? Wiele razy ignorowałam takie :”proszę się nie bać, mój nie gryzie”, aż w końcu coś we mnie pękło i odpowiadam ułożonymi na tę okazję tekstami:
Tutaj jest o tyle trudniej, że do spotkania dąży człowiek. Widzimy właściciela z psem idących prawidłowo (tzn. pies blisko człowieka) z przeciwnej strony, schodzimy więc z drogi, żeby się w spokoju minąć. Zazwyczaj schodzimy na prawą stronę chodnika albo nawet na drugą stronę ulicy, czasem gdzieś w bok, żeby minąć się po większym łuku. I nagle właściciel zmienia kierunek swojego marszu i rusza wprost na nas. Po co? Dlaczego? Czy nie widzi, że zeszliśmy z drogi? Nie wiem. W każdym razie zmierza w naszym kierunku, czasem nawet z wesołym pytaniem „czy pieski mogą się przywitać”, „czy mogę podejść”? A czy ja zeszłam wam z drogi dlatego, że mam ochotę podejść do twojego psa, można by zapytać? Ale nie wdaję się w dyskusję, tylko mówię, że nie. Na to są dwie reakcje: uśmiech gaśnie, buzia w ciup i komentarz: „chodź, Fafik, piesek jest agresywny”. I druga reakcja: uśmiech nie gaśnie, ale pan (zwykle to panowie), zaczyna dopytywać: „a czemu nie? A czy pies agresywny? A suczka czy piesek? A mój chce się tylko przywitać!” I najbardziej mnie osobiście denerwujące: „niech się pani nie boi, mój nie gryzie!” Nie wiem, czy widać po mnie ów rzekomy strach? A może ludzie sądzą, że tylko lęk przed ich psem powoduje tę niezrozumiałą dla nich przypadłość braku chęci witania? Wiele razy ignorowałam takie :”proszę się nie bać, mój nie gryzie”, aż w końcu coś we mnie pękło i odpowiadam ułożonymi na tę okazję tekstami:
1.
„Nie boję się pana psa, ale o pana psa”
2.
„Ale moja gryzie. Chcesz podejść do pieska?”
Przypadek 3. Sąsiad/ka.
No to jest kategoria szczególna,
bo my się znamy i psy się znają. No i jak mam przejść na drugą stronę, przecież
się obrazi. Mówię więc „cześć” z daleka, i informuję, że uczę psa ignorować, i
że sobie przejdziemy na drugą stronę ulicy. Ale zwykle i tak się kończy tym, że
pies podejdzie lub sąsiad podejdzie. Przestałam z tym walczyć.
I kategoria ostatnia: 4.
„Pan/pani wiedzący/a wszystko lepiej. A w każdym razie na pewno lepiej ode mnie”
Wygląda to tak - przypadek
konkretny, choć losowy: idziemy chodnikiem obok ulicy, a nie wiadomo skąd
podbiega pies. Puszczam moją na „witanie”, bo obcy piesek i tak przecież podbiegnie,
więc nie mam wyboru. Zza rogu wychodzi właściciel, „On to się musi z każdym przywitać”,
pozdrawia mnie od razu. „Ale moja nie musi”, odpowiadam odruchowo. „A co,
agresywna?”. No tak, bo jak tak, to zmienia to postać rzeczy, jak można z
agresywnym psem iść spokojnie chodnikiem, omijając inne psy. Takie to tylko w
klatce, albo na łańcuch. „Nie, odpowiadam, ale nie wszystkie nachalne psy
polubi i potrafi wykazać się charakterem”. „No to właśnie powinna mieć kontakt
z psami”, radzi mi pan tonem znawcy i zaczyna opowiadać, że psy muszą się bawić
z psami, że muszą się socjalizować, że muszą to, muszą tamto. Nie wytrzymuję i
informuję pana, że nie, nie musi się witać ani bratać z każdym napotkanym psem,
w dodatku, gdy jest na smyczy i w dodatku, gdy ten pies odstawia breakdance
dookoła niej. i skacze jej po karku. Poza tym, to ja decyduję, kiedy i z którym psem może się bawić.
Na pewno miejscem na zabawę nie jest ulica ani chodnik tuż przy niej. Uff,
wciągnął mnie w pułapkę rozmowy. Pan informuje mnie jeszcze, że ten jego to
jeszcze głupi jest, bo ma dopiero siedem miesięcy, po czym odchodzą, to znaczy
facet odchodzi, a pies biega zygzakiem po ulicy, po czym dostrzega innego psa
do witania i puszcza się do niego galopem.
Resume:
Nie da się ćwiczyć całkowitego
ignorowania psów, co nam zalecano jako sposób na walkę z agresją smyczową i co teoretycznie próbuję robić.
Apel do ludzi, którzy podchodzą
do każdego psa ze swoim psem: poćwiczcie trochę ignorowanie psów. I ludzi. No i
błagam, skracajcie te nieszczęsne flexi, zanim
pies osiągnie maksymalne 5 metrów wolności. Ta smycz ma ułatwiać psu eksplorowanie
otoczenia, a nie wpadanie pod samochód albo witanie z innym psem.
A, i ostatnie. Nie zakładajcie, że ludzie schodzący Wam z drogi boją się Waszych psów. Możliwie, że boją się o Wasze psy. Lub mają chorego psa. Lub czegoś psa akurat uczą. Albo nie chcą nawiązywać kontaktu.
A, i ostatnie. Nie zakładajcie, że ludzie schodzący Wam z drogi boją się Waszych psów. Możliwie, że boją się o Wasze psy. Lub mają chorego psa. Lub czegoś psa akurat uczą. Albo nie chcą nawiązywać kontaktu.
Tylko i wyłącznie "nic nie szkodzi, ale mój ma świerzba, nie boi się pan, że się piesek zarazi?" powiedziane słodziutkim tonem.
OdpowiedzUsuńMusiałabym tak mówić prawie każdemu :))
Usuń