wtorek, 8 grudnia 2020

Podbiegacze - analiza zjawiska



Słownik użytych terminów:

Pies podbiegacz - pies puszczony luzem, bez kontroli właściciela, podbiegający w sobie tylko znanym celu do losowego Burka na smyczy.

Właściciel psa podbiegacza - osoba, która puszcza psa luzem i traci z nim kontakt wzrokowy (i każdy inny), oraz której często nie udaje się namierzyć.

Burek - losowy pies na smyczy, który może być: lękliwy, agresywny, chory albo może z nim być wszystko w porządku.

Podbiegacze - analiza zjawiska

Odkąd zaczęłam czytywać psie blogi, szczególne zainteresowanie budzi we mnie wszechobecna niechęć do tzw. podbiegaczy. Na każdym blogu właściciele pomstują na psiaki podbiegające do ich (spokojnych, szkolonych, zrównoważonych, zazwyczaj dobrze się zachowujących) psów. Te inne psy to zazwyczaj nieogarnięte i niewychowane kundle, burki, fafiki, szczekające niewiadomoco, jazgoczące suki itepe, itede. A poza tym ich pies osobisty nie lubi innych psów, nie życzy sobie się witać, a jeszcze poza tym są zajęci treningiem, a to świętość. No i „nie miej pretensji, gdy mój zareaguje agresywnie na podbiegacza”. No, tu akurat racja, mógł nie podbiegać. 

Moim zdaniem sytuacja wygląda nieco inaczej. Podbiegające psy najczęściej (najczęściej, co nie znaczy zawsze) nie mają złych zamiarów, a za to pies na smyczy ma jakiś problem z lękiem lub agresją. Lecz uwaga, dlatego właśnie jest na smyczy. I właśnie dlatego nie należy do niego podbiegać.

Podbiegacze - rozszerzenie definicji - to nieagresywne lub agresywne psy, często o słabej komunikacji z innymi psami, które za cholerę nie słuchają właściciela w kwestii podbiegania lub które właściciel ma w dupce. Podbiegacze nieagresywne dzielimy na: szczekające i witające się. Podbiegacze agresywne dzielimy na: chcące psa odstraszyć oraz chcące zeżreć psa naprawdę.

Z mojego punktu widzenia, czyli przypadki, które zdarzają się na co dzień

1. Podbiegacze nieagresywne, witające się. Najmniejsze zło, ale jednak zło. Dlaczego? Ponieważ nie każdy pies, do którego podbiegną będzie chciał wchodzić w interakcję. Niektóre psy się boją, niektóre mogą być chore, jeszcze mogą podbiegaczowi dać do zrozumienia, żeby się szybko oddalił. Ja mam psa, który usadzi podbiegacza warknięciem i szybkim komunikatem "s........j", a jeśli to nie pomoże to dołoży przygniecenie psiaka do ziemi. Niby wszystko w granicach komunikacji psów, ale często potem właściciel podbiegacza ma pretensję do mnie (sic), że mam agresywnego psa. Nerwówka na spacerze, który miał być relaksem - bezcenne. Typowa "lose-lose situation".

2. Podbiegacze nieagresywne, ale szczekające. No te to już żebrzą o krzywdę. Biegną za psem, szczekają, nie wiadomo czy nie użrą w djupsko, pies się denerwuje, człowiek się denerwuje. Nie dziwię się, że ludziom puszczają nerwy i psikają psu gazem po pysku, ale czasem starają się go odkopnąć. Taki pies zazwyczaj nie ma zamiaru ugryźć, ale choć ja o tym wiem i mój pies o tym wie, to gros ludzi i psów nie wie, więc może się przestraszyć. Sytuacja jest nieciekawa, gdy taki pies to np. owczarek niemiecki lub inny duży pies, a ty źle ocenisz sytuację, pomyślisz, że pies raczej nie ugryzie, i próbujesz go odpędzić. A jeśli okaże się, że to pies z punktu 3, to może przejść do ataku w obronie.

3. Podbiegacze chcące nas agresywnie odstraszyć. To zwykle psy z pootwieranych na oścież posesji, które wybiegają z podwórka i szczekając biegną w naszą stronę. Nie chcą niby nas zaatakować, ale wygląda jakby chciały. To się zdarza dość często, przynajmniej nam; na szczęście ani ja, ani mój pies nie dostajemy wtedy zawału, tylko się oddalamy zgodnie z komunikatem, który nam przekazuje tamten pies. Niemniej wygląda to dość spektakularnie i nigdy nie wiadomo, czy nie skończy się pogryzieniem. Nie da się do końca przewidzieć zachowania psa.  

4. Podbiegacze agresywne, chcące zeżreć twojego psa. Takie sytuacje szczęśliwie zdarzają się rzadko, ale zdarzyło mi się. Kończą się atakiem i pogryzieniem psa lub człowieka, ponieważ trudno temu zapobiec. Agresywny pies w ferworze walki, gdy już ugryzł psa i trzyma za kark, tak łatwo nie puści. Niestety w tym momencie lepiej mieć przy sobie gaz, zwłaszcza gdy pies jest duży, ponieważ nasza postawa ani słowa nie mają już znaczenia. Bardzo trudno uniknąć ataku i trudno obronić przed nim psa. Czasem trudno się nawet zorientować, że nastąpi atak, ponieważ pies mający złe zamiary rzadko szczeka lub warczy. Po prostu stoi naprężony lub podchodzi "na sztywno", a atakuje szybko i znienacka. W moim przypadku pies wystartował do ataku zanim go zauważyłam. Zdążyłam tylko spuścić Nuk, która zrobiła parę kółek, zmęczyła psa i schowała się za mną. Pies mnie nie zaatakował -  był to podobno nieagresywny do ludzi (ale agresywny do psów) amstaff, którego udało mi się powstrzymać i złapać. No i wiecie, mieliśmy szczęście, bo  Nuk jest prędkością, wątpię czy jakiś pies ją dogoni oprócz charta. 

Oczywiście najlepiej by było, gdyby wszyscy pilnowali własnych psów, ale wiemy, jak jest. Dla nas oraz naszych psów najważniejsze jest odróżnić podbiegacze agresywne od nieagresywnych, zwłaszcza punkt 2 od punktu 3, żeby wiedzieć, jak się zachować. Obie te kategorie lepiej zignorować, ale każdy w nieco inny sposób. W jaki? Naprawdę nie polecam uciekania przed takimi psami. 

Co należy zrobić, gdy podbiegnie do nas pies, którego nie znamy?

Jeśli pies podbiega merdając ogonem na boki, to zostawić sytuację do dalszego rozwoju, lecz jeśli podbiega pies szczekający, to trzeba szybko ocenić, czy pies jest tylko szczekający czy może odstraszający.

Psy nieagresywne, ale szczekające i odprowadzające was w asyście najlepiej zignorować i iść dalej. One zazwyczaj nie podejdą na tyle blisko, by wejść w interakcje. Jeśli wasz pies umie im odwarknąć, to dadzą spokój. Jeśli nie umie, to musicie powoli się oddalić bez pośpiechu. Po czym rozpoznać te psy? Szczekają szybko, dużo, nerwowo, wysokim tonem, drepcą naokoło, nie podchodzą za blisko. Wygląda jakby raczej starały się zwrócić czyjąś uwagę niż naprawdę zaatakować. 

Lecz pies agresywnie broniący terenu może zaatakować, gdy się za szybko odwrócicie i spróbujecie odejść. Lepiej na chwilę się zatrzymać, stanąć bokiem, uspokoić swojego psa. Jeśli macie smaczki, to można rozsypać je na ziemi, a nuż to zastanowi tamtego psa. Odejść powoli, nie robiąc gwałtownych gestów. Jak odróżnić takiego psa od nieagresywnego szczekacza? Biegnie wprost na was z niskim szczekaniem lub nie szczeka, a dopiero gdy podbiegnie, zaczyna warczeć lub głęboko szczekać. Głowa nisko, sierść zjeżona, nie skacze naokoło, raczej obniża pozycję ciała. 

Kłopoty zaczynają się gdy podbiega do nas pies z usztywnioną postawą, wysoko zadartym ogonem, zjeżoną sierścią, który nie szczeka. W takiej sytuacji trzeba spróbować się od niego odgrodzić (torbą plecakiem, ławką, barierą architektoniczną) oraz w miarę możliwości schować własnego psa za siebie. Nie zaszkodzić powiedzieć coś spokojnie do psa miłym głosem, rozsypać smaczki.  Jeśli obcy pies chce konfrontacji z waszym psem, to może zrezygnować, gdy go usuniecie z pola widzenia. Poza tym, być może odpuści konfrontację z człowiekiem. Jednak jest to sytuacja bardzo niebezpieczna i nigdy nie wiadomo, jak się skończy. Wiem, trzeba mieć nerwy ze stali, ale takie zachowanie czasem skutkuje.

Czego nie należy robić? 

Nie należy odciągać własnego Burka na smyczy - takie zachowanie powoduje, że obcy pies może się na niego rzucić szybciej niż planował lub nawet jeśli nie planował. 

Nie polecam brania swojego Burka na ręce - pies wielkości owczarka i tak go dosięgnie, a przy tym może przewrócić człowieka. Takie zachowanie prowokuje do ataku, poza tym psy są szybkie, możesz nie zdążyć podnieść psa, a tylko sprowokować drugiego.

Nie można uciekać - ucieczka prowokuje drapieżniki do pogoni, a i tak nie uciekniesz przed psem.

Nie należy wchodzić w konfrontację - mam tu na myśli chaotyczne krzyczenie lub rzucanie czymś w psa, kopanie, odganianie, wzięcie gałęzi itp. Jeśli podbiegł duży nawet nieagresywny pies, to takie zachowanie może go sprowokować do ataku. Słyszy się często, jak zwłaszcza mężczyźni odgrażają się, że jakby to oni wzięli kija i przywalili psu, albo kopa zasadzili, to by nie wstał. No więc, sprowokowanie psa do ataku kończy się atakiem, a pies jest szybszy i bardziej odporny na ból niż się wydaje. Odkopnięcie amstaffa czy staffika nie zrobi na nim wrażenia, a spowoduje, że może przy następnej próbie kopnięcia spróbuje złapać za nogę. 

Najlepiej na takie okazje... 

...mieć ze sobą gaz pieprzowy.

Kamyk do mojego ogródka.

Nie wszystkie psy mają ignorowanie innych w defaultcie. Mam psa, który, gdyby miał okazję, byłby podbiegaczem agresywno-odstraszającym w stosunku do małych psów. Dlatego staram się najlepiej jak mogę kontrolować środowisko oraz psa, gdy jest spuszczony, a gdy nie mogę kontrolować psa lub środowiska, pies jest na smyczy. Jest to zachowanie Nuk, z którym walczę z pewnymi sukcesami, ale wciąż nie mam pewności 100%, że ominie małego psa. Zdaję sobie sprawę, jak trudno oduczyć takiego zachowania, ale trzeba to kontrolować. Za diabła nie rozumiem ludzi, którzy regularnie pozwalają swoim psom tak podbiegać. Ostatnio zdarzyło mi się przez moją nieuwagę, że mój pies złapał za tyłek psa sąsiadki (dla jasności - złapał, to znaczy złapał, nie ugryzł). Wiadomo, zły, agresywny kundel złapał za futerko yoreczka. Nie chcę się tłumaczyć, bo naprawdę nie zauważyłam psiaka i to była moja wina. Ale gdyby to był inny pies, to Nuk by nie podbiegła. Dlaczego? Ponieważ ten york już wiele razy podbiegał bez smyczy do mojego psa, prowokował go, oszczekiwał i działał na nerwy. A ja kazałam Nuk ignorować, więc ignorowała. Ale gdy nadarzyła się okazja, dała mu nauczkę. Psy mają dobrą pamięć. Nie pozwalajcie waszym psom oszczekiwać innych tylko dlatego, że ważą 3 kg i są taaakie słooodkie jak szczekają. Drugi pies ma pod ogonem całą tę ich słodkość. I jego właściciel, czyli na przykład ja, też ma tę słodkość w analogicznym miejscu. 



wtorek, 27 października 2020

Dzień kundelka czyli kundel jako super rasa



Przedwczoraj (25.10) był dzień kundelka. Z tej okazji w telewizji, Internecie i prasie pojawiały się różne informacje na temat kundelków, ludzie przysyłali zdjęcia, ogólnie sama słodycz i tęcze.

Jak wiadomo, przy takich okazjach celebryci posiadający kundelki ze schronisk przychodzą z nimi do telewizji, żeby pokazać, jakie są słitaśne i zachęcić do adopcji. Ogólny przekaz jest taki, że kundelki są "lepsze" niż rasowe, kochają jakby bardziej i są wdzięczne za to, że je uratowaliśmy.

Prawda jest jednak taka, że kundelki nie kochają bardziej niż rasowe (ani mniej), nie są lepsze (ani gorsze) oraz na pewno nie są wdzięczne za uratowanie, ponieważ, jak każde inne psy, nie postrzegają w ten sposób związków przyczynowo-skutkowych.

Dlatego uznałam, że warto podjąć temat, który moim zdaniem jest ważny w tym kontekście. Otóż kundelki są oczywiście kochane, słodkie i mądre, ale bywa, że są trudniejszymi psami niż psy rasowe, dlatego być może nie każdy powinien od razu rzucać się na adoptowanie kundla po przejściach ze schroniska. Czy są gorsze? Czy są lepsze? Oczywiście, że nie. 

Kilka faktów o kundlach.

(Uwaga, będzie trochę naukowego bełkotu, ale nie pomijajcie)

Jak udowodnił prof. Bogdanowicz badając pulę genetyczną populacji kundli, kundle obecnie występujące w Europie pochodzą z tak zwanej drugiej migracji psów z Azji. Ich genotyp jest zupełnie odmienny niż genotyp wszystkich ras, a zbliżony bardziej do wilków. Wniosek - to psy rasowe pochodzą od kundli, a nie kundle są mieszanką rozmaitych ras. Jest to dobrze widoczne w fenotypie kundli - konkretne wspólne cechy wyglądu kundli, takie jak stosunkowo długi pysk, krótkie uszy, długie, mocne zęby, jak również szybkość, zwinność oraz budowa ciała umożliwiająca większą wydolność organizmu, mają za zadanie umożliwić psu przeżycie na wolności, bez opieki człowieka. Wśród kundli nie ma zatem psów bardzo dużych albo bardzo malutkich (a jeśli się trafia, to jest to mieszaniec dużych lub małych ras), ze zbyt krótką kufą albo z za długimi uszami. Mają zazwyczaj lepszy węch, wzrok, większą odporność, a także często są bardziej inteligentne niż psy rasowe. (Przy czym o inteligencji nie świadczy tutaj ilość znanych sztuczek, ale umiejętność przetrwania w środowisku ludzi, np. rosyjskie kundle jeżdżące metrem nie znają raczej sztuczki "turlaj się", a trudno im odmówić inteligencji). Bogdanowicz nazywa kundle super rasą właśnie ze względu na te wszystkie cechy. Kto chce, może sobie poczytać o tych badaniach tutaj.

Kiedyś w pewnej dyskusji, gdy powiedziałam, że moim zdaniem kundle podlegają selekcji naturalnej, zostałam zakrzyczana, że wcale nie, ponieważ dobór naturalny charakteryzuje się określonymi zachowaniami godowymi dzikich zwierząt, tylko najsilniejszy samiec ma dostęp do samic itp., a kundle to po prostu każdy z każdym. Tak nie jest. Dobór naturalny występował u tych psów na przestrzeni tysięcy lat, a jedynym kryterium rzeczywiście nie była wielkość czy siła, ale być może spryt lub właśnie inteligencja. Przypomnę, że "rasy" to stosunkowo świeża sprawa. Historia ras pierwotnych sięga wprawdzie 1000 - 2000 lat (akita, chow-chow, basenji, pies faraona), niemniej większość współcześnie znanych ras ma zaledwie kilkusetletnią historię. Kundle są genetycznie dużo starsze od jednych i drugich.

Pierwsza migracja udomowionych psów po oddzieleniu się gatunkowym od wilków nastąpiła prawdopodobnie około 15 tys. lat temu. Psy przywędrowały z Azji południowo-wchodniej na Daleki Wschód. Druga migracja miała miejsce 10 tys. lat temu z Dalekiego Wschodu do Europy (tu można poczytać o migracjach) lub z Azji do Europy, jak twierdzi Bogdanowicz na podstawie swoich badań genetycznych. Działo się to więc bardzo dawno temu. Okazuje się, że można stwierdzić na podstawie analizy genów pochodzących z wykopalisk, że współczesne kundle to właśnie potomkowie psów z drugiej migracji. Dalsze migracje do Afryki i na północ Azji oraz zainteresowanie ludzi na tamtych obszarach użytkowością psów spowodowało ukształtowanie częściowo przez ludzi, a częściowo przez środowisko, cech typowych dla psów pierwotnych z danych regionów, jak pies faraona w Afryce lub syberian hysky czy malamut na Syberii i w Kanadzie. 

A reszta kundli - została kundlami, dalej z różnorodną pulą genów, dzięki czemu radziły sobie świetnie żyjąc na wolności, choć obok ludzi. Uwarunkowania środowiskowe kształtowały ich fenotyp, stąd różnorodność umaszczenia i wielkości. 

Typowy kundel wiejski: klapnięte uszy, długa kufa, krótkie nogi. Nikt się nie zachwyci.

Ze swoich obserwacji dodam jeszcze, że prawdziwe kundle (nie mieszańce) charakteryzują się zazwyczaj silniejszym instynktem łowczym niż psy rasowe, z wyłączeniem ras myśliwskich oczywiście, a także zbieractwem rozmaitego jedzenia, nie wynikającym z łakomstwa. Obie te cechy dziedziczą zapewne po swoich przodkach, którzy musieli przetrwać różne trudne sytuacji życiowe. 

Skoro to taka super rasa, to czemu mówię, że kundle bywają trudniejsze w prowadzeniu niż rasowe? 

Ponieważ nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Przygarniając kundelka nie od razu wiesz, czy to typ kanapowca czy wyczynowca, przy czym ta druga opcja występuje częściej. Trzeba się z tym liczyć. Zazwyczaj kundle trudniej zmęczyć, trudniej zapewnić wystarczającą ilość ruchu jedną aktywnością - rzadko będą w kółko aportować piłkę, potrzebują zmian.

Ponieważ są inteligentne, ale rzadko są nastawione na pracę z człowiekiem, czasami trudniej sobie z nimi poradzić. Podobnie jak rasy pierwotne chadzają swoimi drogami. Umieją sobie poradzić, więc nie czują tak silnego związku z człowiekiem. Same decydują. Np. border collie żyje dla pracy z człowiekiem, wykona sztuczki za smaczki, miłe słowo, zadowolenie człowieka. Kundel się zastanowi, czy mu się to naprawdę opłaca. Kundel może też nie widzieć sensu biegania po kwadracie po raz dziesiąty - trening z nim wygląda więc inaczej.

Ponieważ kundle mają zazwyczaj silniejszy węch, instynkt łowczy i większą dynamikę niż większość psów rasowych, biegają szybciej, oczywiście nie od chartów, ale szybciej niż większość psów rasowych, są też często lepiej skoordynowane. Dla niektórych ludzi to nie jest oczywiście wadą, na przykład dla mnie, ale często przez te cechy trudniej opanować ich charakter. 

Ponieważ mają wyrazisty charakter, są mniej plastyczne do wychowania. Czasem uogólnia się niesłusznie psy rasowe pod kątem zachowania, np, że amstaffy są agresywne, że owczarki są nadpobudliwe, że goldeny są spokojne i nie gryzą, a teriery uparte itp. Nie powinno się tego robić, bo każdy pies jest inny, ale jednak rzadko spotykamy agresywne goldeny czy spokojne owczarki. Z kundlami jest natomiast tak, że każdy jest inny, ale ich zachowanie i charakter są bardziej zależne od wszystkich popędów, nie wytłumianych ani nie wzmacnianych w hodowli. Co oznacza, że są bardziej "psie", żeby nie powiedzieć, bardziej dzikie - w porównaniu do pieczołowicie wyhodowanych ras ze wzmacnianymi konkretnymi cechami. Albo inaczej, mają cechy bardziej umożliwiające im przetrwanie (np. nieufność wobec ludzi) niż użytkowość (np. zapatrzenie w człowieka).

Dlatego jeśli chcemy spokojnego pieseczka dla dziecka, a wcale nie znamy się na psach, nie zamierzamy szkolić, wychowywać ani w ogóle mieć problemów, mamy podejście typu: nie będę ciągle dawać mu jedzenia, ma mnie słuchać bez tego, a także jeśli przywiązujemy wagę do wyglądu psa, to w przypadku adopcji ze schroniska mocno się zastanówmy. Dajmy się wypowiedzieć pracownikom schroniska, którzy znają psy. Poznajmy psa w innych warunkach niż schronisko. Wysłuchajmy o jego historii. A może lepiej kupmy suczkę sheltie.

To, co chciałabym promować, to świadoma adopcja psów ze schronisk. Świadoma, czyli biorąca pod uwagę, że może nam się zdarzyć pies trudniejszy niż w reklamie Chappy. Świadoma, czyli jeśli się trafi trudny pies, to cóż- nie będzie sielanki, ale go nie oddam i spróbuję mu pomóc. 

Bo dla miłośników psów kundle, zwłaszcza te po przejściach, to kopalnia wiedzy o tym gatunku, to rozwinięcie swojej wiedzy, umiejętności szkoleniowych i wychowawczych, to nauka o międzygatunkowej i wewnątrzgatunkowej komunikacji. To budowanie z psem głębokiej relacji, docenienie jego inteligencji, dostrzeganie i docenianie jego przystosowań do życia z człowiekiem. 

Zdobycie zaufania goldena cieszy jak wycieczka po lesie, a zdobycie zaufania lękliwego kundla po przejściach cieszy jak trudna wyprawa w nieznane i bezpieczny powrót do domu.




środa, 16 września 2020

Dlaczego pies nie lubi innych psów?



Pytanie tytułowe w oczywisty sposób prowokuje odpowiedź: Pies nie lubi innych psów, bo nie musi lubić. Wiem, wiem, pies nie musi lubi innych psów, ale nie powinien ich atakować. Powinien ignorować. Pies powinien to, powinien tamto, nie powinien, musi. Zauważyliście, jak często używa się tych słów w kontekście psich zachowań? Warto uzmysłowić sobie, że aspekt lubienia czy też nielubienia innych psów to rzecz ściśle związana z instynktami i charakterem. Na którą mamy jakiś tam niewielki wpływ. 
Ale - do rzeczy: czemu niektóre psy nerwowo czy wręcz agresywnie reagują na inne, nie lubią konkretnych ras albo konkretnych psów. Dlaczego znienawidzone i wyśmiewane przez psiarzy pytanie: piesek czy suczka, ma jednak sens. 
Po pierwsze zdrowie.
Pies, którego coś boli i który źle się czuje nie będzie chciał kontaktu z innym psem. Trzeba przebadać. Pies powolny, który szybko się męczy też może mieć obniżoną tolerancję na inne psy.
Po drugie zła socjalizacja.
Niestety zbyt wczesne odebranie szczeniaka od matki, życie w trudnych warunkach, pogryzienie w młodości przez inne psy, niewłaściwa opieka nad szczeniakiem zazwyczaj  generują w przyszłości problemy z innymi psami. Choć nie każdy źle socjalizowany szczeniak będzie agresywnym psem, to może być lękliwy i niepewny siebie, a to też generuje problemy. 
Po trzecie charakter.
Niektóre psy, celowo nie mówię "rasy", są predysponowane do niechęci do innych psów. Takie cechy  wzmacniano w hodowli lub takie cechy wzmacniały się same w niekontrolowanym rozrodzie. Innymi słowy psy po niezbyt przyjacielskich do psów rodzicach raczej też nie będą lubić psów.
W tym punkcie mieści się także wrodzona lub nabyta lękliwość psa. Takie psy mają dystans do psów, na przykład szczekają z daleka, ale potrafią prezentować zachowania znacznie bardziej agresywne w celu odstraszenia obcego psa. Psy lękliwe i niepewne siebie boją się silniejszych psów, ale na słabszych mogą wyładować agresję. 
Po czwarte hormony.
Psy nie lubią psów, ale dogadują się z sukami. Suka dogaduje się z psami, ale nie lubi suk. Każdy to słyszał, i nie jest to mit. W dzisiejszych czasach ludzie związani z psami, blogerzy, czasem niestety szkoleniowcy wyśmiewają pytanie "piesek czy suczka?"sugerując tym samym, możliwe, że niechcący, że coś takiego jak niechęć psa do przedstawicieli własnej płci nie istnieje. Otóż jest to kwestia hormonów, konkurencji, a także  kontrolowania "swojego" terenu. Samce z wysokim poziomem testosteronu będą się konfrontować z innymi samcami (pomaga wczesna kastracja, bo poziom testosteronu u samców po kastracji maleje). Podobnie suki, u których poziom testosteronu jest wysoki (jak na suczkę) będą się konfrontować z sukami (nie pomaga kastracja, bo poziom testosteronu po kastracji u suk rośnie)
Po piąte doświadczenie.
Psy, które mają złe doświadczenia w kontaktach z innymi psami, np. zostały pogryzione lub były źle traktowane przez inne psy, mogą stać się agresywne w stosunku do innych psów. Psy też często generalizują, np. jeśli pogryzł je czarny pies, to boją się czarnych psów. Jak ciągle obszczekuje je york, to nie ciepią yorków. 

Jak się ma do tego Nuk? Nuk jest mało pewnym siebie, lękliwym psem ze spapraną wczesną socjalizacją i silnym instynktem łowczym. Nuk bardzo chce podejść do każdego psa, ale małe rasy, których przedstawiciele często ją obszczekują, budzą w niej chęć pogonienia i przygniecenia do ziemi. Jest to połączenie samonagradzającej pogoni związanej z instynktem łowczym oraz przy okazji pokazanie słabszemu siły.
Nuk dogaduje się z większością psów, z wyjątkiem małych, lękliwych, niepewnych siebie suczek. Nie toleruje też psów, które wysyłają jej sygnały agresywne, co akurat jest łatwo wytłumaczalne.
Co ciekawe nigdy nie obserwowałam w niej zachowań typowo grożących, jak odsłanianie kłów. Choć jeży sierść, skrada się i gdybym jej na to pozwoliła, to doskoczyłaby do psa jak na polowaniu, to zachowania te mają na celu przytrzymanie psa, a nie pogryzienie. Robi tak, gdy widzi szczekającego albo wyrywającego na smyczy, nadreaktywnego i słabszego od siebie psa.
To ostatnie co mam z nią do przepracowania - ignorowanie prowokujących ją szczekliwych, szarpiących się na smyczy psów.

Czy da się zmienić nastawienie psa do innych psów? Być może w niektórych przypadkach pewny siebie przewodnik jest w stanie to zrobić. Ale raczej trudno przekonać psa, który nie lubi psów lub boi się psów, by pałał do nich miłością. No i po co mielibyśmy to robić? Załóżmy, że przekonamy psa, że nie ma co się bać innych piesków, a tu łup, jakiś pies go zaatakuje. Każdy pies jest inny i nie wszystkie podchodzące są przyjacielskie. Pamiętajmy, że psy komunikują się na odległość i zazwyczaj lepiej od nas oceniają intencje drugiego psa. Zaufajmy ich ocenie. Zresztą, wyobraźmy sobie, że jesteśmy nieśmiałym  lub aspołecznym człowiekiem - na pewno możemy próbować się zmienić, ale jest to raczej trudne. To, co możemy zmienić, to zachowanie psa.
Możemy spróbować nauczyć psa omijać psy zamiast atakować, egzekwować posłuszeństwo i konsekwentnie nie pozwalać na zachowania agresywne w stosunku do innych psów. Dzięki temu pies wraz z nami wypracuje inne strategie na radzenia sobie z psami. Jak to zrobić? To już odsyłam do doświadczonego behawiorysty, najlepiej takiego, który może się pochwalić sukcesami na podobnym polu.
___________________________________________________________________
zdjęcie pochodzi z: www.pexels.com

czwartek, 10 września 2020

Agresja smyczowa - a może lepiej nic nie robić?

Jakiś czas temu, mniej więcej na początku roku, niedługo po opublikowaniu tekstu o agresji smyczowej, naszła mnie taka refleksja na ten temat: a może wszystko co robię, by zniwelować to zachowanie, ma się nijak do sytuacji? Może to działa odwrotnie lub, podobnie jak większość klasycznych metod, typu barowanie, czekanie w komendzie, zawracanie - nie działa. 

Zastanowiło mnie, czy wystarczająco dużo ćwiczę z psem. Może za mało ćwiczę z psem, a może za dużo ćwiczę z psem. W końcu, żeby ładnie minąć psa uruchomiłam całą moją wiedzę, mowę ciała, sztuczki behawioralne, znajomość psa, obserwację. Nie za dużo tego jak na taką prostą czynność jak minięcie innego psa? Niektórzy ludzie po prostu kupują psa i idą z nim na spacer. Wpadłam w zastój. Zastój motywacji, emocji, chęci. Mieliśmy stały rytm spacerów, ćwiczeń, rytm dnia, codzienność. Skończyły nam się wszystkie nowe miejsca do spacerowania. Skończyły mi się pomysły na motywację. Skończyły mi się chęci na ćwiczenie z psem. Zaczęło mnie irytować, że Nuk po długim czasie poprawy robi woltę i w tył zwrot, i znowu się nie odwoła od wiewióry. Co tam wiewiór, moje psie znowu pogoniło rower! Bo inny piesek pogonił rower. Może to moment, by ostatecznie stwierdzić, że pies będzie chodził na smyczy? Na flexi, jak panbóg przykazał? Może instynkt to coś, z czym nie wygram? A może nie umiem tego zrobić? Może przy całych moich chęciach, predyspozycjach, po tych wszystkich szkoleniach i behawiorystach po prostu źle prowadzę psa? Może gdybym nic nie robiła, tylko ciumkała, cmokała, niczego nie uczyła i wiecznie trzymała na smyczy, może wtedy byłoby lepiej? Albo może przynajmniej nie byłoby gorzej niż jest? Krótko mówiąc, miałam wrażenie, że cała para poszła w gwizdek, bo nie mam takiego psa, który zachowywałby się tak, jak chcę. Wahania emocji to typowy grzech właściciela psa reaktywnego - raz cieszysz się, bo pies cię posłuchał w rozproszeniu, raz klniesz w duchu jak Janusz na urlopie, bo raz pies wyrwał do drugiego. Nie mam na niego aż takiego wpływu, jak chciałam. I mimo, że dużo udało się osiągnąć w porównaniu z tym, co było na początku, miałam poczucie porażki. Nie chodzi o to, że Nuk nie biega za frisbee, że nie przepada za aportowaniem, że nie lubi patyków. Chodzi o to, że zawsze muszę kontrolować środowisko. Nie mogę odpuścić, wyluzować, nie bać się, że pobiegnie do jakiegoś psa, żeby obszczekać. Bo choćby było dobrze przez kilka miesięcy, takie zachowanie wraca co jakiś czas i rozstraja mi nerwy. Linka? No super jest na lince, no ale potem bez linki już nie. Przywołanie? No mamy przywołanie, działa powiedzmy przez miesiąc 10/10, ale trafia się nagle znienacka dzień pod tytułem: pies ogłuchł. Skradanie? Minęło na pół roku, ale wróciło właśnie wczoraj. Reaktywność smyczowa? Było już dobrze, ale ostatnio, gdy łaziłam z Nukiem na smyczy dopadły do nas psy - kilka dużych, które nic nie zrobiły (bo one q... nigdy nic nie robią, chcą się tylko przywitać), ale suczka znowu mi się mocno wystraszyła. I od nowa zero kontaktu z bazą, czyli ze mną, regres i powrót do skradania do yorka, który się nawinął za rogiem. Mam dość, myślałam. Wypruwam sobie flaki nad opanowaniem czegoś, co może wrócić po jednym głupim, przypadkowym spotkaniu z bandą psów? Czy ja jestem chora psychicznie? Koniec. A może w reaktywności smyczowej lepiej nic nie robić niż ciągle coś z tym psem kombinować?* Może od teraz będę takim typowym psim właścicielem, co to tylko na spacerek z telefonem w dłoni i słuchawkami na uszach, i co tylko jedzonko do miseczki i tyle jeśli chodzi o zwracanie uwagi na psa. Nie będę psa szkolić. W końcu nie startujemy w obedience. Ani w Rally-O. Nic psu to szkolenie nie dało. Co z tego, ze zna i wykonuje pierdylion komend, jeśli nie panuje nad emocjami i w sekundę ma regres w zachowaniu. Nie będzie ćwiczenia przywołania na każdym spacerze ani nie będzie smaczków. Nie będę bawić się z psem, rzucać mu piłek, szarpać się, nakręcać go. Nie będę robić z siebie idiotki i cieszyć się jak głupia na każde przybiegnięcie psa do mnie. Porzucę to wszystko na tydzień, dwa, może miesiąc, a może trzy miesiące i zobaczę, jak to działa. W zamian za to suczka będzie chodziła na smyczy. Ja nie będę się denerwować ani stresować, jak będzie źle reagować na inne psy – mam to w d. - jest na smyczy, chilaucik. Będą tylko pozytywne emocje. Tylko spokój. Mój spokój, jej spokój i ignorowanie świata. Nauka niereagowania. Nic nierobienia. Nie zwracania uwagi. Nic więcej. Ommmm. 

Resume: Klamka zapadła: zrobiłam przerwę od ćwiczenia czegokolwiek z psem. Czy takie podejście spowodowało jakieś zmiany w zachowaniu psa (i jakie?). Czy wzrosło zainteresowanie suczki mną, czy wręcz przeciwnie - straciłam na kontakcie? Czy zaczęła przychodzić do mnie częściej, czy może odwrotnie. Jak to się skończyło? cdn.

*http://www.thecrossovertrainer.com/leash-reactivity-sometimes-best-thing-nothing/

środa, 5 sierpnia 2020

The best of: przywitanie na smyczy

 

Z witaniem się psów na smyczy jest tak, że unikam tego jak diabeł święconej wody, chyba że znam psa oraz właściciela i co nieco o nich wiem. Bywają jednak takie zaułki, jak uliczka między domami, w której zza rogu ktoś na mnie wyskoczy z psem i nie mam się gdzie schować ani uciec, ponieważ długość flexi przekracza szerokość ulicy. Ostatnio doszło do sytuacji, która zmieniła mój i tak mało wyważony pogląd o ludziach - na jeszcze mniej wyważony. Krótko mówiąc słowa, które przyszły mi wtedy na myśl, nie nadają się do publikacji, ale łatwo można sobie je wyobrazić.

Otóż na wspomnianej uliczce, pustej, cichej i wąskiej, ogrodzonej płotami po obu stronach, szłam sobie spokojnie z Nuk. Na smyczy. W szelkach. Nagle zmaterializowała się przede mną w odległości jakichś 3 metrów starsza pani z małym pieseczkiem (tzn. wyszła zza wysokiego muru). A nas wmurowało. To znaczy mnie i Nuk wmurowało, aż zatrzymałyśmy się w tej nieszczęsnej odległości 3 metrów, po czym podjęłam dramatyczną i desperacką próbę manewru w tył zwrot, zakończonego niepowodzeniem, gdyż… flexi jak wiadomo ma zazwyczaj pięć metrów. I mały piesek wykorzystał swoją przewagę. Ponieważ jednak zdążyłyśmy się nieco wycofać, mówię do babki, żeby zabrała swojego psa. Pani jednak odpowiada mi z rozbrajającym uśmiechem, że „on się chce tylko przywitać” i rusza w naszą stronę. No i… Nuk się szarpnęła, mnie przez myśl przeleciały wszystkie możliwe KA, ChA, itp, a tamten pies w tym czasie podbiegł. Widząc, że przegrałam to starcie, mówię do Nuki, OK, czyli znaczy, możesz podejść na „witanie”. Nuk podchodzi, tamten pies podchodzi, wąchają się tam, gdzie powinny i nagle tamten dziab Nukę znienacka w tyłek i szarpie. Był trzy razy mniejszy od Nuki, więc kurczę, koniec byłby raczej oczywisty. Przez następne kilka sekund trwa prawdziwy armagedon. W akompaniamencie warczenie, ujadania i plątania się smyczy, nie udaje mi się skutecznie odciągnąć psa, ponieważ jak tylko się oddalę, tamten się przybliża (no nie wiem, może przycisk od flexi się zaciął). Akcję kończy spektakularny obrót Nuki wokół moich nóg i dziabnięcie mnie z nerwów i nieuwagi w nogę. Mój pies się jakby uspokaja, otrząsa i odchodzimy w końcu dalej. Nie wiem, czy poskutkowało to, że wyładowała nerwy na mnie, czy po prostu jej przeszło, ale się na chwilę uspokoiła. W tym czasie drugi psiak ciągle ujada i łeb sobie chce urwać, a w między czasie łapczywie i trochę w amoku łyka jakieś żarcie, które mu pani ładuje do pyska, szczebiocząc, jak to się jej pieseczek zdenerwował i ojojoj. Odchodzimy na pięć metrów, biorę głęboki wdech i pytam (tak, tak, uszczypliwie, jak cholera) co ową szanowną panią kierowało, że podeszła do nas  z  t a k i m   psem. I oczywiście standardzik: on pierwszy raz się tak bardzo zdenerwował. O żesz, mać. Moje psie znowu zaczyna się nakręcać, a tamto psie nakręcone cały czas. Szczeka jak oszalały. O, nie, myślę, trudno. Muszę nauczyć Nukiszona, że to było niewłaściwe zachowanie i że musi przejść obok ujadającego psa w skupieniu na mnie. Ruszamy w ich kierunku. Tamten ujada, pani cały czas nagradza jego zachowanie smaczkami, które piesek od czasu do czasu w przerwie między szczekaniem łapie w pysk. A my sobie przechodzimy podchodząc coraz bliżej. Nuki już w skupieniu, na szczęście, tak jak ma być. W końcu tamta pani krzyczy do mnie z oburzeniem: „Pani to specjalnie robi!!”. Tak, tak. Oczywiście, że specjalnie. Szkolę swojego psa. I panią. Oraz w ten sposób powstrzymuję swoje znacznie mniej cywilizowane zachowania, które mam ochotę uskutecznić.

Bilans zysków i strat:

+        Okazuje się, że mój pies umie się ogarnąć  i wydaje się, że umie powstrzymać swoją agresję, nawet po ugryzieniu.

+        Mój pies umie się na mnie skupić w sytuacji, w której bym go o to nie podejrzewała.

+        Mój pies nie rzuca się na następnego psa w kolejce do przywitania. Nie widzę zmian w komunikacji, nad którą tyle pracowałam. Nie wróciło skradanie, uff.

+        Ja sama za to przekonuję się po raz kolejny i już ostatni, że ludziom się nie ufa. Wyciągam też naukę, że następnym razem w podobnej sytuacji po prostu muszę rzucić bez ceregieli jakimś siarczystym bluzgiem i zatrzymać taką pańcię z otwartymi z oburzenia ustami daleko za nami. Nie będę już taką miłą fujarą.

        Mogło się to jednak odbić na psyche mojego psa i skutki tego odbicia jeszcze przyszłość pokaże. Moja Nuk nigdy wcześniej nie spotkała się z aż taką nieprzyjemną sytuacją, nie została tak ugryziona i sama pierwszy raz zaatakowała psa w taki zajadły sposób.

        Moje nerwy wypaliły całą aktualną zawartość magnezu w organizmie w przeciągu minuty. To dla mnie żadna przygoda. Po prostu spaprany spacer i wieczór.

        Mam naprawdę porządną ranę na nodze w bardzo niefajnym miejscu - mój własny pies mnie użarł.

        Nie wiem jak pies, ale ja raczej już nie odzyskam zaufania do małych psów i ich właścicieli.

        Zachowałam się jak świnia, a nie jak na mnie przystało (ach, te wyrzuty sumienia), ale w zasadzie mogłam się zachować jeszcze gorzej. Nerwy. Nerwy.

Minusów wyszło więcej, ale szczerze powiem, jestem w szoku, że znalazłam jakieś plusy. Może to dlatego, że piszę to wszystko tydzień po całej akcji. Na chłodno.

Na dodatek podczas dalszego spaceru podszedł do nas starszy pan z psem. Kategoria „Miłośnik psów”, gonił mnie ze swoim psem, gdy zeszłam im w bok z drogi, bo jego pies lubi się witać. No lubi się witać! Co zrobić? Powiedziałam krótko, że to fajnie, ale ja nie lubię. No żesz, nie sklęłam go jednak, jak sobie solennie obiecałam kilka minut wcześniej. Ale nie byłam już miła. Brak uśmiechu w takich sytuacjach wprowadza ludzi w konfuzję. Dzięki temu zyskałam czas na odejście z psem w stronę zachodzącego słońca.

Zdanie przypisywane Lemowi, że mianowicie „nie wiedziałem, że jest tylu idiotów, dopóki nie użyłem Internetu” znalazło swoją ponurą analogię. Nie wiedziałam, że jest tylu idiotów, dopóki nie przygarnęłam sobie psa. Może dlatego, że jestem osobą dość zamkniętą na kontakty z ludźmi i do tej pory nie rozmawiałam z przygodnie spotkanymi ludźmi. A pies takie kontakty prowokuje. No to teraz mam za swoje.

Jak już mówiłam, moja komunikacja z psami w porównaniu do komunikacji z ludźmi jest o wiele lepsza. I powiedzcie, czego ja się tych ludzi tak czepiam? Sama nie wiem. No nie wiem czemu po prostu. Czym ja się przejmuję?

 
 

środa, 22 lipca 2020

Padaczka u psa - i co dalej?

Nuk ma padaczkę idiopatyczną. Zaczęło się z pompą od dużego ataku we wrześniu ubiegłego roku. Aktualnie suczka ma jeden atak na miesiąc, więc nie ma tragedii. Padaczka to najczęściej występująca choroba neurologiczna u psów, ale szczerze mówiąc nie byłam na to przygotowana. Co to takiego, ta padaczka,  i jak z tym psim schorzeniem żyć?

środa, 17 czerwca 2020

Dlaczego ludzie nie lubią psów?

 
Psy towarzyszą człowiekowi od tysięcy lat. Znalazły sobie niszę, w której całkiem nieźle egzystują, znosząc niedogodności, jakie się z tym wiążą oraz czerpiąc korzyści, wynikające z bliskości człowieka. A człowiek? Jak patrzy na to człowiek? Otóż poza grupą prawdziwych pasjonatów, psiarzy z krwi i kości, kochających psy i fascynujących się tymi zwierzętami, większość społeczeństwa nie lubi psów lub traktuje je z obojętnością.
Dla mnie, osoby zafascynowanej zwierzętami w ogóle, a psami w szczególności, było to swoiste odkrycie, gdy zrozumiałam, że większość ludzi nie lubi psów. Dlaczego? Jaki jest tego powód? Czy można coś z tym zrobić?

czwartek, 21 maja 2020

Fiksacje i obsesje psa



Oto mina mojej suczki, gdy zobaczy nieznajomego psa. Siedzi grzecznie w komendzie, ale wpatruje się z taką uwagą, jakby obserwowała losowanie lotto z nadzieją na wygraną. Pies idzie, pies idzie, no idzie pies!!! Jakby w życiu psa nie widziała. Psy ją pobudzają. Chce do nich podejść, pogonić, pobawić się, wejść w interakcje. Trochę się boi. Prawie widzę niewidzialną nić, która ciągnie Nuk do innego psa. Nauczyłam ją odpowiednich reakcji, ale problem powraca.
Czy to aby nie jest fiksacja?

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Życie w czasach zarazy



 
 
Paradoksalnie Wielkanoc w czasie zarazy nie była najgorszym przeżyciem, jakie nas spotkało. Spacery z psem, choć krótsze, także nie są jakimś dramatem. Może jestem odludkiem, może nie  mam zbyt dużych potrzeb socjalnych, ale mnie tam w sumie nie przeszkadza brak kontaktu z ludźmi. Znacznie bardziej przeszkadza mi brak kontaktu z przyrodą.

czwartek, 9 stycznia 2020

Agresja smyczowa - psy skazane na izolację?




Marzenia o psie idealnym mają różne genezy. Każdy z nas ma jakieś wymagania i chciałby, aby pies spełniał konkretne role. Jedni przykładają dużą wagę do szkolenia, inni do fryzury, ktoś chce leniwego kanapowca, a ktoś chce uprawiać posłuszeństwo sportowe. Każdy właściciel ma jakieś oczekiwania w stosunku do psa. Wyobrażamy sobie, że nasz pies będzie taki a taki, będę z nim chodzić bez smyczy, zabiorę na polowanie, pojedziemy na wystawę, będzie stróżem podwórka. Gdy pojawiają się problemy, a obraz psa idealnego oddala się za horyzont, czujemy frustrację. Ale czy słusznie? Mamy przecież psa, a nie maszynę. Psa, żywe stworzenie, które czuje, myśli i ma swój charakter. Nie wszystko da się w nim tak zmienić, aby był spełnieniem naszych oczekiwań. Może to my powinniśmy spojrzeć na niego inaczej - jak na żywą istotę, z którą możemy się komunikować.

Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane