środa, 23 czerwca 2021

Czy blogi o psach się znudziły?


Często czytywałam różne blogi o psach. Mam swoich faworytów, często odwiedzane strony, ulubionych autorów, ulubione pieski. Niestety, o ile jeszcze w zeszłym roku wpisy pojawiały się raz częściej raz rzadziej, ale z jakaś przewidywalną regularnością, to ostatnio obserwuję totalną ciszę i martwotę. 

Jeszcze kilka lat temu renesans przeżywały szkoły dla psów proponujące szkolenie pozytywne, psie przedszkole oraz modyfikację problematycznych zachowań. 

Teraz jakby nastała cisza. Odnoszę wrażenie, że nawet pomocy w zachowaniu trudnych psów szukamy rzadziej. Zresztą - behawioryści też jakby trochę zniknęli z blogosfery i zaprzestali reklamy własnych firm. Przynajmniej w formia słowa pisanego. 

Pandemia zamknęła nas w domach, wielu ludzi postanowiło zakupić lub przygarnąć psy, a jakiegoś szczególnego skutku tego boomu w Internecie nie widać. Wszyscy ucichli, fora zamarły, a blogi proponują tylko coraz to nowe produkty do nabycia.

Czy nie ma już nic więcej do napisania? Czy tematy podejmowane na blogach nie budzą zainteresowania? Czy nie chcemy już brać udziału w dyskusjach? A może jesteśmy zmęczeni wiecznymi gównoburzami i ocenianiem się wzajemnie z małą dozą empatii? Czy jesteśmy uzależnieni od sweetfoci wrzucanych na Insta?




czwartek, 29 kwietnia 2021

Pogryzienie i regres zachowania

No popatrzcie, jak to się psie i ludzkie losy toczą. W poprzednim poście pisałam o sukcesach nic nierobienia, o poprawie zachowania i spokojnym mijaniu szczekających piesków. O planach na socjalizację z małymi yorkami. A tu łup. Koniec tematu, koniec na bliżej nieokreślony czas. Nuk została zaatakowana przez psa faraona. Przy okazji oberwałam również ja. 

Pies faraona

Jeśli myślicie, podobnie jak ja kiedyś, że pies faraona to mały piesek, to proszę spójrzcie tu. To pies wysokości około 60 cm, ważący do 27 kg. Smukły, umięśniony, sprawny, wyglądający jak skrzyżowanie charta i dobermana, silny w postawie i dostojny. To pies myśliwski. Rasa pierwotna. Chyba wolałabym już starcie z owczarkiem niemieckim, bo są bardziej, że tak powiem, nastawione na komunikację z ludźmi.

Atak

To był bardzo agresywny atak, nie żadne tam zastraszanie, ani podgryzienie tyłka. Suka rasy pies faraona po prostu podbiegła z tyłu, złapała Nuk za kark, podniosła i potrząsnęła. I stało się. Wsadziłam rękę między psy, choć zawsze mówię, żeby tego nie robić. Chciałam odepchnąć agresorkę, co mi się udało, ale kosztem pokąsania. Wszystko trwało kilka sekund. Po mojej interwencji suka uciekła, a właściciel rzucił tylko, że jest szczepiona (później okazało się, że jednak nie) i pognał za suką, żeby ją złapać. Na "placu boju" został jego znajomy z dziećmi. 

Po zatoczeniu koła, suka podbiegła do nas jeszcze raz, chcąc dokończyć, co zaczęła. Ale tym razem już ją widziałam, odgrodziłam Nukę sobą, stanęłam bokiem, i patrząc na podbiegającego psa, powiedziałam do niej bez podnoszenia głosu: tylko spróbuj podejść. Przysięgam, nie wiem, co bym jej zrobiła, gdyby naprawdę spróbowała jeszcze raz rzucić się na Nuk, ale byłam tak wściekła, że raczej by się to dobrze nie skończyło. Coś musiało być w mojej postawie lub głosie, że pies odpuścił i znowu uciekł do parku. I nastąpił ciąg dalszy gonitwy z właścicielem.

Cała historia mojego pogryzienia jest ciekawa, ale tutaj skupiam się na psie. Na lękliwym psie, który od początku miał problemy z innymi psami, z zaufaniem do ludzi, w tym do mnie, z przepracowaną agresją smyczową. Po ataku Nuk trzęsła się dobre pół godziny. Na szczęście obyło się bez poważnych obrażeń, ale to, co zostało w głowie mojego psa, to już nie jest bułka z masłem. 

Jak do tego doszło? 

Dlaczego nie zareagowałam zawczasu? Przecież zawsze czujnie obserwuję psy wokoło. Zwracam uwagę na komunikację, niby potrafię zatrzymać podbiegającego psa. Co poszło nie tak? 

Otóż w ogóle nie wzięłam pod uwagę ataku. Sytuacja wyglądała tak. Mijaliśmy wybieg dla psów, na którym był tylko jeden pies, dwóch mężczyzn i dwoje dzieci. Pies wprawdzie ujadał na Nukę przy siatce, ale był na ogrodzonym wybiegu. Nuk się zaniepokoiła, więc ją uspokoiłam, dałam nagrodę i minęłyśmy wybieg. Minęłam wybieg nie widząc, że dzieci otwierają furtkę i wypuszczają psa. Nie zauważyłam, że suka do nas biegnie, bo jak to pies w ataku nie warczała i nie szczekała. Zaatakowała z tyłu. Po cichu. Było za późno na cokolwiek.

Szczerze mówiąc, w pierwszej chwili pomyślałam, że ci ludzie celowo wypuścili sukę z wybiegu. Że wnerwiło ich to, że Nuk ładnie zignorowała ich rozszczekanego psa za siatką, za co dostała nagrodę.  Że może za wolno i za spokojnie przeszłyśmy obok wybiegu jakby nigdy nic. Może pomyśleli, że prowokowałam ich psa? Nie przyszło mi do głowy, że nie upilnowali ani psa, ani dzieci.

Skutki

Po dotarciu do domu Nuk zjadła michę karmy. Pierwszy raz po prostu zjadła, jakby zajadając stres. (Jak wiecie mój pies nie zjada tak po prostu karmy, przymierza się do tego, zastanawia, delektuje). 

Na wieczorny spacer nie chciała wyjść, a gdy ją wyciągnęłam, od razu postanowiła wracać. 

Następnego dnia sama chciała się rzucić na mniejszego psa. 

Od tego czasu na każdego psa z naprzeciwka zaczęła reagować agresją. 

Cztery lata pracy z psem poszły się... w gwizdek???

Umówiłam się z behawiorystką. Po godzinnej obserwacji Nuk w terenie uznała, że mam ułożonego, dobrze się komunikującego psa, który świetnie zna komendy i jest zsocjalizowany. Dobrze reaguje na inne psy (duże i spokojne). A to, że skrada się do małych psów i chce je zaatakować, no cóż, ich właściciele za blisko z nimi podeszli, psy prowokowały, patrzyły w oczy, szczekały itp, itd. Miała prawo. Powinnam tylko ćwiczyć przywołanie, gdyby zaatakowała (w tym momencie śmieję się sardonicznie). 

Tak, no cóż.  Nigdy w życiu tak mnie nie rozczarowały komplementy pod adresem mojego psa. Powinnam się ucieszyć z takiej diagnozy? Dobra, pełna zgoda, mój pies prawdopodobnie zachowuje się w miarę akceptowalnie w porównaniu do innych nieogarniętych psów, z którymi zazwyczaj ma do czynienia behawiorysta. Ale w porównaniu do innych ustabilizowanych psychicznie i spokojnych psów, to jest po prostu przepaść. To jest także przepaść w porównaniu do zachowania Nuk sprzed pogryzienia. Ja tę przepaść zobaczyłam z dnia na dzień. 

I takim oto akcentem zakończyłam pracę z behawiorystami nad moim psem. Wygląda na to, że tę przepaść muszę znów pokonać sama.

Uwagi i przemyślenia na koniec

W całej tej sytuacji zawinili, jak to zwykle bywa, ludzie. Zabrali na wybieg agresywnego psa (bez szczepienia przeciw wściekliźnie), który, patrząc na jego predyspozycje, spokojnie mógłby przeskoczyć ogrodzenie wybiegu. Zabrali na wybieg dzieci, które otworzyły furtkę w najgorszym z możliwych momentów, więc nawet nie musiał przeskakiwać. Nie umieli go przywołać, odwołać ani w ogóle nic zrobić z sytuacją. Pies zareagował bardziej na mnie niż na właściciela.

W Internecie piszą, że psy faraona nie są agresywne do innych psów ani do ludzi. Że się lubią przytulać (sic!), ale że  mogą polować na inne zwierzęta, np koty. Że to psy potrafiące złapać zająca w biegu. Że mają silny instynkt łowiecki. Że są dobrymi stróżami. Z opisu rasy wynika więc, że to całkiem miłe psy na podwórko. Niestety tak nie jest. Rasy pierwotne wymagają od właściciela więcej stanowczości, wiedzy i predyspozycji do ułożenia. Więcej poświęconego czasu, lepszej relacji, więcej doświadczenia. Rasy łowieckie wymagają wiedzy, cierpliwości i pogodzenia się z faktem, że prawdopodobnie zawsze będą polować na wiewióry. A i nie tylko na wiewióry, wiem coś o tym, mam psa z silnym instynktem łowczym.

Psy faraona są dostojne i piękne. Nie są jeszcze popularne w Polsce. Nieznajomość charakteru rasy nie pomogła mi podczas ataku tego psa. Nie wiedziałam, do czego może być zdolny ani jak zareaguje. Każdy pies może być agresywny, a każdy agresywny pies jest groźny, jeśli jest silny i duży. 

Lecz szukając psa dla siebie, jeśli nie chcecie kłopotów, unikajcie nie tyle sformułowania "rasa agresywna" (które jest idiotyczne), co połączenia zwrotów: "rasa pierwotna" i "silny instynkt łowiecki". Nawet, jeśli napiszą, że piesek lubi się przytulać do właścicieli. No, chyba że jesteście doświadczeni w prowadzeniu takich ras. Ten pan raczej nie był. 



środa, 10 marca 2021

Agresja smyczowa - a może lepiej nic nie robić? cz.2


Agresja smyczowa to temat, który cyklicznie powraca na blogu. Powraca temat, bo powraca agresja. Z uwagi na szczególnie trudny przypadek Nuk, miałam okazję zostać specjalistką od terapii tego zachowania. Zastosowałam wszelkie możliwe metody pracy. Konsultowałam z behawiorystami. Byłam na szkoleniach. Oglądałam filmy Gałuszki. No więc, mój pies nie reagował zbyt dobrze na zaproponowane metody, czyli barowanie, nagradzanie za uspokojenie, za spojrzenie na właściciela, odwracanie uwagi. Mój pies na spacerze był w trybie polowania, więc się nie uspokajał, nie jadł smaczków i nie spuszczał oka z drugiego psa. Dopiero wprowadzanie nowych metod, m.in. stanowczego zakazu (nie, zostaw, nie wolno) wyćwiczonego w innych sytuacjach, zrezygnowanie całkowicie z barowania na rzecz losowego wydania smaczka, ale po minięciu się, uspokojenie psa, zakazanie skradania, itd... Dopiero to przyniosło pewne efekty. Najlepsze efekty jednakże przyniosło nic nie robienie.

Nic nie robienie to mijanie drugiego psa, jakby nic się nie stało. Na czym to polega? Przede wszystkim ja nic nie robię. Ja nie zwracam uwagi na psa, tylko idę przed siebie. Czasem po lekkim łuku, gdy widzę, że ktoś nie ściąga flexi swojego psa. Nie przyspieszam, nie zwalniam. Początkowo Nuk się szarpała, ale po paru powtórzeniach ze zwiększeniem odległości odkryła, że można się minąć z psem bez awantury. Było też dużo chodzenia za obcymi psami, obok obcych psów, przed psami. I jest lepiej. Dużo lepiej.

To znaczy, wiecie, nie jest jeszcze idealnie, ale Nuk na początku wyrywała do każdego psa, nawet po drugiej stronie szerokiej ulicy, a teraz idąc z nią spokojnie minę się na chodniku z dużym i pewnym siebie psem. Gdy wyprowadza ją na spacer ktoś inny jeszcze bywa różnie. Gdy mijamy rozszczekanego, doskakującego do nas yorka - Nuk nie popuści. Można powiedzieć, że yorczek sam się prosił, albo że za dużo wymagam od mojego psa, że każdemu by nerwy puściły, gdyby ktoś mu ujadał nad uchem.

Ale ja dążę do tego, żeby była opanowana nawet w takiej trudnej sytuacji. I w końcu w zeszłym tygodniu nastąpił przełom. Minęłyśmy spokojnie dwa małe, szczekające, obce psy na chodniku. Minęliśmy, po czym Nuk zatrzymała się, spojrzała na mnie i oblizała. Smaczek, poproszę. Było to przełomowe, bardzo czytelne zakomunikowanie, że wie, że zrobiła dobrze, że wie, że tego od niej chciałam, więc smaczek powinien być wydany. I został wydany.

Minął tydzień, w trakcie którego mijaliśmy się z malutkimi psami, które szczekały na Nuk. Nie robiłam nic, poza delikatnym łukiem, odgrodzeniem psa swoją osobą od szczekacza i trzymaniem Nuk w pozycji blisko (czyli nie przy nodze, ale równolegle ze mną). Czasem dla pewności mówiłam tylko "nie wolno". 

Jeszcze nie czas na odetchnięcie z ulgą. Jeszcze nie koniec przygody. Jak utrwalimy to ignorowanie szczekających psów, zacznę naukę ładnego witania się z małymi psami. Możliwe, że mój pies zawsze będzie chciał zapolować na yorka, ale może innym rasom odpuści. Jest to trudne zadanie, bo Nuk nie ma dobrych doświadczeń z małymi psami. Raczej takie, że szczekają, a jak się je spróbuje uciszyć, to piszczą jak wściekłe. No i trzy ugryzienia na koncie - york, jack russel i pinczerek. Za to Nuk złapała kiedyś za kark podbiegającego szczekającego shitzu. Bez rozlewu krwi na szczęści to wszystko.

Resume:

Mojemu psu nie pomogły klasyczne metody pozytywnego wzmacniania, stosowane w terapii agresji smyczowej, co nie oznacza, że nie pomogą Waszym psom.  Mój pies ma fiksację na punkcie innych psów i silny instynkt łowczy, który nie pomaga w przypadku odwracania agresji smyczowej. Mój pies jest lękliwy, boi się większych od siebie psów, ale przy małych pokazuje swoją wyższość. Taka cecha także nie pomaga. W niczym. Lecz mój pies jest bardzo bystry, a także świetnie się komunikuje ze mną i z psami. Problem polega także na tym, że niektóre psy słabo czytają te komunikaty. Myślę, że ostatecznie to właśnie komunikacja i nasza relacja były kluczem do sukcesu. Oraz uspokojenie pobudzenia poprzez ciągłe powtarzanie mijania się z psami bez robienia czegokolwiek specjalnego. Psom nadpobudliwym i reaktywnym potrzebny jest spokój i wyciszenie emocji. Nie szczebiotanie, odwracanie uwagi i pakowanie tony smaczków, ponieważ to jeszcze bardziej je pobudza. 

czwartek, 11 lutego 2021

Popęd łowczy - co na to Cesar Millan?


Popęd łowczy - zew natury

Instynkt łowiecki, zwany też popędem polowania lub łowczym, to naturalna cecha drapieżnika. Psy, podobnie jak wilki, są drapieżnikami i w naturalnym środowisku zdobywałyby pożywienie polując. Współcześnie psy domowe, często w pełni zależne od ludzi, nie muszą polować, ale w wielu z nich istnieje silna potrzeba zachowań łowczych związana z instynktem. Popęd łowczy tym właśnie jest -  potrzebą polowania i wykonywania wszystkich czynności związanych z zaspokojeniem tej potrzeby. Jest to dla psa naturalna cecha.

Psy posiadają wiele popędów, wśród których możemy wyróżnić te dające nagrodę (seksualny, łowczy, stada) oraz te pozwalające przeżyć i uniknąć negatywnych zdarzeń (popęd obrony -walki lub ucieczki).

Zachowania związane z popędami dającymi nagrodę mają wydźwięk pozytywny i wiążą się z uwolnieniem w mózgu psa endorfin, dlatego są (uwaga, modne słowo) samonagradzające. Stąd tak trudno się ich psu wyrzec. Jeśli chcemy nagrodzić psa za niepogonienie dzika, to pomyślmy, co też może być większą nagrodą niż pogoń?

Każdy pies posiada wszystkie te popędy, ale w różnym nasileniu. Jest więc skomplikowanym zwierzęciem o zróżnicowanych potrzebach związanych z popędami. 

Wiele ras psów wyhodowano pod kątem użytkowym wzmacniając lub osłabiając poszczególne zachowania związane z popędami. U jednych wzmacniano popęd łowczy w określonych zachowaniach łowczych czyli w tzw. łańcuchu łowieckim (tropienie-wpatrywanie-pogoń-podkradanie-chwytanie-rozszarpanie), a u niektórych wzmacniano popęd stada (relacje z psami i ludźmi, chęć bycia blisko z psami i ludźmi).

U kundli jednak nikt niczego nie wzmacniał ani nie wytłumiał, dlatego w zależności od tego czy trafi nam się mieszaniec powstały z różnych ras, czy też prawdziwy kundel, nie wywodzący się od żadnej rasy, możemy spotkać psa o bardzo silnym popędzie łowczym.

Trafić na taką cechę psa, zwłaszcza w  połączeniu z lękiem i z dużą nadreaktywnością, to jak trafić najgorszy los w psiej loterii - najkrótsza zapałka. Jeśli chcesz pieska do trenowania sportów albo chcesz by był ułożony i posłuszny, to niniejszym ogłaszam, musisz pogodzić się z tym, że to się do końca nie uda. Tak myślałam. I tak to opisywałam wcześniej. Jednak po wielu miesiącach życia z psem z silnym popędem łowczym, szkolenia takiego psa, budowania relacji i komunikacji, muszę powiedzieć, że się myliłam. 

Nuk jest oczywiście trudnym psem, musiałam się napracować, i nadal nie wszystko robi, jak chcę, ale jest jednocześnie jednym z najbardziej inteligentnych psów, jakie znam. Jest najbardziej czujnym psem, jakiego znam. Jest jednym z najszybszych psów, jakie znam. Nie zawsze umie kontrolować swoje emocje, ale baardzo się stara. Budowanie relacji z takim psem to jak komunikacja z powiedzmy dwuletnim dzieckiem, które nie umie jeszcze mówić, ale wiele rozumie i wiele potrafi przekazać gestem.

Taki pies wiele rozumie, szybko się uczy, dobrze się komunikuje, a przede wszystkim dużo uczy nas, opiekunów. Można powiedzieć, że gdy masz takiego psa i go opanujesz, to każdy następny to już będzie pikuś.

Ma jednak wrażenie, że to czasem trudno ludziom zrozumieć i zaakceptować. Za mało jest treści na temat popędów w ogóle, a łowczego w szczególności. W telewizji, Internecie, w książkach zazwyczaj stykamy się z psami wyidealizowanymi, bez tego popędu, bez problemów. Dlatego ważne, by o tym pisać, mówić, dyskutować. By lepiej zrozumieć, dlaczego pies, którego mamy nie jest taki jak Lessi czy Szarik.

Cesar Millan na ratunek odc. 3

Ostatnio widziałam odcinek z Millanem o psie Stelli, przepięknym wyżle weimarskim, który atakował inne psy i ludzi w konsekwencji zachowań łowczych. Cały odcinek poświęcono na jednego psa. Fragment można zobaczyć tu. 

Wiecie, zazwyczaj wygląda to tak, że przychodzi Millan, mówi: tssyt, i piesek jest naprawiony. Mówi właścicielowi, że trzeba być asertywnym i życie rodziny z psem zostaje uratowane. Tym razem było inaczej. 

Pies od razu skradał się do innego psa, gdy tylko go zobaczył, po czym atakował szybko i sprawnie. Agresja smyczową w pełnej krasie, ale raz pies zerwał się ze smyczy i pogryzł innego psa oraz jego właścicielkę. Zachowanie łowcze, agresja łowcza, niektórzy powiedzą, że pies odreagowuje w ten sposób stres lub daje upust swoim emocjom. Wszystko prawda, ale co w takiej sytuacji zrobić? Nie wystarczy tssyt.

Suczka oczywiście "świetnie" zareagowała na Millana, to znaczy strachem i uległością, i faktycznie zaprzestała zachowań, które ten korygował. Ale... Chociaż przy Millanie zachowywała się dobrze, nie rzucała się na pieska, którego ten trzymał na rękach, to na inną osobę i psa się rzuciła. Właściciele nie mieli ćwiartki charyzmy Millana oraz ani procenta wyczucia w tym, co robią. Nauczyli się mijać z psem inne duże psy, ale nie pokazano, jak w ich obecności pies reaguje na te małe, w dodatku na rękach. Ani co się stanie, gdyby ktoś chciał wziąć psa na ręce albo chciał uciec z psem. Moim zdaniem, w oczach i postawie psa widoczne było, że pies się wcale nie zmienił. Po prostu zaczął reagować a) na inną osobę, która radzi sobie z psami, b) na właściciel, którzy nauczyli się jak go opanować. 

Z punktu widzenia laika, którym dzięki mojemu psu już nie jestem, Cesar Millan "naprawił" psa i pomógł ludziom. To znaczy nauczył ich korekt, mijali się z innymi pieskami. Jednak dla kogoś, kto ma psa o podobnych zachowaniach, jest oczywiste, że to tylko pozorna zmiana.

Pamiętajmy, że ten program trwa kilkadziesiąt minut, i widzimy w nim pracę z psem po pełnej obróbce filmowej, po wycięciu wielu fragmentów. Wielu rzeczy nie nagrano, wielu nie pokazano. Zasugerowano jednak, że poradzono sobie z problemem tego psa (i jego ludzi). Moim zdaniem, niestety nie. Taki pies idąc na spacer z kimś innym, rzuci się na na małego pieska. Lub może nawet na wystraszonego człowieka. 

Uważam jednak, że ten odcinek byłby idealny do zademonstrowania, czym naprawdę jest popęd łowczy, polowanie i agresja łowcza jako silna potrzeba zrealizowania zachowania rozładowującego emocje. Trzeba było tylko na koniec wspomnieć, że wcale nie naprawiliśmy pieska, tylko nauczyliśmy ludzi jako tako go kontrolować.

I teraz najważniejsze pytania: czy w ogóle można zmienić zachowanie takiego psa? Tak, jest to trudne, co widać w tym odcinku, ale tak. OK, ale czy można osłabić silny instynkt i sprawić, by w żadnej sytuacji pies nie zachowywał się "łowczo"? Nie. Na tego pieska trzeba uważać. Na mojego również. Takie psy powinny być odpowiednio prowadzone od szczeniaka, ale i to nie będzie moim zdaniem gwarancją pełnego sukcesu. 

Jak my sobie radzimy z popędem łowczym?

1. Zaspokajając potrzeby - zabawy węchowe, tropienie, zostawianie śladu.

2. Piłka w terenie - zabawka, którą mamy w lesie i którą Nuk raz na jakiś czas znajduje, bawimy się chwilę i zakopuje z powrotem w inne miejsce.

3. Komenda "puść" (rezygnacja) - na przykład puszczanie szarpaka z owczej wełny na komendę.

4. Komenda "łap" - gonienie łupu na komendę, a wcześniej mogę jej machać przed nosem i nie rusza.

5. Pogodziłam się, że muszę wyrobić refleks- swój. Gdy tylko widzę, że pies intensywniej zawęszy, zapinam na smycz.

6. Pogodziłam się z porażkami. No wyrwała mi ostatnio za sarną, pierwszy raz miałam taki przypadek, sarna zaskoczyła mnie kompletnie, prawie pod blokiem. Cóż, niefajnie się stało, ale poczekałam na psa, wrócił, zapięłam na smycz, koniec. Normalnie przeżywałabym to miesiąc.

Efekty? Nuk nie goni dzików. Nie goni samochodów, rowerów, hulajnóg, rolek, biegaczy, gołębi. A wcześniej goniła to wszystko. Zanikła agresja smyczowa.

Czego nie mamy opanowanego? No, sarny, ech. Małe psy są wciąż zdobyczą. Wiewiórki budzą nadal entuzjazm, nie wiem, czy coś się da z tym zrobić. Niektóre koty nadal chce pogonić (ale muszą uciekać).

Resume

Pieski są śliczne i milusie, a w reklamach występują przekrzywiając piękne pyszczki i rozumiejąc ludzki język. Pamiętajmy jednak, że pies jest drapieżnikiem, a my chcielibyśmy zrobić z niego posłusznego, potulnego pluszaczka. Pies z silnym instynktem łowczym jest najbardziej zbliżony do swej dzikiej natury drapieżcy. Czasem trzeba sobie uświadomić taką oczywistość, pogodzić się z nią, westchnąć i iść dalej, doceniając inteligencję i charakter naszego psa. I tak kontrolować psa i środowisko, by nikomu nic złego się nie stało.



czwartek, 14 stycznia 2021

Obroża LED - modny gadżet czy przydatne akcesorium?

To nie jest recenzja pisana na zamówienie ani test dla Top For Dog. Nie będzie więc wysublimowanych, pięknych zdjęć z pieskiem w aureoli światełek ani takich, co trzymają łapkami tęczę siedmiu kolorowych obroży. Po prostu mam taką obrożę, kupiłam ją z myślą o jesiennych i zimowych spacerach i wykorzystuję ten patent od trzech lat.

Obroża LED firmy AniOne Wild Variety widoczna na zdjęciu jest wykonana z silikonu, dzięki czemu jest wodoodporna i niebrudząca. Dostępne kolory: zielony, żółty, czerwony i pomarańczowy. Wyposażona jest w ładowarkę USB. Widoczność w ciemności wg producenta to 300 m, długość działania w trybie świecenia ciągłego 2 h, w trybie migającym ok. 5 h.  Moim zdaniem wytrzymuje trochę dłużej, gdy jest nowa, nawet do 3 h w pracy ciągłej. Migających trybów nie używam, bo mnie irytują. Obroża występuje w różnych rozmiarach, a jeśli mimo to nie pasuje, to można ją dociąć i dopasować do szyi psa. Obroża jest rozpinana, więc można ją dociąć tak, by pasowała idealnie. My przez długi czas mieliśmy trochę za dużą i zakładaliśmy przez głowę bez rozpinania.

Pierwszą obrożę LED firmy AniOne zakupiłam trzy lata temu i wytrzymała do dziś, choć jest wykonana z dziwnego materiału, który się nieco brudził. Jest różowa, świeci na czerwono, a mój pies wygląda w niej jak szalejące po krzakach półdiable. Obroża się trochę zużyła, niemniej wciąż działa, trzeba ją tylko częściej ładować i nie wystarcza na dwie godziny spaceru, tylko na jakąś godzinę. Ponieważ z Nuk spacerujemy grubo ponad godzinę, musiałam zakupić nową obrożę LED. Tym razem kupiłam zieloną.

Często spotykam się na spacerach z ciekawymi reakcjami ludzi (zwłaszcza dzieci) na świecąca obrożę. Dzieciaki od razu ją zauważają i od razu pytają "a po co temu piesku taka świecąca obroża?" Dorośli zazwyczaj odpowiadają" "żeby go było dobrze widzieć", choć zdarza się, że mówią "żeby piesek ładnie wyglądał". Spotkałam się też z dorosłym człowiekiem, który zapytał mnie całkiem serio "a po co psu ta obroża, skoro idzie na smyczy?"  Wielu moich znajomych zakłada takie obroże ze względu na ich ładne świecenie, a noszą je głównie malutkie pieski na spacerach smyczowych. I chwała ich właścicielom za to. Ale nie tylko o wyraz artystyczny tu chodzi.

Taka obroża jest potrzebna wszystkim psom. To nie jest gadżecik dla właścicieli, którzy znajdują przyjemność w kupowaniu dla psów wszystkiego, co śliczne i migocze. To jest bardzo przydatna rzecz, zwłaszcza dla tych, którzy tułają się po łąkach wieczorową porą w środku sezonu jesień-zima. 

Po co nam właściwie taka obroża? Czy faktycznie jest to niezbędna rzecz w szafce z psimi akcesoriami? Dlaczego warto zakupić taką obrożę dla psa? 

Psy w terenie

Podstawową funkcją obroży LED jest świecenie. Obroża ma za zadanie być widoczna w ciemności ze stosunkowo dużej odległości, aby umożliwić namierzenie psa w terenie. Czemu to ważne?  Bo można namierzyć psa w ciemności z pewnej odległości. Dlatego że nawet najposłuszniejszy, najmądrzejszy pies może mieć przykrą przygodę w krzakach. Moja Nuk nadepnęła kiedyś na cierń. Jest to piesek, który rzadko w takich sytuacjach wyda z siebie dźwięk, raczej zatrzyma się, uniesie nogę i będzie cierpieć. Jeśli jest blisko nie, to problemu nie ma, ale zdarzyło jej się nadepnąć na cierń w chaszczach, późnym popołudniem, gdy było już totalnie ciemno. Nie reagowała na przywołanie, bo nie mogła chodzić. Gdyby nie obroża, nie wiedziałabym, co się z psem dzieje. Dzięki obroży mogłam zauważyć, że coś jest nie tak (pies się nie rusza) oraz namierzyć psa.  

Oczywiście z bliska widać całego psa



Kontrola psa w terenie

Oczywiście są psy, które bez smyczy drepcą ładnie przy człowieku i nie mają potrzeby ganiać po krzakach. Mój do nich nie należy. Dla psów, które od czasu do czasu potrzebują przypomnienia, żeby się zanadto nie oddalały, taka obroża jest idealna. Dzięki niej widzę, że piesek nie gania mi po horyzoncie i wiem, kiedy go przywołać, gdy go wezwie zew krwi. To ważne dla szybkich psów z silnym instynktem łowczym. Moment nieuwagi i pies pogna za tropem. A żeby zadziałało odwołanie, pies musi nie być jeszcze zbyt pobudzony, no i musi nie być za daleko, żeby nas słyszeć.

Ale czy ktoś widzi psa pod tym drzewem?


Psy na smyczy

No własnie, po co taka obroża psu na smyczy? Przecież przechodząc przez ulicę uważamy na psa, a gdy idziemy chodnikiem teoretycznie nic w nas nie wjedzie. Teoretycznie. W praktyce chodnikami jeżdżą rowerzyści, a ostatnio znacznie gorsze, bo ciche jak cholera, hulajnogi elektryczne. Osoba jadąca za nami w ciemności często nie widzi czarnego albo małego psa na smyczy, a my nie widzimy jej. Oczywiście można powiedzieć, że przecież nie wolno jeździć po chodnikach i wypadek będzie winą jadącego, ale... o wiele lepiej "oświetlić" psa i nie mieć wypadku. Podobnie z przechodzeniem na pasach. Ze światełkiem jesteśmy bardziej widoczni dla kierowców, a to zawsze zwiększa bezpieczeństwo. Wiem, wiem, to kierowca ma zachować ostrożność, a pieszy nie pchać się pod koła. Ale jestem kierowcą i wiem, jaki dyskomfort czuję, gdy podjeżdżam wieczorem do słabo oświetlonego przejścia wytężając wzrok, czy aby ktoś tam mi nie wskoczy na jezdnię w czarnej kurtce. Czasami po prostu nic nie widać, stoją samochody, rosną krzaki, a kierowcy nie są maszynami i czasami tracą koncentrację przy pięćdziesiątym przejściu dla pieszych. Taki oświetlony pies dodaje widoczności sobie i właścicielowi.

Czarny pies

Kiedyś mieliśmy awarię świateł na dzielni. Powiem wam, że ja nie widziałam Nuk, gdy stała metr obok. Po prostu w ciemności czarnych psów nie widać. Czasem chodzimy wieczorami na smyczy po ciemnych miejscach. W takich przypadkach też wolę widzieć, gdzie dokładnie jest pies i czy aby mi się nie zatrzymał pod nogami.

No cóż, tu nie było jeszcze tak ciemno...

Mały pies

Mały pies w ciemności też jest niewidoczny. Ile ja razy szłam z Nuk wąskim chodnikiem zastanawiając się, czy pani z naprzeciwka, która dziwnie się zatrzymuje ma psa czy torebkę. Czy pan w kapturze nie ciągnie aby za sobą yorka, który zacznie wyrywać do Nuk (a Nuk do niego)? Wielkie dzięki właścicielom małych psów, którzy stosują światełka. Wasz pies jest bezpieczniejszy, a i właściciele trudnych psów go widzą z daleka, więc mogą Was ominąć bez kolizji i niepotrzebnych nerwów.



Śnieg trochę poprawia widoczność czarnego psa po zmroku






Agresja łowcza

    Agresja psów ma wiele przyczyn, począwszy od niewłaściwej socjalizacji, złych doświadczeń, przez lęki, obronę terytorium,...

Najchętniej czytane