Z witaniem się psów na smyczy
jest tak, że unikam tego jak diabeł święconej wody, chyba że znam psa oraz
właściciela i co nieco o nich wiem. Bywają jednak takie zaułki, jak uliczka
między domami, w której zza rogu ktoś na mnie wyskoczy z psem i nie mam się
gdzie schować ani uciec, ponieważ długość flexi przekracza szerokość ulicy.
Ostatnio doszło do sytuacji, która zmieniła mój i tak mało wyważony pogląd o
ludziach - na jeszcze mniej wyważony. Krótko mówiąc słowa, które przyszły mi
wtedy na myśl, nie nadają się do publikacji, ale łatwo można sobie je
wyobrazić.
Otóż na wspomnianej uliczce,
pustej, cichej i wąskiej, ogrodzonej płotami po obu stronach, szłam sobie
spokojnie z Nuk. Na smyczy. W szelkach. Nagle zmaterializowała się przede mną w
odległości jakichś 3 metrów starsza pani z małym pieseczkiem (tzn. wyszła zza
wysokiego muru). A nas wmurowało. To znaczy mnie i Nuk wmurowało, aż
zatrzymałyśmy się w tej nieszczęsnej odległości 3 metrów, po czym podjęłam
dramatyczną i desperacką próbę manewru w tył zwrot, zakończonego
niepowodzeniem, gdyż… flexi jak wiadomo ma zazwyczaj pięć metrów. I mały piesek
wykorzystał swoją przewagę. Ponieważ jednak zdążyłyśmy się nieco wycofać, mówię
do babki, żeby zabrała swojego psa. Pani jednak odpowiada mi z rozbrajającym
uśmiechem, że „on się chce tylko przywitać” i rusza w naszą stronę. No i… Nuk
się szarpnęła, mnie przez myśl przeleciały wszystkie możliwe KA, ChA, itp, a
tamten pies w tym czasie podbiegł. Widząc, że przegrałam to starcie, mówię do
Nuki, OK, czyli znaczy, możesz podejść na „witanie”. Nuk podchodzi, tamten pies
podchodzi, wąchają się tam, gdzie powinny i nagle tamten dziab Nukę znienacka w
tyłek i szarpie. Był trzy razy mniejszy od Nuki, więc kurczę, koniec byłby
raczej oczywisty. Przez następne kilka sekund trwa prawdziwy armagedon. W
akompaniamencie warczenie, ujadania i plątania się smyczy, nie udaje mi się
skutecznie odciągnąć psa, ponieważ jak tylko się oddalę, tamten się przybliża
(no nie wiem, może przycisk od flexi się zaciął). Akcję kończy spektakularny
obrót Nuki wokół moich nóg i dziabnięcie mnie z nerwów i nieuwagi w nogę. Mój
pies się jakby uspokaja, otrząsa i odchodzimy w końcu dalej. Nie wiem, czy
poskutkowało to, że wyładowała nerwy na mnie, czy po prostu jej przeszło, ale
się na chwilę uspokoiła. W tym czasie drugi psiak ciągle ujada i łeb sobie chce
urwać, a w między czasie łapczywie i trochę w amoku łyka jakieś żarcie, które
mu pani ładuje do pyska, szczebiocząc, jak to się jej pieseczek zdenerwował i
ojojoj. Odchodzimy na pięć metrów, biorę głęboki wdech i pytam (tak, tak,
uszczypliwie, jak cholera) co ową szanowną panią kierowało, że podeszła do nas z
t a k i m psem.
I oczywiście standardzik: on pierwszy raz się tak bardzo zdenerwował. O żesz,
mać. Moje psie znowu zaczyna się nakręcać, a tamto psie nakręcone cały czas.
Szczeka jak oszalały. O, nie, myślę, trudno. Muszę nauczyć Nukiszona, że to
było niewłaściwe zachowanie i że musi przejść obok ujadającego psa w skupieniu
na mnie. Ruszamy w ich kierunku. Tamten ujada, pani cały czas nagradza jego
zachowanie smaczkami, które piesek od czasu do czasu w przerwie między
szczekaniem łapie w pysk. A my sobie przechodzimy podchodząc coraz bliżej. Nuki
już w skupieniu, na szczęście, tak jak ma być. W końcu tamta pani krzyczy do
mnie z oburzeniem: „Pani to specjalnie robi!!”. Tak, tak. Oczywiście, że
specjalnie. Szkolę swojego psa. I panią. Oraz w ten sposób powstrzymuję swoje
znacznie mniej cywilizowane zachowania, które mam ochotę uskutecznić.
Bilans zysków i strat:
+
Okazuje się, że mój pies umie się ogarnąć i wydaje się, że umie powstrzymać swoją
agresję, nawet po ugryzieniu.
+
Mój pies umie się na mnie skupić w sytuacji, w
której bym go o to nie podejrzewała.
+
Mój pies nie rzuca się na następnego psa w
kolejce do przywitania. Nie widzę zmian w komunikacji, nad którą tyle
pracowałam. Nie wróciło skradanie, uff.
+
Ja sama za to przekonuję się po raz kolejny i
już ostatni, że ludziom się nie ufa. Wyciągam też naukę, że następnym razem w
podobnej sytuacji po prostu muszę rzucić bez ceregieli jakimś siarczystym
bluzgiem i zatrzymać taką pańcię z otwartymi z oburzenia ustami daleko za nami.
Nie będę już taką miłą fujarą.
–
Mogło się to jednak odbić na psyche mojego psa i
skutki tego odbicia jeszcze przyszłość pokaże. Moja Nuk nigdy wcześniej nie
spotkała się z aż taką nieprzyjemną sytuacją, nie została tak ugryziona i sama pierwszy
raz zaatakowała psa w taki zajadły sposób.
–
Moje nerwy wypaliły całą aktualną zawartość
magnezu w organizmie w przeciągu minuty. To dla mnie żadna przygoda. Po prostu
spaprany spacer i wieczór.
–
Mam naprawdę porządną ranę na nodze w bardzo
niefajnym miejscu - mój własny pies mnie użarł.
–
Nie wiem jak pies, ale ja raczej już nie
odzyskam zaufania do małych psów i ich właścicieli.
–
Zachowałam się jak świnia, a nie jak na mnie
przystało (ach, te wyrzuty sumienia), ale w zasadzie mogłam się zachować
jeszcze gorzej. Nerwy. Nerwy.
Minusów wyszło więcej, ale
szczerze powiem, jestem w szoku, że znalazłam jakieś plusy. Może to dlatego, że
piszę to wszystko tydzień po całej akcji. Na chłodno.
Na dodatek podczas dalszego
spaceru podszedł do nas starszy pan z psem. Kategoria „Miłośnik psów”, gonił
mnie ze swoim psem, gdy zeszłam im w bok z drogi, bo jego pies lubi się witać.
No lubi się witać! Co zrobić? Powiedziałam krótko, że to fajnie, ale ja nie
lubię. No żesz, nie sklęłam go jednak, jak sobie solennie obiecałam kilka minut
wcześniej. Ale nie byłam już miła. Brak uśmiechu w takich sytuacjach wprowadza
ludzi w konfuzję. Dzięki temu zyskałam czas na odejście z psem w stronę
zachodzącego słońca.
Zdanie przypisywane Lemowi, że
mianowicie „nie wiedziałem, że jest tylu idiotów, dopóki nie użyłem Internetu”
znalazło swoją ponurą analogię. Nie wiedziałam, że jest tylu idiotów, dopóki
nie przygarnęłam sobie psa. Może dlatego, że jestem osobą dość zamkniętą na
kontakty z ludźmi i do tej pory nie rozmawiałam z przygodnie spotkanymi ludźmi.
A pies takie kontakty prowokuje. No to teraz mam za swoje.
Jak już mówiłam, moja komunikacja
z psami w porównaniu do komunikacji z ludźmi jest o wiele lepsza. I powiedzcie,
czego ja się tych ludzi tak czepiam? Sama nie wiem. No nie wiem czemu po
prostu. Czym ja się przejmuję?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz