W dzisiejszej internetowych czasach
nie ma takiej rzeczy, terminu, informacji, której nie dałoby się znaleźć w
sieci. Naszym pierwszym, a często i ostatnim odruchem jest szukanie informacji
i porad na forach, blogach czy serwisach tematycznych. Zazwyczaj, jeśli umiemy weryfikować informacje, możemy
wynieść z Internetu całkiem sporą dawkę wiedzy. W przypadku agresji smyczowej
tak nie jest.
Choć temat jest obecny pod
różnymi postaciami w różnych konfiguracjach, to wbrew pozorom nie napisano o tym
zjawisku zbyt wiele. Można niby znaleźć jakieś definicje, ale niewielu
szkoleniowców chce się mierzyć z tym problemem przez Internet. I słusznie. Behawioryści
terminem tym określają sytuację, gdy pies
będąc na smyczy rzuca się na drugiego psa z wrogimi zamiarami, o czym
napisano np. tutaj: http://wesolalapka.pl/porady/entry/agresja-smyczowa-jak-sobie-z-nia-radzic.
Jest to więc jak najbardziej wskazanie do konsultacji indywidualnej, określenia
przyczyn takiego zachowania przez behawiorystę i opracowania metody
postępowania. Nie da się tego zrobić on-line.
Agresja smyczowa to jednak
bardziej złożony problem, o czym można przeczytać także tu: http://zyciezpsem.pl/agresja-smyczowa-u-psa-jak-sobie-poradzic/
I nie zawsze jest związana z
„wrogimi zamiarami” czy „rzucaniem się na smyczy”, a najczęściej nie jest wcale
agresją, ale sposobem na rozładowanie emocji, manifestacją frustracji, sposobem
wymuszenia kontaktu z innym psem. A nawet, jak opisano tu: https://muttabouttown.com/2013/08/18/leash-reactivity-its-trainable,
jest w pewnym sensie normalnym zachowaniem psa na smyczy. Dlatego o wiele
lepszym terminem określającym ten rodzaj „agresji” jest reaktywność smyczowa. Ponieważ jednak termin „agresja smyczowa”
jest znacznie szerzej stosowany, pozostanę przy tym określeniu.
W związku z tym, że miałam spory
problem z agresją smyczową mojego psa, postaram się opisać nasz przypadek. Przyczyny
pojawienia się zjawiska w przypadku Nuk
wydają się być inne niż te zazwyczaj opisywane i omawiane, a stosowanie
typowych, znanych metod radzenia siebie z tym problemem zawiozły. Co zatem pomogło?
Typowe przyczyny
Z agresją smyczową i znalezieniem remedium na tę przypadłość jest ten
problem, że większość szkoleniowców i behawiorystów szuka przyczyn tylko w tym,
co właściciel zrobił źle. Konsultacja zaczyna się od omówienia przyczyn agresji
smyczowej, ale winy szuka się przede wszystkim we właścicielu. I choćby nie
wiem jak się starać, również w Internecie nie znajdziemy innego wytłumaczenia
niż błędy właściciela. Otóż jako właściciele psa z agresją smyczową, popełniamy
następujące błędy:
- pozwalamy szczeniakowi na witanie się z psami i ludźmi, a potem
przestajemy pozwalać, gdy piesek dorośnie,
- karcimy psa podczas kontaktu z innym psem,
- napinamy smycz na widok innego psa i tym samym przekazujemy psu
informację o zagrożeniu,
- denerwujemy się widząc obcego psa i emocje udzielają się psu,
itp…
Z pewnością takie zachowanie właściciela może prowadzić do agresji smyczowej psa. Być może, jeśli te typowe błędy
zastaną wyeliminowane, to nabyta w ten sposób agresja
smyczowa wygaśnie. Nie wiem, możliwe, jeśli właściciel faktycznie te błędy
popełniał. Uważam jednak, że sprowadzenie tego konkretnego zachowania
niepożądanego do kilku zdań punktujących podstawowe błędy właścicieli, nie
wyczerpuje tematu przyczyn pojawienia się agresji na smyczy. Innymi słowy, nie
zawsze akurat te błędy są przyczyną agresji smyczowej, dlatego ważne, by poznać
również inne przyczyny. Ja nie popełniłam żadnego z powyższych błędów, nie mogłam
więc ich wyeliminować. Tym samym czułam się jak dziecko we mgle, bo powszechny
problem, który dotyczył mojego psa, miał prawdopodobnie zupełnie inną genezę. A
jak usunąć problem, którego przyczyny nie znamy?
Jeżeli podobnie jak ja, nie
popełniliście typowych błędów przyczyniających się do agresji smyczowej,
zapraszam do dalszej lektury, z której można dowiedzieć się między innymi, czy
to zawsze wina człowieka, jakie inne błędy popełniłam i jak udało się sytuację
nieco polepszyć.
Metody walki z agresją smyczową –
szkolenie pozytywne
Internet pełen jest porad, jak radzić
sobie z przypadkiem agresji na smyczy. Czy należy stosować te porady bez
konsultacji ze specjalistą? Nie polecam. Niemniej behawioryści podają opisane
poniżej sztandarowe sposoby w sieci, a także w przypadku konsultacji
indywidualnej. Wszyscy myślą, ech, metody pozytywne, nie mogą wyrządzić szkody.
Moim zdaniem, nie do końca tak jest, to znaczy nie każdego psa da się w ten
sposób „oduczyć” agresji smyczowej, a nawet można niechcący ją pogłębić. Ponieważ
nigdy nie brałam pod uwagę metod awersyjnych, sama skupiłam się tylko na
szkoleniu pozytywnym. W szkoleniu pozytywnym mającym na celu pozbycie się
agresji smyczowej zakłada się pracę w dystansie, skupienie na przewodniku i
dawanie smaczków w nagrodę za konkretne zachowanie. Innymi słowy, gdy pies
zobaczy psa w jakiejś odległości, my musimy skupić jego uwagę na sobie,
utrzymać tę uwagę i przejść obok tamtego psa. Jeśli to się nie udaje i mamy
trudności, to trzeba zwiększyć dystans, nauczyć psa lepszego skupienia na nas,
przygotować lepsze smaczki. Jeśli to się nie uda, to spróbujmy z barowaniem,
czyli podczas mijania się z psem, cały czas skarmiamy psa czymś wybitnie
dobrym, żeby jadł zamiast się zajmować innym psem. Jeśli to się nie udaje, to
mamy za mały dystans, trzeba omijać szerszym łukiem. (Tu moje wtrącenie: a co
jeśli w dystansie jest super, ale ja nie chcę ciągle uciekać przed wszystkim
psami? Co gdy zmniejszanie dystansu powoduje nawrót? Jak długo to wszystko
ćwiczyć? Bo jeśli miesiąc, dwa – to fajnie, ale co jeśli ćwiczy się rok, dwa i
nic?). A zatem, mijamy się szerokim łukiem, pracujemy w dystansie, nagradzamy
psa podczas mijania, odwracamy uwagę smaczkami. Należy to wszystko robić do
skutku. Jeśli się nie udaje i przeżywamy kryzys braku rezultatów, to zaopatrzyć
się w szarpak z owczej skóry i bawić szarpakiem przechodząc obok obcego psa. Może
to będzie lepsza nagroda niż smaczki. Wszystko to wygląda ładnie, pięknie i
działa na większość psów, jednakże, azaliż…
Przypadek mojej suczki
1. Nuk nie rzuca się na jedzenie, na szkoleniu
lecieliśmy na gotowanej wołowinie, którą raczyła nie gardzić (ale w końcu i to
się znudziło). Nie, nie pomogło spalenie miski. Mój pies właściwie w ogóle rzadko
jada z miski, częściej z maty węchowej albo w formie aktywnego karmienia. A
jeśli już jada, to jak księżniczka – powoli, dystyngowanie, wąchając każdy kęs
i biorąc delikatnie w zęby.
2. Nie dało się odwrócić jej uwagi poniżej pewnej
granicy odległości od psa. W taki mur walnęliśmy po prostu.
3. Bawienie się szarpakiem jest fajne - gdy nie ma
żadnych piesków w pobliżu.
4. Skradała się do psów jak na polowaniu, od razu
wchodziła w taki tryb, gdy tylko zobaczyła psa. I przechodziła do reaktywności
w postaci cyrku na smyczy.
5. Po pół roku pracy nie było efektu, o jaki nam
chodziło. Po roku nie było efektu. A nie chodziło o to, żeby nie wariowała na
widok psa w odległości 100 m, ale żeby się jakoś minąć na chodniku. Nie
chodziło też o to, żeby za każdym razem: barowanie, szarpanie, czy co tam, byle
tylko nie zauważyła psa. Rozumiem, że tak to wygląda na początku, ale efekty
tej pracy były naprawdę mizerne, a bardzo się przykładałam. W końcu ludzie
jakoś chodzą chodnikami z psami - bez wypchanych saszetek i zwisających
szarpaków.
W każdym razie, gdy po roku
stosowania tych reguł, nie zmieniło się prawie nic, dałam za wygraną. Behawiorystom,
którzy udzielają tych wszystkich porad, powiem jedno: nie znacie mojego psa. Gdy
poprosiłam panią behawiorystkę, żeby mi pokazała jak to zrobić prawidłowo (bo
może coś partolę), powiedziała, że robię wszystko dobrze, tylko muszę cały czas
to ćwiczyć. A jakieś rady? No tak: przytrzymać za szelki, ewentualnie złapać za
obrożę, a jak to nic nie da - rzucić smycz. Niestety wszystkie te rady
poskutkowały odwrotnie proporcjonalnie do zamierzonego efektu. Z wyjątkiem
puszczenia smyczy, której nie zastosowałam, bo nie uważam, żeby to była dobra
metoda rozwiązywania sytuacji obok ruchliwej ulicy albo w przypadku nadchodzącego
z przeciwka szczekającego yorka. Porady poradami, ale zastosować je do naprawdę
mocno zafiksowanego psa, który nie przepada za smaczkami – to już inna sprawa.
Nie jestem behawiorystą, więc nie
chcę dawać konkretnych rad. Każdy pies jest inny i choć wiele je łączy, nie są
takie same. Dlatego w trudnych przypadkach naprawdę trzeba poszukać dobrego behawiorysty (nie tylko
szkoleniowca). Agresja smyczowa jest zbyt trudnym do wyplenienia problemem,
żeby bez namysłu stosować wszystko, co tylko ktoś poradzi (co ja niestety
początkowo w desperacji czyniłam). W przypadku mojej suczki przygoda z agresją
smyczową była na tyle, hmm, intensywna, że być może metody zastosowane przeze
mnie pomogą choć trochę psom, na które nic innego nie działa. A może nie
pomogą.
Na wszelki wypadek w przypadku
waszego psa skonsultujcie to z behawiorystą, bo może się okazać, że faktycznie
robicie coś nieprawidłowo i zastosowanie prostych metod zapobiegnie eskalacji
problemu.
Agresja smyczowa Nuk - geneza
Pisałam, że przyczyny agresji
smyczowej mojego psa były dla mnie niewiadome. Tak było, gdy wpłynęłyśmy na
oceany psiej reaktywności, a ja sądziłam, że za pomocą kilku prostych trików
wyprowadzę psa na ludzi. Z perspektywy czasu wiem już, że agresja smyczowa u
naszej suczki była elementem dorastania, a nadpobudliwość cechą charakteru.
Odkąd suczka z nami zamieszkała (a miała prawie 5 miesięcy), przejawiała chęć
podejścia do każdego psa, ciągnęła do psów na horyzoncie, czuła psy z kilometra
i zawsze chciała mnie do nich zaciągnąć. Nigdy na to nie pozwalałam, sama nie
denerwowałam się, nie napinałam smyczy, nie krzyczałam na psa, a mimo to
problem narastał w miarę dorastania psa. Nuk miała też tę cechę, że skradała
się do psów. Od początku. Pewnego dnia zawarczała, niedługo potem zaczęła się
szarpać na smyczy, a w końcu ujadać, rzucać się, charczeć, warczeć. Krótko
mówiąc, poszło szybko, jakiś miesiąc i Armagedon na smyczy gotowy. Co na tym
etapie zrobiłam źle? Nie wiem. Stosowałam omijanie łukiem, unikaliśmy spotkań
psów na smyczy, nie było nerwów ani szarpania psa. Gdy wracam myślami do
początku pobytu Nuk u nas, to dostrzegam, że Nuk miała tę cechę od szczeniaka –
psy, psy, psy, podejść, skradać się, skoczyć na psa. Nie zauważyłam, by inne
szczeniaki tak się zachowywały.
Niby nie popełniłam typowych
błędów, które doprowadzają do agresji smyczowej, ale… Usłyszałam mnóstwo rad,
jak sobie poradzić z tym problemem, niektórych na nieszczęście posłuchałam.
Popełniłam inne błędy, które mogły
nasilić agresję smyczową, oraz później kolejne podczas prób wyprowadzania z
agresji. Uważam jednak, że samo zjawisko jest w dużym stopniu cechą osobniczą
tego konkretnego egzemplarza psa i jest to związane z popędem łowczym oraz tzw.
agresją łowczą, a także ma podłoże lękowe. Nasz egzemplarz jest pod tym
względem wyjątkowo wybitny. A zaczęło się tak:
Nasze błędy
Szczeniak. Nie jakiś specjalnie
puchaty i nie taki znowu malutki, bo już prawie 5-ciomiesięczny. Łagodny, ale
lękliwy. Piesek wychowany do tej pory w półdzikim stadzie, z bardzo
ograniczonym kontaktem z człowiekiem, garnie się bardziej do psów niż do ludzi,
stara się do każdego psa podejść, na co nie pozwalam, bo nie chcę, żeby w
przyszłości leciał jak głupi do każdego napotkanego przedstawiciela swojego
gatunku (i by nabył agresję smyczową, jak psiak znajomej). Nie izoluję
szczeniaka, nie, nie. Chcę go socjalizować właściwie, na wybiegu ze stabilnymi
emocjonalnie psami, pod kontrolą. Żeby się psy bawiły we właściwy, spokojny
sposób. Naczytałam się w Internecie, nasłuchałam różnych opinii i wiem, że to
jedynie słuszna droga. Niech się pieski bawią.
Jednak puszczony luzem psiak boi
się wszystkich psów na wybiegu, chociaż na smyczy do każdego ciągnie. Niby chce
podejść, ale się boi. Nerwowo jeży sierść, ucieka i chowa się za mną. Myślę, że
to niedobrze, ale zewsząd słyszę rady, że pies musi się socjalizować, że nie
powinien się chować za mną, tylko radzić sobie sam. Teraz wiem, że w takich
sytuacjach powinno się zabrać psa z niekomfortowego otoczenia i pójść na zwykły
spacer. Nic na siłę. Pies na nas liczy i lepiej dla naszej przyszłej relacji,
żeby się nie zawiódł. Nie wiem, czy miało to bezpośredni wpływ na pogłębienie
agresji smyczowej, ale na pewno nie pogłębiło mojej relacji z psem.
Błąd 1. Uważam że socjalizowanie z psami szczeniaka, który z psami się wychowywał, a
nie miał żadnej relacji z człowiekiem było błędem. Należało go socjalizować z
ludźmi i budować zaufanie do ludzi.
Błąd 2. Wrzucanie lękliwego szczeniaka w środowisko, w którym musi
sobie poniekąd sam radzić było błędem.
W zasadzie w ogóle nie można
mówić o socjalizacji, bo ten proces dla Nuk dawno się zakończył. Możemy mówić o
resocjalizacji, czyli o naprawieniu błędów.
Po jakimś czasie pies przestaje
się bać i zaczynają się zabawy, najczęściej gonitwy i walki na niby. Wszystko
jest świetnie do czasu, gdy na wybiegu pojawiają się słabsze psy. Wtedy okazuje
się, że moje małe psiątko lubi takiego przycisnąć do ziemi i warknąć. Zdarza
się to kilka razy, ale zawsze zapobiegam dalszej eskalacji. Jednak w końcu ktoś
mi podpowiada, że takie zachowania najlepiej wyeliminować pozbawiając psa na
jakiś czas kontaktu z pobratymcami. Myślę sobie, może to i logiczne, pies
zapomni, podrośnie, będzie dobrze.
Przestajemy chodzić na wybieg – błąd 3. Całkowite pozbawienie
kontaktu z psami nie jest dobrym wyjściem dla dorastającego szczeniaka, gdyż
zaburza jego system komunikowania się z psami. Poza tym, moje małe buntownicze
szczenię za wszelką cenę zaczyna dążyć do zbliżenia się do psa, gdy idziemy
chodnikiem, a pies jest na smyczy. Wcześniej też chciała podejść do każdego psa
i namierzała je z odległości 100 m, co utrudniało wszelkie ewentualne manewry
mające na celu uniemożliwienie psu zauważenia innego czworonoga. Ale teraz chce
jeszcze b a r d z i e j.
Ponieważ ćwiczę z psem
posłuszeństwo, zgodnie z tym, co na ten temat piszą w Internetach oraz co mówią
szkoleniowcy, staram się wykorzystać wszystkie znane mu komendy do spokojnego przeczekania
przejścia obok innego psa. Zaczynamy od pracy w odległości, komenda siad albo
zostaw, smaczki, smaczki, a pies się gapi na psa. Wszystko fajnie, do momentu,
gdy ma smaczki pod ogonem, a w głowie tylko: chcę do tamtego psa! Natychmiast!
Jak nie, to zagryzę cokolwiek!
I to był błąd 4 – jak
post factum nakazuje logika, nie da się nauczyć mijania się z drugim psem,
samemu stojąc w miejscu. Trudno też starać się odwracać uwagę psa czymkolwiek,
czy to smaczkiem, czy szarpaniem, gdy on się koncentruje na innym psie.
Wyobraźmy sobie hipotetyczną
sytuację: idziemy z koleżanką/kolegą/przyjacielem późnym wieczorem przez park i
z naprzeciwka zbliża się do rześkim krokiem nas zakapturzony, postawny facet.
Oczywiście skupiamy na nim uwagę, staramy się śledzić dyskretnie jego kroki. A
teraz wyobraźmy sobie, że nasz towarzysz zaczyna szczebiotać, zagadywać,
podkładać nam pod nos cukierki, machać nowiuteńkim smartfonem, słowem o d w r a
c a ć uwagę. Nie poczulibyście
frustracji?
No dobra, powiecie, a jeśli pies
nie czuje lęku, tylko po prostu bardzo go ciągnie do innych psów.
No to wyobraźcie sobie, że w
poprzedniej scence nie ma zakapturzonego, postawnego faceta w ciemnym parku, a
przystojny uśmiechający się do was mężczyzna (lub piękna kobieta). No nie ma
siły, też was sfrustruje, gdy wam ktoś będzie zakłócał odbiór bodźców.
Oczywiście nie mam tu zamiaru
antropomorfizować psów, ale za pomocą tej analogii ze świata ludzi, chcę
potwierdzić moje przypuszczenie, że zakłócanie komunikacji międzygatunkowej
jest po prostu irytujące dla każdej ze stron.
Pies, dla którego jedzenie stanowi sens życia, z pewnością świetnie
zareaguje na wszelkie podawanie smaczków w takiej sytuacji. Lecz pies, dla
którego to inne psy są najważniejsze lub są źródłem niepokoju, tylko się
bardziej poirytuje.
Wniosek: odwracanie uwagi nie ma
prawa zadziałać pozytywnie na mocno na czymś zafiksowanego psa. Tylko go
jeszcze bardziej zirytuje. Odwrócić uwagę należałoby dużo wcześniej i jeszcze
utrzymać tę uwagę na sobie. A to już nie jest takie proste, gdy mamy psa
zafiksowanego na innych psach.
I ostatni błąd nr 5 – za mało spacerów smyczowych i mijania psów. Jako typowy
pasjonat psów, bardzo chciałam, by moja suczka mogła biegać swobodnie po parku
i dużą wagę przywiązywałam do przywołania. Żeby uczyć przywołania i odwołania
najczęściej chodziłam po okolicznych łąkach i parkach, a pies biegał luzem.
Efektem tego było, że pies nie miał wystarczająco dużo sytuacji do szkolenia na
smyczy, a już mijanie się było raczej zjawiskiem sporadycznym, tym bardziej, że
polecono mi tego unikać jak ognia. Inaczej mówiąc, pies nie mógł się do tego
przyzwyczaić, bo rzadko był stawiany w takiej sytuacji, aby – uwaga – nie pogłębić
agresji smyczowej. Niestety efekt był przeciwny do zamierzonego.
Co zatem robić, gdy już
popełniliśmy wszystkie możliwe błędy (podstawowe lub jakieś inne) i nasz pies na
smyczy sprawia wrażenie, jakby chciał zeżreć inne psy?
Naprawianie błędów
Mój pomysł był bardzo prosty –
zamiast unikać psów na smyczy, postanowiłam się do nich zbliżać, starając się
jednocześnie, by nie wystąpiły zjawiska niepożądane, czyli skradanie się i
warczenie. Chciałam, żeby Nuk poznała inny sposób na mijanie psa. Inne
zachowanie z tym związane. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.
Żeby nie zostać źle zrozumianą,
psy na smyczy nie witały się, nie podchodziły do siebie, nie było między nimi
kontaktu. Pracowałyśmy w dystansie co najmniej 10 - 15 metrów od drugiego psa (zaczynałyśmy
z większej odległości). Nie odwracałam uwagi psa, chciałam, żeby zauważył tego
drugiego, ale żeby go zignorował. Starałam się znaleźć jak najkrótszy dystans,
w którym moja suczka jest w stanie odstąpić od złych zachowań i ignorować psy
będąc na smyczy.
Wygląda to tak, że chodzimy na
spacerze smyczowym za psami, przed psami, równolegle z psami, ale w
odpowiedniej odległości, w jakiej psu jeszcze nie odbija. Nie unikamy psów, ale
staramy się utrzymywać dystans. Omijamy łukiem psy z naprzeciwka. Nuk idzie z
prawej przy nodze. Jednocześnie wypowiadam tylko krótkie „nie”, gdy mój pies
chce wyrwać do innego, i idę dalej. Czasem, gdy Nuk składa się do skradania,
zawracam bez słowa i idziemy w przeciwnym kierunku, by po chwili znowu zawrócić
i minąć się właściwe. Tak, trochę ją czasem muszę pociągnąć za sobą, oczywiście
bez szarpania. Bez emocji, bez podniesionego tonu, w ogóle prawie bez reakcji.
Po prostu „nie” i idziemy dalej. Czasem pozwalam podejść do znajomego psa na
komendę „ok”, ale gdy Nuk na mnie najpierw spojrzy. Bardzo rzadko Nuk dostaje
jedzenie w takich sytuacjach. W zasadzie nagradzam ją tylko, gdy idealnie minie
się z psem i jest już odprężona.
Chodzimy w miejsca obfitujące w
dużą ilość bodźców, żeby nie było fiksacji tylko na psach. Są ludzie na
rolkach, na rowerach, biegacze, dzieci na hulajnogach, słowem wszystko, co psa
rozprasza. Siadamy na ławce i patrzymy na to wszystko spokojnie. Ludzie nas
mijają, psy nas mijają, a pies leży, patrzy i dostaje jedzenie za nic – nauka
nic nie robienia – na pewno znajdziecie o tym dużo materiałów, m.in. na: https://alaodjazza.pl/nierob/ U nas
działa świetnie.
A poza tym… Trenujemy przy psach
na wybiegu do agility. Bez smyczy, a co? Nie zakładam, że się nie uda, pies ma
się skupić na mnie i na przeszkodach.
Po roku nowych reguł…
W tej chwili wszystko idzie w
dobrym kierunku, fiksacja na psach wprawdzie nadal występuje, ale frustracja znacząco
zmalała. Emocje psa nadal są duże, ale szybciej się uspokaja. Relacja ze mną
jest lepsza. Nuk spojrzy na innego psa, zatrzyma się na chwilę i… ruszy dalej
jakby nigdy nic. Skradanie czasem występuje (ale nie ze 100 metrów!), ale
warczenie, wyrywanie się i typowa agresja smyczowa właściwie się nie zdarza.
Chyba, że obcy pies idzie z naprzeciwka zygzakiem (np. na popsutej flexi bez
tego magicznego przycisku stop) zajmując całą przestrzeń i szczekając jak
wściekły. Zdarza się nawrót, gdy właściciel drugiego psa najpierw pozwala mu
podbiec, a potem szarpnie go w tył, ale Nuk umie się szybko uspokoić.
Co by było gdyby…
Czyli, co mogłam zrobić inaczej i
co zrobiłabym inaczej z perspektywy czasu. Na pewno ograniczyłabym kontakty z
psami i bieganie luzem po parku. Na pewno nie angażowałabym się w pogawędki z
psiarzami i nie słuchałabym ich rad. Każdy ma innego psa i inne doświadczenia,
więc nic nie wiem o moim psie. Na pewno więcej czasu niż na trening
posłuszeństwa poświęciłabym na zabawy w terenie oraz naukę nic nie robienia i
opanowania emocji. Nie pozwalałabym na gonitwy psów. Uczyłabym panowania nad
emocjami od samego początku. Czytałabym o psiej komunikacji. Nie o sztuczkach,
gwizdkach, kolejnych gadżetach szkoleniowych, ale o komunikacji psiej.
Skąd się wzięła agresja smyczowa
u Nuk? Z charakteru. Nuk jest lękliwa, szybka, reaktywna, czujna i bystra oraz
ma silny instynkt łowiecki, a wszystkie te cechy predysponują ją do agresji
smyczowej. Poza tym, nie trafiła do mnie jako dwumiesięczne szczenię, lecz jako
5-miesięczny dziki, wystraszony i niezsocjalizowany podlotek. Myślę, że jako
właścicielka, nie spowodowałam u niej agresji smyczowej, ale niewątpliwie błądziłam
początkowo po omacku w kwestii radzenia siebie z problemem, a moje próby stosowania
wszystkich metod po kolei nie przyniosły żądanego skutku.
Resume: Piszę to wszystko, bo większość rad przytoczonych na
początku tekstu znalazłam w Internecie na forach lub usłyszałam wprost od
szkoleniowca. Nie chcę generalizować, że są to złe rady, uważam, że są
przydatne w przypadku większości psów, ale na mojego psa nie podziałały wcale
lub wywołały skutek odwrotny. Wzięłam sobie psa z niemal dzikiego stada, gdzie
do piątego miesiąca życia hasał sobie z innymi psami, przez które był mocno
tłamszony. Agresję smyczową dostałam w pakiecie. Lękliwość w promocji. Mega
instynkt łowiecki gratis. Musimy sobie z tym jakoś poradzić J
Jeśli ktoś ma własne doświadczenia z pozbyciem się agresji smyczowej u
psa raz na zawsze, to pochwalcie się, bo jest czym.
... właśnie takiego wpisu potrzebowałam ❤️🐾🐾 wszędzie o smaczkach o odwracaniu uwagi kiedy to nie jest złoty środek, mój niejadek ma w nosie smaczki, za to drugi pies skutecznie skupia jego uwagę na sobie (wyłącza się na mnie)...
OdpowiedzUsuńNo cóż, właśnie dlatego piszę :) Chciałabym, żeby ludzie bardziej otworzyli się na komunikację z psem oraz komunikację między psami, ponieważ samo szkolenie to za mało dla psów reaktywnych. Polecam jeszcze artykuł:
OdpowiedzUsuńhttps://psicharakter.blogspot.com/2020/09/agresja-smyczowa-moze-lepiej-nic-nie.html.
Daj znać o postępach.
Właśnie trafiłam na ten wpis! Dzięki spróbuję Twoich porad, trzymaj kciuki 😁
OdpowiedzUsuńTrzymam :) Jeśli problem nie jest bardzo nasilony, możesz spróbować najpierw z barowaniem. Wiele psów dobrze na to reaguje. Odradzam natomiast duży entuzjazm w nagradzaniu, jeśli piesek jest mocno pobudzony. Lepiej zachować maksymalny spokój i wyciszyć psa. Powodzenia.
UsuńCierpliwość - to jest coś co jest najważniejsze przy tresurze. Niektóre psy niestety wymagają znacznie więcej niż inne, sporo może zależeć oczywiście od rasy psa, ale też i od indywidualnego charakteru.
OdpowiedzUsuńA właśnie - cierpliwość jest ważna, ale też umiejętności. A i tak charakter psa ma największe znaczenie.
Usuń