czyli
To wszystko twoja wina, drogi właścicielu
Można śmiało powiedzieć,
nie przeprowadzając nawet szczegółowych badań, że zdanie tytułowe pojawia się
statystycznie najczęściej w kontekście wychowania psów, agresji psów, pogryzień
przez psy i tego typu tematów. "Pies jest nieposłuszny, bo właściciel sobie nie radzi. Pies jest agresywny, to wina właściciela". Są to zdania wygłaszane przez różnorakie
samozwańcze wyrocznie, które wiedzą wszystko najlepiej i wiedzą też oczywiście,
że jeśli pies zachowuje się niewłaściwie, to znaczy, że ma właściciela idiotę, który tak go wychował. Przy czym nie ma
tu znaczenia nic innego, np. cechy psa, genetyka, doświadczenia psa ani nawet powód
takiej, a nie innej reakcji. Po prostu, jeśli pies nie zachowuje się tak, jak ludzkie otoczenie oczekuje, to znaczy, że
właściciel go nie wychował. Pies zaatakował dziecko – widać właściciel źle
traktował psa. Pies rzuca się na przechodniów – winny właściciel psa. I moje
ulubione (bo mnie dotyczące J),
pies ma agresję smyczową – bo właściciel ściąga i napina smycz, w ogóle
zachowuje się nerwowo, przez co pies przejmuje jego stan. Niestety, gdyby
wszystko to było takie proste, to nie byłoby potrzeby hodowania psów rasowych,
chyba że tylko ze względu na wygląd, bowiem każdego psa dałoby się
ukształtować w taki sposób, by był idealny.
Jak się jednak
okazuje, pies nie jest rzeczą ani maszyną, ani prostym organizmem o dwóch
zwojach nerwowych, lecz na tyle skomplikowanym zwierzęciem, że mówimy w jego
przypadku o pamięci, osobowości, cechach charakteru, popędach. I nie, nie jest
prawdą, ze psy gryzą grzeczne dzieci tylko dlatego, że zostały źle wychowane przez swych
właścicieli. Często robią to w wyniku konkretnego zachowania dzieci i w sytuacjach
bezpośrednio przez nie sprowokowanych. Niemała część pogryzień zachodzi w
rodzinie i dotyczy dzieci, którym nie wytłumaczono skutecznie, żeby nie drażnić
psa, nie kopać psa, nie ciągnąć za ogon, nie znęcać się nad psem.
Oczywiście
istnieją ludzie, którzy kupując psa, chcą mieć „ostrego” stróża, agresywnego
obrońcę itp. I starają się taki stan rzeczy osiągnąć, ucząc psa agresywnego zachowania.
Oczywiście są też psy, które całe życie spędzają w kojcu lub na łańcuchu, w
rezultacie czego w ogóle nie są przystosowane do życia na wolności. Takie psy
stanowią prawdziwe zagrożenie, gdy na
przykład uda im się dać dyla z tego kojca. Trudno tu jednak mówić o
jakimkolwiek wychowywaniu psa i jakimkolwiek pozytywnym wpływie właściciela na
zwierzę. Taki pies może być zwierzęciem w zasadzie zdziczałym i zachowuje się
zgodnie z instynktem drapieżcy - więc tak, może zaatakować człowieka.
Jednakże
zakładając, że jesteśmy zwykłymi właścicielami psa, którego sobie kupiliśmy lub
adoptowaliśmy, oraz że się nim właściwie opiekujemy, że nie bijemy, że nie drzemy
się na niego, ale wręcz przeciwnie, szkolimy pozytywnie, chodzimy na szkolenia,
warsztaty, seminaria; zakładając, że robimy to wszystko, by wychować psa
odpowiednio, to i tak nie mamy pewności, co z psa wyrośnie. Nie ma żadnej
pewności, żadnej gwarancji i choćbyśmy nie wiem jak dobrymi opiekunami byli,
nie jesteśmy w stanie zmienić niektórych cech naszego psa. Z genami nie
wygrasz. Z instynktem nie wygrasz. Są psy agresywniejsze od innych – trudna
praca i nie zawsze da się z tym walczyć, zwłaszcza jeśli agresja jest wynikiem
lęku. Są psy nadpobudliwe (modne słowo: reaktywne) – trudna praca i nie da się
z takiego psa zrobić flegmatyka. Są psy z silniejszym od innych popędem
łowieckim – trudna praca i nie uda się powstrzymać instynktu. Są psy
nienastawione wcale na ludzi – trudna praca, spróbujcie złapać kontakt
wzrokowy. I są wreszcie psy lękliwe – trudna praca i udaje się to łagodzić, ale
o „wyleczeniu” z lękliwości nie słyszałam.
Oczywiście z
takimi psami trzeba pracować, a nie usiąść z założonymi rękami, powiedzieć
znienawidzone przez psich blogerów „on tak ma” i na tym poprzestać. Choć z
drugiej strony czasem zdarza się że pies
tak ma i kropka.
Od jakiegoś
czasu odnoszę wrażenie, że wiele artykułów, wiele autorytetów, i również wielu prowadzących
różne programy behawiorystów, bardzo często podkreśla aspekt prawidłowego
wychowania psa w bardzo niewłaściwy sposób, najczęściej i najwięcej mówiąc o błędach
właścicieli, trochę mówiąc o predyspozycjach psów, niewiele mówiąc o
charakterach psów i nic nie mówiąc o popędach psów. Chcąc nie chcąc „zwalają
winę” za wszelkie niepożądane cechy psów na właścicieli. W rezultacie
promowania programów i książek np. pana Millana, większość ludzi myśli, że
wystarczy psa zdominować, nie puszczać przodem i w razie czego mówić „szzzzt!”,
a wszystko będzie w porządku. No, a jeśli pies nie zachowuje się tak, jak w
tych programach, to znaczy, że sobie nie
radzisz z własnym psem, drogi właścicielu. Przyczepię się też do
szkoleniowców pozytywnych. Znany i lubiany Zak George również uczy psy w bardzo
schematyczny sposób, za każdym razem tryskając energią i rozdając smaczki
naokoło, bez głębszej analizy przyczyn problemu. To znaczy może analizuje przyczyny, ale generalizuje i upraszcza skutki. Jego metody są świetne, pełne
optymizmu i zazwyczaj działają, ale… Sorry Batory, ja na przykład nie jestem
takim wulkanem energii ani nie zamierzam wykrzykiwać pochwał tonem najwyższego
zachwytu przy każdej okazji. Ciekawe, co by zrobił taki Zak w zetknięciu z moim
psem, który po pierwsze bałby się jego ekspresji, a po drugie nie wziąłby żadnego
żarcia z jego ręki, a już zwłaszcza, gdy w pobliżu byłby inny pies. Ceniona
przeze mnie Victoria Stilwell, z której porad można oczywiście czerpać
garściami, pokazuje filmiki o tym, jak uczyć psa ładnego mijania innych psów.
Problem w tym, że pies z filmu w porównaniu na przykład z moim psem praktycznie
od początku nie zwracał aż takiej uwagi
na innego psa. Nie skradał się, nie wyrywał ani nie warczał. Nie umiał też iść
na smyczy, nawiasem mówiąc. Co prawda mnie też się w końcu udało jako tako
opanować ignorowanie i ładne witanie, ale na pewno nie wyglądało to tak pięknie
i nie było takie łatwe jak na tamtym obrazku.
Kto jest na
wyższym stopniu wtajemniczenia i zna metodę BAT Grishy Stewart, ten pewnie
również zauważył, że choć metodzie jako takiej nie można za wiele zarzucić, to
pani Stewart nie pokazuje jej działania na psach problemowych, dla których
metoda ta jest dedykowana. Gdy porównam jej nagrania z moim początkiem pracy z
psem, mam wrażenie, że miałam psa tysiąc razy bardziej problematycznego niż te
wszystkie z filmików. A mój piesek nie jest agresywny, tylko reaktywny/lękliwy
i nie znajduje się wcale na końcu skali problematyczności. Co powiedzieć o
naprawdę agresywnych psach? Ja sama nie stosowałam metody BAT z prostych
powodów: nie mogłam pozostawić decyzji psu, ponieważ mój pies zawsze
zdecydowałby się podejść do psa (w dodatku ze skradaniem) oraz początkowo nie
było takiego dystansu, od którego mogłabym zacząć, bo suczka wyczuwała psy za
horyzontem. Dopiero teraz, gdy pies jest o wiele bardziej wyciszony niż na początku, czasem sam zdecyduje,
żeby zignorować psa i wąchać kwiatki. Wcześniej nie było takiej możliwości. No
i obie z Nuk nie przepadamy za klikerem.
Co chcę
przekazać w tym przydługim wywodzie? Otóż chcę powiedzieć, że przekopawszy cały
Internet nie znalazłam ani jednego filmu, w którym ktoś pracowałby nad
problemem agresji, również smyczowej, z psem agresywnym. No może Cesar Millan,
ale tu akurat lepiej nie naśladować jego metod bez konsultacji z behawiorystą,
a nawet po konsultacjach. Wszędzie widać u psów pewien rodzaj bardzo umiarkowanej
ekscytacji, niewspółmiernie małej do prawdziwie problemowych psów, więc nawet w
niewielkim stopniu nie ma to nic wspólnego z prawdziwym problemem. Również, że
tak powiem, realni szkoleniowcy za bardzo się nie kwapią do pokazania, jak
radzić sobie z psami w niekontrolowanym środowisku. Tłumaczą owszem, co i jak, należy zrobić,
ale na placu, przy swoim psie. Za to większość
szkoleniowców radzi puszczać psa przed sobą, pozwolić mu decydować, podchodzić
do psa, klikać i nagradzać. Takie rzeczy robi się z psami bezproblemowymi. Pies
lękliwy nie powinien chodzić przodem i decydować, co zrobi - nie dlatego, że
nas zdominuje, lecz dlatego, że nie lubi wcale być zdany na siebie i woli
liczyć na właściciela. Czuje się pewniej idąc z tyłu, jest uwolniony od
konieczności podejmowania decyzji, a przez to bardziej zrelaksowany. I mniej
skłonny do wszczynania awantur.
Rozumiem, że
szkoleniowcy pokazują to wszystko ogólnie, na psach, które niekoniecznie mają
jakieś poważne problemy, tylko po prostu nie zostały nauczone odpowiedniego
zachowania. Jednak jeśli pod każdym postem, filmem pojawiają się komentarze,
które wskazują, że takie metody nie działają na problemowe psy, to możliwe, że
trzeba poszukać innych metod, a nie w kółko Macieju powtarzać swoje. Swoje, to
znaczy, że metoda jest świetna, ale
właściciel robi to źle. Co z tą całą wiedzą behawioralną, jeśli
czegokolwiek by nie zastosować, na mojego psa nie działa? Czasami samo
zastosowanie danej metody może podziałać na problemowego psa źle. Mieliśmy przykład
takiej odwrotnej reakcji przy przytrzymaniu za szelki lub za obrożę. To akurat
rady wprost ze szkolenia w psiej szkole, nie z Internetu. Pies zamiast się
uspokoić, pobudzał się znacznie bardziej. Podobnie z barowaniem. Wpędziło mnie
to w kłopoty, ale nie dlatego, że źle to stosowałam, na przykład za późno
zaczynałam wydawanie jedzenia, ale dlatego, że to zaburzało komunikację
zwierząt, a mój pies na przykład bardzo nie lubi mieć zaburzonej komunikacji.
Trzecim poważnym problemem dotyczącym ignorowania obcych zwierząt okazało się
wprowadzenie świętej zasady nie witania się z żadnym psem na smyczy. Stosowałam
ten zakaz bardzo długo, a agresja smyczowa zamiast maleć pozostawała na tym
samym poziomie, a może nawet delikatnie rosła. Dopiero, gdy zluzowałam zasady,
pozwoliłam na krótkie witanie najpierw ze znanymi psami, potem z niektórymi dużymi
psami, a w końcu też z niektórymi małymi psami, okazało się, że mój pies
potrafi jakiegoś psa zignorować. Raz pozwalam, pochwalę za ładną reakcję, innym
razem mówię nie, a pies, o dziwo, świetnie to rozumie i respektuje. A
behawioryści powiedzą tu raczej zgodnie, że postępuję źle, bo pies nie powinien
mieć wcale kontaktów na smyczy. Oczywiście w naszym przypadku również bardzo ważna
jest konsekwencja, ale nie ta rozumiana w sposób: „never ever nie możesz witać
się z psami na smyczy”, ale raczej ta rozumiana, że jak mówię „ok”, to możesz
podejść, a jak mówię „nie”, to nie.
Po dwóch
latach problemów z agresją smyczową odkryłam, że w przypadku mojego psa najlepiej
za dużo nie robić w tym względzie. Nie zauważać za bardzo psów, nie stosować
kompulsywnie barowania, nie za dużym łukiem mijać, nie za dużo do psa mówić. Krótko
mówiąc, nie stosować tych wszystkich porad i nie wzorować się na pojawiających
się jak grzyby po deszczu behawiorystach. Decydować za psa, czy może podejść,
czy nie. Nie uciekać przed psami, nie zakazywać kontaktów na smyczy. Nie
przykładać do tego aż tak dużej wagi. Oczywiście można tak robić, gdy pies tak
naprawdę nie jest agresywny i po
podejściu do innego nie wbije mu zębów w pośladek, bo to już zupełnie inna
historia.
Resume:
Psy zmieniają
się nieco z wiekiem, część cech może zaniknąć, część się wzmocnić, albo nowe mogą się pojawić. Psy mogą
się zmienić po kastracji, po cieczce, po jakimś gwałtownym wydarzeniu.
Należy zdać sobie
sprawę z faktu, że pies psu nierówny, że istnieją ogromne różnice między
osobnikami w obrębie rasy, nie mówiąc już o różnicach międzyrasowych i nie
zawsze dana metoda szkoleniowa podziała na każdego psa w taki sam sposób. Choć
można psa wielu rzeczy nauczyć, to nie zawsze da się psa zmienić. Jego
charakter, pobudliwość, flegmatyczność, bystrość, szybkość, to cechy, których
nie zmienimy. Nie za bardzo też uda się wyciszyć popęd, można co najwyżej
przekierować, ale o tym kiedy indziej.
Łatwego psa
bez problemów człowiek może nauczyć prawie wszystkiego. Lecz to tak zwane trudne
psy uczą ludzi najwięcej o swoim gatunku. Szkoda tylko, że tak rzadko bywają
zrozumiane.
Tendencja w
dążeniu do wychowania psa idealnego, przejawiające się zwłaszcza w
reklamach psich szkół, uderza we
właścicieli psów trudniejszych i mniej skłonnych do posłuszeństwa absolutnego
niż sheltie. Zrównuje się border colie z kaukazami, rottweilery z
maltańczykami, uważając niesłusznie, że to tylko od właściciela zależy, jaki
charakter będzie miał jego piesek.
I zostajesz,
drogi właścicielu, na przykład z agresywnym, silnym rotkiem, z którego ogólnie
akceptowanymi metodami pozytywnymi nie udało się zrobić łagodnego maltańczyka,
zupełnie sam. Ewentualnie z poczuciem winy z własnej porażki szkoleniowej.
Otóż od
właściciela zależy dużo, między innymi to, jak będzie kontrolował psa, czy za
pomocą smyczy, kagańca czy komend. Ale charakter psa od właściciela nie zależy.
Naszą rolą
jest zapewnić psu tak zwany dobrostan, czyli taki stan rzeczy, w którym psu
dzieje się dobrze, a nikomu w jego otoczeniu nie dzieje się źle. Niemniej
właściciel (ani behawiorysta) nie jest psim bogiem i nie zmieni w sposób
magiczny psa lękliwego w odważnego, agresywnego w łagodnego, reaktywnego w
flegmatycznego. Może jedynie zminimalizować lęk, agresję, wyciszyć
nadaktywność. Pokazać psu zasady i reguły, zabronić pewnych zachowań, określić
granice. Ale ta zmiana nie następuje w pół godziny, czasem nawet nie w pół
roku, ba, pół życia psa może to potrwać.
Święte
słowa napisała Zofia Mrzewińska w książce „Po obu końcach smyczy”: „To
nieprawda, że każdego psa można w dowolny sposób ukształtować niczym
plastelinę. Jeśli ktoś myśli inaczej, niech spróbuje odwołać teriera
dopadającego właśnie szczura. Przez tysiące lat kojarzono psy tak, aby nasilić
występowanie cech szczególnie przez człowieka pożądanych, dlatego rozmaite psy
różnią się nie tylko wyglądem, ale i usposobieniem, i specyficznymi
zdolnościami. Oczywiście dobry treser potrafi niemal każdego psa wyszkolić w
zakresie podstawowego posłuszeństwa, jednak nie zrobi z husky stróża, (…) ani z
charta przewodnika niewidomego”.
Dla lepszego
rozeznania się w temacie polecam świetny artykuł na Psy i Ludzie http://www.psyiludzie.pl/plastelinki/,
z którym powinna się zapoznać większość właścicieli psów i znaczna część
behawiorystów również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz