Sytuacje, w których ludzie
ojezusują na psy (oraz właścicieli) są dość standardowe. To znaczy: pies
zaszczeka – ojezus, pies zawarczy – ojezus. Ale również, gdy pies idzie ze mną
na smyczy, przy nodze, podleci do niego york na rozciągniętej po brzegi flexi,
więc mój się chce pobawić – ojezus!
Chyba nie muszę przekonywać, że nikt
nie lubi wysłuchiwać komentarzy pod swoim (lub swojego psa) adresem, zwłaszcza
tych mrukniętych pod nosem w szeroko rozumianą przestrzeń. Taki właśnie
nieszkodliwy zdawałoby się „ojezus” jest komentarzem odbieranym przeze mnie
jako rodzaj złośliwości, takiego oceniającego z wyższością zdumienia - jak to się mogło stać, że oto pies
mój zawarczał, i to w świecie, w którym żadne inne psy, jak wiadomo, nie
warczą. Słowo to wypowiadane jest z taką szczególną intonacją sygnalizującą
skrajne zadziwienie faktem, że pies szczeka.
Na moją największą naganę
zasłużyli ludzie, którym schodziliśmy z psem z drogi. Schodziliśmy z drogi, a
oni zmieniali trasę, wypuszczali swoje psisko wprost do mojego psiska, a że ja
swojemu nie pozwalałam się witać, to zawracałam, albo usadzałam w psa, albo
odchodziłam na bok. Słowem, wykonywałam zawsze jakiś manewr omijający, a i tak obcy
pies stawał na naszej drodze. Mojemu psu puszczały czasem nerwy, bo też chciał podejść
do psa, no i warczał z tej niemocy. A pańcio/pańcia na to co? Ojeeezuus, jaki
agresywny!
Nie, nie mam agresywnego psa. Po
prostu bardzo się frustruje, gdyż nie może podejść do twojego psa. Czy nie
widzisz, człowieku, że przechodzę na drugą stronę ulicy, że ustępuję ci
miejsca? Czy wymagam od ciebie, żebyś jakoś zmienił tor ruchu przez mojego psa?
Nie widzisz, że to ja schodzę wam z drogi? Widocznie mam ku temu swoje powody.
Z jakiego powodu ty też przechodzisz na drugą stronę i znowu jesteśmy na
kolizyjnym? Po co chcesz puścić swojego psa do mojego, jak się o niego boisz, jak
go będziesz szarpał na smyczy na każdy szybszy ruch mojego psa. Po co do nas
podchodzisz, jeśli masz bojaźliwego psa, który będzie skowyczał na samo podejście
mojego?
Dlaczego prowadzisz psa całą
szerokością chodnika, tak że nie możemy cię spokojnie minąć ani z jednej, ani z
drugiej strony? Nie wiesz, że oprócz rozwijania, smycz automatyczną można też
skrócić? Może ktoś będzie jechał ścieżką rowerową i nie zauważy twojej flexi?
Może twój piesek odbije w bok wprost pod koła samochodu? Może ktoś nie chce,
żeby twoja psia słodycz podbiegała i skakała na jego psa, zwłaszcza
przyczepiona z drugiej strony smyczy do człowieka?
A gdy podchodzisz jakimś cudem przeze
mnie niezauważony i puszczasz swojego psiaka, żeby się ”pieski przywitały”, to
dlaczego szarpiesz smyczą i uciekasz przed moim „agresorem”, który robi ukłon
do zabawy? Prowokujesz tym mojego psa do pogoni i złapania twojego.
No dobrze, nie wiesz, że inny
pies może nie lubić psów, bać się psów, być agresywny itp. Lub że inny człowiek
może znać własnego psa i nie pchać go do witania. Lub że właściciel chce oduczyć swojego psa
podchodzenia do innych psów. Ok, możesz myśleć, że wszystkie psy będą akceptować
twojego pieska, nawet jak skacze im na grzbiet, bo jest przecież słodki.
Ale gdy już podejdziesz
znienacka, a mój pies zawarczy lub szczeknie, to przynajmniej nie „ojezusuj” mi
tu pod nosem.
Najlepiej zobrazuję to historią, która przytrafiła mi się rok temu, w
czasach, gdy mój pies raczej przechodził obok psów tylko na nie patrząc, ale
już do nich nie wyrywał i nie odstawiał mi cyrku. Otóż idziemy sobie na
wieczorny spacer, na smyczy, dość szybkim krokiem. Widzę, że z naprzeciwka idą
dwie dziewczyny z mopsem. Pies lawiruje między nimi, biega z lewej na prawą
stronę chodnika i z powrotem, na automacie. Ale, myślę, chodnik szeroki. Ale, z
drugiej strony, pies na flexi. Ponieważ jest wieczór i mam po ciężkim dniu
osłabiony instynkt samozachowawczy, idę dalej. W pewnym momencie mopsik
podbiega do mojego psa, ja mówię „ok”, że może podejść, a nagle pani mopsika
szybciutko, zgrzyyyyt go pazurami po chodniku, w swoją stronę ściąga. No i mój
odwalił stary numer z agresją smyczową, jak się patrzy. A co na to właścicielka
mopsa? Ojeeeezus! Jaaaki agresywny!
Rzadko kiedy przychodzi mi na myśl taka wiązanka inwektyw, jak w
tamtej chwili.
Nie wiem, jak resztę ludzi, ale
mnie takie zachowanie po prostu bardzo irytuje. Może zanadto wgłębiam się w
intencje ludzi, może te odruchowe komentarze traktuję zbyt serio, a może po
prostu jestem zbyt wrażliwa albo - zbyt nerwowa. Niemniej jednak bardzo dużo się
napracowałam z niepewnym siebie, lękliwym psem z całą gamą problemów
behawioralnych, a ktoś mi to psuje i jeszcze komentuje nieprzyjemnie. Ktoś, kto
nie zna przyczyn ani skutków psich zachowań, nie zna się na komunikacji,
zwyczajnie trafił mu się zrównoważony pies z silnym popędem stada, więc nie
musi za bardzo się znać.
Ok, ja rozumiem, że mam czarnego kundla, a nie ślicznego, białego maltańczyka. Zdaję sobie sprawę, że jak mój Nuk zawarczy spod płuc, to ciary po plerach mogą przewędrować i że to zupełnie inaczej brzmi niż słodko-śmieszne warczenie małego pieska zahaczające o ultradźwięki. Wiem o tym, że ludzie się boją warczących czy szczekających psów, nawet jeśli to warczenie i szczekanie jest tylko w zabawie. Wiem, że to trudno rozpoznać.
Ale, ale - to nie ja podchodzę "się witać". Ja nie podchodzę wcale, bo nie umiem przewidzieć reakcji człowieka na reakcję mojego psa.
Mojemu psu nigdy się nie przytrafił wyskok "agresji smyczowej" w stosunku do psa luzem, gdy właściciel był daleko i gdy z braku innej możliwości pozwoliłam psom podejść do siebie. Natomiast nerwy właściciela, szarpanie swoim psem, ciągnięcie go do tyłu, wyrywanie się psa, stawanie na dwóch łapach, może spowodować taką reakcję.
resume
Tak już jest, że wielu
właścicieli psów nie za dużo wie o psach, w tym niestety o swoich psach również. Źle interpretujemy zachowania, mowę ciała, a także dźwięki, jakie psy wydają. Nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć reakcję swojego, a co dopiero cudzego psa. Podchodzimy do drugiego psa, a potem szarpiemy swoim, żeby szybko, o jezus, odciągnąć od źródła "zagrożenia". Nie jesteśmy wszyscy behawiorystami ani specami od psiej komunikacji. A skoro tak, zajmijmy się swoim psem na spacerze z nim i prowadźmy go po swojej stronie chodnika.
Czy przyszłoby wam do głowy puszczać
swojego psa tak, by zaczepiał psy i ludzi na chodniku? Czy zdarzyło wam się
„ojezusować”? Czy raczej jesteście po mojej stronie mocy i też was to „ojezusowanie”
wkurza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz